sobota, 31 stycznia 2015

MAKIJAŻ - Codziennie rozświetlenie!

Witajcie!
Po dłuższej przerwie makijażowej i zasypywaniem Was recenzjami, nadszedł czas na makijaż! Wiele w Was powie 'w końcu!'. I dobrze! Czas najwyższy kopnąć się w tyłek i zacząć tworzyć.
Dziś makijaż delikatny, subtelny, kobiecy, lekko cukierkowy i świetnie rozświetlający. Wydaje mi się być idealnym, jako codzienny makijaż, ale także na wieczorne wyjścia dla osób, które nie lubią mocnych i ciężkich makijaży.
Jesteście ciekawe, czego użyłam i jak wygląda makijaż? Zapraszam do dalszej części posta!










 Lista użytych kosmetyków:

Oczy:
Essence I love stage baza pod cienie (KLIK)
Editt Cosmetics Cień BIG (KLIK)
Inglot 330M, 423P,
Mariza Czarna kredka do oczu
Essence Big Bright Eyes Highlight It... Pearly (KLIK)
Essence Multi Action Maskara (KLIK)

Twarz:
Kobo Modeling Illuminator with Ten's up, 101 (KLIK)
Revlon Colorstay 250 Fresh Beige
Pierre Rene Loose Powder (KLIK)
Mariza Puder rozświetlający w kulkach, ciemny
Editt Cosmetics Cień BIG, użyty jako rozświetlacz (KLIK)
Essence Beauty Beats Blush, 01 grupie at heart

Usta:
Rimmel Vinyl Gloss, 260 Happy Spirit


Co sądzicie o tym makijażu? Lubicie takie delikatne podkreślenie urody na co dzień? Czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Buziaki ! :*

Jeśli czujecie niedosyt i chcecie więcej, zapraszam do śledzenia mojego instagrama. Tam pojawia się znacznie więcej niż tu na blogu, a dzięki obserwowaniu mnie na pewno będziecie na bieżąco. Wystarczy kliknąć poniżej!


http://instagram.com/dziewczynaaliena


piątek, 30 stycznia 2015

RECENZJA - Essence Big Bright Eyes Highlight It... Pearly! Mistrz rozświetlania :)

Witajcie!
Tak się rozpędziłam z recenzjami, że ciężko mnie zatrzymać. A tak szczerze – po prostu nadrabiam zaległości.
Dziś na tapecie kredka, która zawładnęła moim sercem pod wieloma względami. Zobaczyłam ją po raz pierwszy w filmie Hani na jej kanale na youtube. Digitalgirl pokazywała tam inną wersję kredki, niż ta którą ja posiadam. To właśnie po jej filmie pobiegłam do natury, wypatrzyłam, kupiłam, użyłam i przepadłam. Kredka o której mówię to Essence Big Bright Eyes Highlight It... Pearly. Kredka jest dostępna także w wersji nude.
Co sądzę o tej kredkę i jaka ona jest? Zapraszam do lektury!



Essence Big Bright Eyes Highlight it... Pearly
Dostępność: Szafy Essence, Drogerie Natura, Laboo, Hebe
Cena: ok 9zł
Waga: 1,41 grama
  • OPAKOWANIE.
Kredka przychodzi do nas jako mała, lekka, gruba kredka z plastikową zatyczką. Bardzo ładny design, ładny, słodko różowy kolor kredki przyciąga mój wzrok. Uważam, że wygląda niezmiernie uroczo.



  • KOLOR.
Biało perłowy kolor z dużą domieszką różowych pigmentów, które pięknie odbijają światło. Kredka pozostawia piękną taflę na skórze.



  • KONSYSTENCJA.
Kredka jest miękka, kremowa, nieco sucha ale nie drapie oka, a gładko sunie po skórze.

  • APLIKACJA.
Kredka ze względu na swoje właściwości rozświetlające może być nakładana na wiele miejsc na twarzy. Mam tu na myśli wewnętrzne kąciki oczu, łuk brwiowy, czubek i grzbiet nosa, łuk kupidyna, szczyty kości policzkowych. Kredka nakłada się łatwo, miękko sunie po skórze, nie drapie. Aplikuje się dość grubą warstwą, którą ja lekko rozklepuję palcami. Oczywiście efekt samej kredki, nieroztartej palcami także jest fajny, ale zbyt widoczny i zbyt oczywisty na pierwszy rzut oka. Kredka nie potrzebuje utrwalenia, świetnie trzyma się na skórze, dając pięknie odbijającą światło taflę. Zapomniałam wspomnieć, że zdarza mi się także nakładać ją na linię wodną oka. W tej roli także sprawdza się bardzo dobrze. Nie jest tak widoczna, jak biała kredka i jest także mniej widoczna od kremowej, cielistej kredki. Daje bardzo delikatny efekt rozświetlonej linii wodnej oka.


  • TRWAŁOŚĆ.
Kredka, jak już wspomniałam wcześniej nie potrzebuje żadnego utrwalenia. Trzyma się cały dzień dokładnie w tym miejscu, na jakim została zaaplikowana. Nie schodzi z twarzy, nie robi plam, nie roztapia się, nie spływa z twarzy ani nie wchodzi z naturalne zagłębienia twarzy, czy też zmarszczki mimiczne.

