środa, 16 grudnia 2015

Alienkowa lista życzeń pod choinkę i na przyszły rok :)



Wszyscy na swoje blogi wrzucają posty z listą życzeń pod choinkę. Ja także to zrobię, a nuż widelec Mikołaj, czy też Gwiazdka przeczytają i znajdę jeden ze swoich prezentów marzeń pod choinką. Swoją listę jednak poszerzę o rzeczy, które chciałabym mieć/kupić/dostać także w nadchodzącym roku. Jesteście ciekawe, czego pragnie Alienka?

Tołpa seria Atopic - Lipidowy Krem Regenerujący. Najlepszy krem do twarzy na zimę?



Jakiś czas temu pokazywałam Wam rzeczy, które dostałam od firmy Tołpa będąc na szkoleniu. Wśród wielu dobroci znalazł się tam krem, który idealnie wpasował się w potrzeby mojej skóry. Krem ten pochodzi z serii Atopic. I mimo tego, że seria ta przeznaczona jest głównie dla osób z atopowym zapaleniem skóry, nie ma żadnych przeciwwskazań, by produktów z tej serii używały także osoby niedotknięte tą chorobą. Jak się sprawdził na mojej skórze i dlaczego właściwie sama go testowałam zamiast oddać komuś z AZS? Dowiecie się nieco dalej. Zapraszam do lektury!

wtorek, 15 grudnia 2015

Kallos Banana - Pięknie pachnąca ale nic nierobiąca maska do włosów...





Dawno, dawno temu opisywałam Wam maskę Argan z Kallosa (KLIK). Dziś przyszedł czas na kolejną maskę z tej właśnie firmy. Tym razem post będzie o pięknie pachnącym diabełku czyli maska Banana. Dlaczego właśnie diabełek? I co z nią jest nie tak? Wszystkiego dowiecie się, jak przejdziecie nieco dalej.


środa, 2 grudnia 2015

Semilac - Moje odczucia, dlaczego własnie ta firma i moja kolekcja lakierów.


Zapanowała moda na semilaca. Manicure hybrydowy opanował połowę Internetu i drugą połowę kobiet, które uwielbiają dbać o paznokcie. Nie rozumiałam, dlaczego właśnie Semilac? Przecież jest tyle innych firm, które produkują lakiery hybrydowe w o wiele niższej cenie. Pomyślałam więc, że to trochę taka nagonka sponsorowana, że Semilac chce się wypromować. I zaczeło się testowanie wszystkiego, byleby nie był to Semilac...

Nowości u Alienki Październik/Listopad ! Beaver, Nacomi, Gosh, Lumene, Paese i wiele, wiele innych. Krótki przegląd nowości.



Witajcie! Pamiętacie, jak przed wakacjami i w ich trakcie mówiłam Wam, że mam bana na wszelakie zakupy komsetyczne? No jasne, że pamiętacie, bo żadna notka z nowościami nie pojawiła się od tamtego czasu. Dziś czas to zmienić. Pokażę Wam kosmetyki, które wpadły w moje ręce w ostatnich dwóch miesiącach. Nie wszystkie kupiłam, niektóre dostałam – nie będę tego ukrywać. Nie wszystkie także otworzyłam. Mam ogromne zapasy, które staram się codziennie pomniejszać, ale nie jest to takie proste. Ale mogę Wam jedynie obiecać, że każdy pokazany produkt w dzisiejszym poście będzie opisany w osobnym wpisie z recenzją. A produktów jest naprawdę dużo, także dużo recenzji i czytania przed Wami! :)
Tymczasem zapraszam Was nieco niżej, gdzie pokażę Wam, co wpadło w moje ręce w ostatnich dwóch miesiącach. Miłego oglądania i czytania!

sobota, 21 listopada 2015

Tołpa dermo face sebio, Płyn micelarny do mycia twarzy i oczu. Czy coś mu brak?