  • WYDAJNOŚĆ.
Kredka jest dosyć miękka, przez co nie wystarczy nam na pewno na długi czas. Ja używam jej ok 4 miesięcy i strugałam ją ok 5 razy. Co do samego strugania – struga się ją bez problemu, w moim przypadku strugaczką z Avonu :)

  • PODSUMOWANIE.
Bardzo fajna kredka, dająca mega fajny a przy tym bardzo naturalny efekt rozświetlenia części twarzy, które chcemy podkreślić, czy też uwidocznić bardziej. Jest tania, łatwo dostępna, bezpieczna w używaniu – mam tu na myśli fakt, że nie zrobicie sobie nią krzywdy i nie będziecie wyglądać, jak choinka :) Bardzo serdecznie polecam Wam tą kredkę :)



Miałyście tą kredkę? A może jej drugą wersję? A może też jakąś inną z Essence lub innej firmy? Dajcie znać, co o niej myślicie i czy polecacie jeszcze jakieś inne kredki z tego rodzaju. Czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Buziaki ! :*

czwartek, 29 stycznia 2015

RECENZJA - Ziaja Masło Kakaowe do ust. Magik! :)

Witajcie!
Czy Wy też ze względu na zły stan ust nienawidzicie zimy? A no właśnie... Myślę, że większość z Was ma problem z ustami w okresie jesienno-zimowym. Ja zmagam się z ogromnym problemem suchych i spierzchniętych ust. Skórki, które się pojawiają z zastraszającym tempie, wchodzą na plan jeszcze zanim wejdę ja. Także możecie się domyślić, że są naprawdę ogromne. Ale, ale! Znalazłam na nie sposób! Do tej pory pomagała mi maść ochronna z witaminą A, ale niestety mogłam ją stosować tylko na noc, ze względu na jej zapach, konsystencję i gigantyczne opakowanie, niezbyt higieniczne. I tej zimy z pomocą przyszła mi Ziaja. A dokładnie balsam do ust Masło Kakaowe. I właśnie w tej chwili, kiedy ten balsam wylądował w moich dłoniach, życie moich ust diametralnie się zmieniło! Zaraz bardziej szczegółowo dowiecie się, dlaczego.



Ziaja Masło kakaowe, czekoladowy balsam do ust
Cena ok 7zł
Dostępność Sklepy firmowe Ziaja
Pojemność 10ml

Koloru ten balsam nie posiada. Co prawda z tubki wydobywa się nam lekko brązowo – czekoladowy kolor produktu, jednakże na ustach całkowicie znika i staje się transparentny. Co do opakowania, balsam ten kupujemy w pięknym, brązowym kartoniku, którego niestety nie mam, żeby Wam pokazać, ale musicie mi uwierzyć na słowo. W środku znajdziemy białą tubkę z podstawowymi informacjami na temat produktu. Bardzo fajne, wygodne, lekkie, i przede wszystkim bardzo praktyczne opakowanie. Nie ma żadnego problemu z wydobyciem balsamu z tubki, nie musimy martwić się o brak lusterka, bo gwarantuję Wam, że idealnie nabalsamujecie usta bez tego przyrządu. Aplikator jest plastikowy, twardy, ścięty pod skosem, co bardzo ułatwia aplikowanie balsam na usta.



Konsystencja jest bardzo gęsta, treściwa, mazista jeśli mogę to tak nazwać. Balsam jest tłusty ale w bardzo przyjemy sposób. Nie jest to na pewno oleista tłustość. No i najważniejsze dla mnie – w ogóle się nie klei! Zapach... Ojej! Ja tu czuję czekoladę, kakao, nutellę, orzechy. Same kojarzące się z czekoladą zapachy. Przyjemny zapach, chociaż troszkę chemiczny. Jest wyczuwalny podczas aplikacji, jak i po niej, ale z czasem delikatnie zanika. Na temat aplikacji nie powiem Wam zbyt wiele. Po prostu odkręcamy zakrętkę, wyciskamy niewielką ilość produktu i smarujemy nasze skórki (gińcie niedobroty!). Balsam utrzymuje się długo, tak samo, jak i nawilżenie i natłuszczenie ust, jakie daje. W temacie wydajności mogę powiedzieć Wam jedno: jest wydajny! Używam go od początku grudnia i tubka dalej jest pełna produktu. Myślę, że spokojnie balsam potowarzyszy mi do wiosny :) 
Skład:


 
Podsumowując: Rewelacyjny balsam na okres jesienno – zimowy. Doskonale chroni usta przez niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi. Nawilża usta, natłuszcza je, chroni przed pękaniem, pierzchnięciem, nawilża usta, delikatnie je nabłyszcza. Do tego jest tani i raczej dobrze dostępny. Gorąco, gorąco polecam! Z tego co się orientuję jest dostępny w wersji kakaowej, kokosowej i chyba jeszcze jednej, o której Wam nie napiszę bo nie pamiętam :(



Miałyście kiedyś ten balsam z Ziaji? Co o nim sądzicie? Czego Wy używacie w zimie, gdy Wasze usta wołają 'help!'?
Czekam na Wasze opinie w komentarzach!