Jakiś czas temu pokazywałam Wam na moim profilu na Instagramie płyn micelarny, którego byłam bardzo bardzo ciekawa. Jest to micel, na który długo się czaiłam. Podchodziłam do niego, czytałam, patrzyłam, rezygnowałam, po czym wracałam ponownie aż w końcu do kupiłam. Co to za produkt? Tołpa dermo face pfysio, płyn micelarny do mycia twarzy i oczu. Po zużyciu całej dużej butelki płynu z Garniera, o którym pisałam TUTAJ, miałam wobec niego dosyć duże wymagania. Czy sprostał? Przekonacie się, jeśli przewiniecie posta nieco niżej :) Zapraszam do czytania.



OPAKOWANIE.
Duża, masywna butelka o bardzo ciekawej szacie graficznej. Mam wrażenie, że wszystko jest tu na swoim miejscu, a każda etykieta jest umieszczona z pomysłem i konsekwencją. Oczywiście wszystkie produkty tej firmy utrzymane są w równie pięknej stylistyce opakowań. Co do samego opakowania. Posiadam dużą butelkę o pojemności 400ml. I wszystko byłoby ładnie i pięknie, bo dobrze leży w dłoni i ładnie wygląda, oprócz dwóch małych rzeczy. Po pierwsze podczas pierwszego użycia urwałam kawałek korka, który zabezpiecza butelkę przed wylaniem płynu. Liczyłam na znacznie lepszej jakości plastik. Po drugie płyn podczas wylewania na płatek wylewa się przez korek! I nieważne, czy zrobię to szybko, czy wolno, ostrożnie, czy nie, on i tak się wyleje. A szkoda, bo nie lubię, kiedy coś na darmo się marnuje...
Za 400ml zapłaciłam 19,99zł.







ZAPACH.
Bardzo delikatny. Pachnie dla mnie jak jakiś luksusowy produkt. Delikatnie, ale wyczuwalnie. Jeden z lepszych zapachów kosmetyków, jaki miałam okazję poznać. Lekki dla nosa, nie drażni go, jest ulotny, dzięki czemu czuć go jedynie przez chwilę.

DZIAŁANIE.
Podczas pierwszej aplikacji, tak jak i w przypadku Garniera nie polubiłam go. Wylewało się go dużo, wlewał się do oka i niezbyt dobrze radził sobie z makijażem. Po kilku dniach nauczyłam się używać go w mniejszej ilości, aczkolwiek ciężko było ze względu na to, że przez nieszczęsny korek produkt się wylewał... No nic. Kiedy już uporałam się z dozowaniem produktu pojawiło się szczypanie oczu... O ile nic nigdy mnie nie piekło, to właśnie mnie piecze. Na szczęście trwało to kilka dni i nigdy już nie powróciło więc wybaczam. I o ile nauczyłam się wylewać tyle ile trzeba i oczy też przestały mnie piec o tyle produkt niestety nie przypadł mi do gustu. Jest dobry, nie mogę powiedzieć, że nie. Ale trzeba się trochę namęczyć, by zmyć nim makijaż. I tak, jak w przypadku Garniera cały wstępny demakijaż został wykonany 3 płatkami, tym płynem zużywam dokładnie 2 razy tyle płatków. Po 2 na każde oko i 2 na całą twarz... Próbowałam wylewać go więcej na płatek z myślą, że lepiej zmyje makijaż ale kończyło się to wlewaniem się płynu do oka i nieprzyjemnym uczuciu. Także zmywa, zły nie jest, bo znam wiele dużo gorszych płynów, ale miałam co do niego duże i niestety nie sprostał.
Co do łagodzenia – faktycznie jest dla skóry delikatny. Pielęgnuje ją, nie podrażnia, prawie nie przesusza. Piszę prawie, bo mam wrażenie, że lekko wysusza okolicę oczu.
I przypomniało mi się jeszcze jedno. Zostawia przez chwilę na skórze uczucie wilgotnej skóry, co potem przechodzi w lekko kleisty film na skórze. Nie jest to może tłustość, ale bardzo nieprzyjemne uczucie. Na pewno nie jest to odczucie świeżej skóry po demakijażu.

WYDAJNOŚĆ.
Na zdjęciu widzicie dokładnie połowę opakowania, którego używam od połowy października. Nie uważam go za mega wydajny produkt, ale nie jest też źle. Gdyby się nie wylewał podczas nakładania na płatek na pewno byłby wydajniejszy.



PODSUMOWANIE.
Nieco się rozczarowałam. Od tej firmy spodziewałam się czegoś naprawdę super. Produktu, który zawładnie moim sercem i sprawi, że skuszę się na więcej produktów tej firmy. Nie jest to zły produkt, bo zmywa makijaż, ale niestety sprawia to nieco trudności. Nie używa się go miło, szybko i przyjemnie... A szkoda, bo zapowiadało się świetnie. Bardzo chciałam go przetestować i jak się okazało nie było powodu, by się tak śpieszyć... Cena na pewno niektórych przerazi bo w regularnej cenie kosztuje ponad 30zł. Powiem tak: jeśli zmywałby makijaż tak, jak trzeba, był bardziej wydajny i miał lepsze opakowanie na pewno bym go poleciła.
Także jeśli chcecie go przetestować, nie będę Wam go odradzać, bo po raz kolejny powtarzam, że nie jest to zły produkt. Być może Wam przypadnie do gustu i Wy będziecie z niego zadowolone. Póki co testuję inne produkty tej firmy i jestem w pełni oczarowana, tak, jak byłam zachwycona żelem peelingującym, o którym pisałam TUTAJ. Ale o nowościach i recenzjach za jakiś czas :)


Znacie ten produkt? Jakie macie odczucia co do firmy Tołpa? Co polecacie, a czego nie? Czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Buziaki ! :*


piątek, 20 listopada 2015

ARTDECO Angel Eyes Maskara - Największy tuszowy zawód ostatnich miesięcy...

Znacie mnie i moje zamiłowanie do maskar. Uwielbiam malować rzęsy i testować coraz to inne tusze do rzęs. Tym razem miałam okazję przyjrzeć się bliżej i popracować, a także pomalować trochę tuszem Art deco Angel Eyes. Znacie ten tusz? Jeśli nie, to koniecznie zapraszam do dalszej części. Bo tusz wywołał we mnie tak skrajne emocje, jak żaden inny...



OPAKOWANIE.
Tusz zapakowany jest w czarny kartonik, którego ja nie posiadam. Sam tusz ma piękne, czarno srebrne, klasyczne opakowanie. Minimalizm etykiet i napisów urzekł mnie totalnie. Podoba mi się w nim wszystko, oczywiście mówię o opakowaniu, oprócz tego, że brakuje mi w nim kliknięcia przy zakręcaniu tuszu. Nie mam pewności, czy zakręciłam go dobrze, czy do środka nie dostaje się powietrze. Nie mam czasu i nie chce mi się zakręcać go mocno i sprawdzać, czy na pewno jest zakręcony. Na domiar tego mam chyba za dużo siły w rękach i takie mocne dokręcanie może skończyć się pęknięciem zakrętki :D
O ile się nie mylę tusz ma pojemność 10ml i jest ważny 6 miesięcy od momentu otwarcia. Jego cena do tej pory wynosiła ok 60zł, a teraz można go dostać za niecałe 30zł.



SZCZOTECZKA.
Taka hmm.. Normalna? Ma lekko stożkowaty kształt, w miarę długie włoski i nieco duże przerwy między nimi, jeśli wiecie o co mi chodzi. Nie jest ani za duża, ani za mała. Ale jest z nią jeden problem. Już przy pierwszym wyjęciu tuszu nie spodobało mi się to, że nadmiar produktu zbiera się na końcu szczoteczki. W ogóle na całej jej długości zbiera się dosyć dużo tuszu. Pięknie rzęsy wyciąga, ale niestety strasznie je skleja.



KONSYSTENCJA.
Jest rzadki, ale z każdym dniem lekko przysycha i staje się gęstszy. Także w tym aspekcie nie różni się niczym od każdego innego tuszu do rzęs.

APLIKACJA.
No i tutaj właśnie mam z nim nie lada problem. Bo raz maluje mi się dobrze, a raz po prostu makabrycznie. Ale od początku. Tusz ma działanie pogrubiająco – wydłużające. Co do pogrubiania, na pewno bardzo średnio pogrubia. A wydłużać – wydłuża pięknie. Szkoda tylko, że potrafi sklejać rzęsy. Jest to wynikiem na pewno dosyć sporej ilości tuszu na szczoteczce. Mogłabym go oczywiście zebrać chusteczką higieniczną, ale sorry (!) nie uśmiecha mi się marnowanie produktu o wartości prawie 60zł na wycieranie do w chusteczkę. Ponad to, żeby nie uzyskać efektu pajęczych rzęs trzeba się trochę namachać, żeby rozczesać rzęsy. Czyli mówiąc krótko, tusz wymaga nieco czasu i cierpliwości. Nieco wolno wysycha, więc trzeba uważać przy mruganiu powiekami :)

TRWAŁOŚĆ.
Tutaj nie mam żadnych zastrzeżeń. Trzyma się pięknie. Nie rozmazuje, nie kruszy, nie robi pandy pod okiem. Na rzęsach trzyma się w stanie nienaruszonych przez 12 godzin. A zmywa się mimo wszystko dobrze, także podczas demakijażu nie mam z nim problemu.

EFEKT NA OKU.




PODSUMOWANIE.
Bardzo średni tusz. Za dużo go na rzęsach, za bardzo skleja. Jedyne co pięknie robi to wydłuża rzęsy. Na pewno nie zapłaciłabym za niego 30zł, nie mówiąc już o jego cenie początkowej 60zł. Rozczarowałam się tym tuszem, bo tak znana firma, tak dobre mają kosmetyki a ten tusz to dla mnie jakaś masakra... U mnie się nie sprawdził, a wcale nie jestem jakąś wymagającą osobą, co do maskar. Może Wam podpasuje, mnie niestety się nie spodobał. A szkoda, bo bardzo na niego liczyłam.


Miałyście ten tusz? Używałyście? Co sądzicie o tym produkcie? A może macie podobne doświadczenia niekoniecznie z tą firmą? Czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Buziaki ! :*


wtorek, 17 listopada 2015

Mariza, Maseczka do twarzy z kwasem hialuronowym i algami morskimi, nawilżająca. Mój hit w nawilżaniu skóry na zimę!

Jak wiecie (ja także od niedawna wiem), jestem posiadaczką mega suchej skóry, o czym pisałam TUTAJ. Staram się nawilżać ją czym mogę. Stosuję kremy, maseczki i co tylko mogę, by dać mojej skórze odrobinę komfortu i doprowadzić ją do stanu używalności. I stąd właśnie mój dzisiejszy post. Opiszę Wam produkt, który sprawia, że moja skóra czuje się lepiej, jest nawilżona i miękka w dotyku. Co jest tym magicznym produktem? Mariza, Maseczka do twarzy z kwasem hialuronowym i algami morskimi, nawilżająca. Wiecie, że bardzo lubię tą markę? Znacie ten produkt? Jeśli nie, zapraszam Was do dalszej części posta!



OPAKOWANIE.
Biała, miękka, plastyczna tubka z zakręcaną zatyczką. Ładna szata graficzna, taka 'czysta'. Oczywiście na opakowaniu mamy nadrukowane wszystkie najważniejsze dla użytkownika informacje takie, jak pojemność, skład, sposób użycia, data przydatności itp. Mogę dodać od siebie, że jest to jedno z najwygodniejszych w użyciu opakowań. Obojętnie, czy chodzi o krem, czy podkład, czy jakikolwiek inny kosmetyk. Maseczka ma pojemność 60 ml. I kosztuje ok 16zł w katalogu Marizy.

SKŁAD.

 

KONSYSTENCJA.
W moim odczuciu jest lekka, wodnista, rzadka. Niezwykle przyjemna w nakładaniu na twarz.



ZAPACH.
Lekki, świeży. Czuję tutaj zapach, który kojarzy mi się z morzem, oceanem, świeżością wody. Bardzo przyjemny i nie drażni nosa.

APLIKACJA.
Niezwykle przyjemna. Lekko sunie po skórze, co sprawia, że aplikacja jest szybka i prosta. Ja aplikuję ją 2 – 3 razy w tygodniu na dwa sposoby. Często nakładam grubszą ilość na noc, i tak idę spać. Częściej jednak zdarza mi się ją nakładać cieniutką warstwą z samego rana.

DZIAŁANIE.
Maseczka świetnie nawilża skórę. Może nie jest to nawilżenie, które wystarczy nam na cały tydzień i mamy z głowy stosowanie czegokolwiek przez następne 7 dni. Doraźnie sprawia, że skóra jest miękka, sprężysta i przyjemna w dotyku. Sprawdza się nie tylko nałożona w grubej ilości na noc, ale także w cienkiej ilości pod makijaż. Rewelacyjnie współpracuje z podkładami, bazami czy pudrami. Nie powoduje rolowania się makijażu, nie powoduje ważenia się kosmetyków nałożonych na maseczkę. Przedłuża trwałość makijażu i sprawia, że skóra w trakcie noszenia make upu nie staje się suchą skorupą.
Ponad to: nie zapycha, nie uczula, nie podrażnia, nie tworzy grudek na skórze, nie pozostawia tłustego filmu na skórze.



WYDAJNOŚĆ.
Jak już wspomniałam wcześniej używam maseczki 2 – 3 razy w tygodniu na noc, w postaci grubszej warstwy i sporadycznie cieniutką warstwą pod makijaż. Opakowanie jakiś czas stało w kącie z powodu szału na inne produkty, ale przeprosiłam się z nią i służy mi od początku sierpnia i jest jej jeszcze sporo. Także mogę stwierdzić, że jest to bardzo wydajny produkt.

PODSUMOWANIE.
Jest to naprawdę świetna maseczka dla osób, które nie lubią bawić się w nakładanie i zmywanie masek z twarzy. Ta wchłania się całkowicie. Ponad to świetnie nawilża skórę. Nie powoduje uczucia tłustości, nie zostawia żadnego tłustego filmu po wchłonięciu. Kosztuje niewiele, jest nieco trudna w zakupie, ale dla chcącego nic trudnego. Serdecznie Wam ją polecam!

Miałyście tą maseczkę? A może macie i lubicie jakąś inną maskę nawilżającą do twarzy? Jeśli macie jakieś uwagi, spostrzeżenia lub po prostu chcecie się podzielić swoją opinią na temat tej maski, czekam na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*


sobota, 14 listopada 2015

Relacja z Eventu Makijażowego Marki Gosh z udziałem Mistrzyni Polski Wizażystów 2015 - Anną Muchą !

Witajcie! Kilka dni temu odbył się event w jednej z zamojskich galerii handlowych. Pisałam Wam o tym kilka postów wcześniej. I obiecałam Wam wtedy, że pokażę Wam relację z tego dnia. I oto jest ona! Zapraszam na kilka słów ode mnie i kilka zdjęć z całego wydarzenia.
 

Event zaczął się punktualnie o 12, kiedy w drzwiach drogerii stanęła Anna Mucha. (Osobom, które siedzą trochę głębiej w makijażu nie muszę jej przedstawiać, ale tym z Was, które nie wiedzą kto to już śpieszę z informacją. Otóż Anna Mucha jest Mistrzynią Polski Wizażystów 2015). Miała ze sobą niewielki kufer, co mnie początkowo nieco zdziwiło, bo sama posiadam dwa rady większy... Ale to, co było ukryte w kufrze wymazało pierwsze wrażenie. Oczywiście w środku znajdowały się kosmetyki marki GOSH, które mnie totalnie oczarowały. Tym razem już bezsprzecznie i uważnie będę się przyglądać kosmetykom tej firmy, bo jestem nimi oczarowana!


Wracając do tematu, oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie usiadła na magicznym krześle i nie poddała się umiejętnościom Ani. I powiem Wam, że to mega dziwne uczucie być malowaną przez kogoś innego. Rzadko zdarza mi się, że maluje mnie ktoś obcy, a jeszcze rzadziej, że jest to mistrzyni Polski w wizażu. Podczas całego makijażu Ania wypytała mnie o pielęgnację, kosmetyki, których używam na co dzień, o to jak zachowuje się moja skóra oraz jakie mam wymagania od makijażu. Pokazała mi kilka ciekawych technik, kilka rad pielęgnacyjnych, kilka ciekawostek makijażowych i przekonała mnie do nowego podkładu Gosha, Drops :D Mam nadzieję, że ja będę umiała go nałożyć tak perfekcyjnie, jak Ania :D














Co do samego makijażu miałam pięknie rozświetloną cerę, wręcz promienistą. Oczy miałam delikatnie przydymione i to całkiem inną techniką niż robię to ja sama. Makijaż bardzo mi się podobał. Wyglądał świeżo, naturalnie, nie był przesadzony i nie wybijał się na pierwszy plan. 
I muszę tutaj pochwalić Anię za to, że jest mistrzem w doprowadzaniu do perfekcji każdego makijażu. 
Cała moja konsultacja trwała jakąś godzinę, ale to ze względu na nasze gadulstwo i kupę śmiechu oraz plotek o makijażu i nie tylko :)





Po mnie oczywiście na fotel usiadło kilka pań, które wiem, bo pobawiłam się w detektywa :D, że były zadowolone i z rad, jakimi uraczyły je Ania i Kasia podczas konsultacji, jak i z samego makijażu, jaki wykonały :)













Po lewej Kasia, po prawej Ania.

Oczywiście nie mogę zapomnieć o drugiej czarnowłosej pani, która jest Animatorką Marki Gosh i jest dostępna dla Was stacjonarnie w drogerii Laboo w Zamościu. Kasia, bo tak ma na imię, pod okiem Ani uczyła się, jak przeprowadzać konsultacje, jak podchodzić co klienta i już niedługo odbędą się kolejne konsultacje, tym razem prowadzone właśnie przez Kasię. Oprócz fachowych porad i podpowiedzi w doborze kosmetyków, Kasia wykona także makijaż.
Na pewno Wam dam znać, kiedy będzie następny event! :)



Całe wydarzenie potoczyło się w bardzo miłej atmosferze, a sama Ania jest osobą bardzo profesjonalną, z ogromną wiedzą, a przy tym tak strasznie skromną, że kiedy zobaczyła plakat, na którym było jej zdjęcie z podpisem Mistrzyni Polski Wizażystów 2015 powiedziała do mnie, że nie może się przyzwyczaić. Jest niesamowicie ciepłą, miłą osobą, która jest uśmiechnięta, pełna energii i widać, że wizaż to całe jej życie.
Swoją drogą, Aniu jeśli to czytasz to serdecznie Cię pozdrawiam! :)


Mam nadzieję, że bierzecie udział w takich eventach. Jest to świetny sposób na 'dorwanie się' do czystej, profesjonalnej wiedzy. Jeśli macie okazję, to korzystajcie kiedy tylko możecie, bo to rewelacyjna forma rozrywki połączona z nauką.


To jak z Wami jest? Chętnie bierzecie udział w takich wydarzeniach, czy raczej stoicie z boku? Czekam na Wasze komentarze :)
Buziaki ! :*