środa, 28 stycznia 2015

RECENZJA - Bielenda płyn micelarny. Warty uwagi?

Witajcie!
Zakupiłam ostatnio po raz drugi ten sam płyn micelarny, co oznacza, że bardzo go lubię, ale nie wiem czemu, jeszcze Wam o nim nie pisałam. Czas to zmienić! Jeśli jesteście zainteresowane o jaki płyn chodzi i co o nim sądzę, zapraszam do lektury.

Płyn micelarny Bielenda Esencja Młodości
Cera Mieszana również wrażliwa
Cena ok 13-15zł
Kupiony Drogeria Natura
Dostępność: Drogerie Natura, Rossmann, Laboo itp.
Pojemność 200ml



  • OPAKOWANIE.
Zgrabna, przezroczysta buteleczka. Samo opakowanie nie wyślizguje się z ręki, pewnie leży w dłoni. Buteleczka lekka, desing przyjemny dla oka. Naklejki nie schodzą, nie zmywają się i nie odklejają. Solidne zamknięcie typi 'klik'. Na opakowaniu jest bardzo dużo napisów, dzięki którym dowiadujemy się o specyfikacji produktu.


  • ZAPACH.
Bardzo delikatny, świeży i nienachalny. Mam na myśli to, że zapach umila stosowanie produktu a nie wali po nosie smrodkiem. Zapach ładny, tak jak w przypadku wszystkich kosmetyków Bielendy. Jeśli miałyście okazję stosować kosmetyki tej firmy, to wiecie, co mam na myśli.

  • DZIAŁANIE.
Bardzo dobrze zmywa makijaż. Robi to szybko i bez trudności. Zmywanie nim makijażu to naprawdę czysta przyjemność. Jest delikatny, nie wymaga tarcia po oczach, czy twarzy, dosłownie roztapia makijaż. Jedyny kosmetyk, z którym radzi sobie troszkę słabiej to linery do oczu. Ale i one wymiękają pod jego wpływem, wystarczy tylko chwila cierpliwości. Nie pozostawia na skórze tłustości, nie ściąga skóry, nie podrażnia jej.


  • WYDAJNOŚĆ.
Produkt jest wydajny, jak na kosmetyk, którego używamy codziennie. Jedna buteleczka wystarcza mi na okolo 2,5 do 3 miesięcy używania, co uważam za bardzo dobry wynik. Jest to efektem tego, że naprawdę niewielka ilość wylana na płatek kosmetyczny bardzo skutecznie usuwa makijaż.

  • PODSUMOWANIE.
Dla mnie produkt rewelacja! Jest tani, wydajny, skuteczny i do tego polski! Czego chcieć więcej? Dla mnie wygrywa z micelem z Bourjois (RECENZJA i z Kolastyną (RECENZJA), którą swego czasu bardzo lubiłam. Jest nawet lepszy od płynu Dermedic (RECENZJA), który jest naprawdę świetny i na pewno jeszcze do niego wrócę.



Miałyście ten płyn micelarny? Może polecacie jakieś inne kosmetyki od Bielendy? Czekam na
Wasze opinie w komentarzach.
Buziaki ! :*

wtorek, 27 stycznia 2015

RECENZJA - Essence Multi Action Maskara. Ideał po taniości :)

Witajcie!
Tak się za Wami stęskniłam, że chyba powrócę do częstszego pisania :)
Dziś czas na recenzję tuszu do rzęs. Jeśłi śledzicie mnie już dłuższy czas to wiecie, że mam bzika na punkcie maskar i wiecie też na pewno, że moim ulubionym tuszem jest Maybelline The Collosal Volume (RECENZJA).
Dziś napiszę Wam o moim drugim, tak samo mocno uwielbianym ulubieńcu, a mianowicie Essence Multi Action Maskara. Znacie ten tusz? Jeśli tak to rozumiecie mój zachwyt, a jeśli nie, to koniecznie musicie go wypróbować!



Tusz Essence Multi Action Maskara
Cena ok 10zł
Kupiony Drogeria Natura
Dostępność: Szafy Essence: Drogerie Natura, Hehe, Laboo
Pojemność 9ml.


  • OPAKOWANIE.
Tusz, jak to tusz. Proste, zwykłe opakowanie w czarno różowym kolorze (Uwaga! Są także inne kolory tego tuszu – są to inne wersje np. wodoodporne). Bez udziwnień, lekkie. Do opakowania mam tylko jedno zastrzeżenie, a mianowicie to, że nie posiada blokady zamknięcia. Same musimy wyczuć, kiedy tusz jest zakręcony. Gdyby było niewielkie 'klik' miałybyśmy pewność, że tusz na pewno jest zamknięty. Poza tym zastrzeżeń brak.



  • SZCZOTECZKA.
Najnormalniejsza w świecie! Hura! Nie jest silikonowa, a wiecie, że takich szczoteczek nie znoszę. Zwykła, zwykła, zwykła szczoteczka wykonana ze sztucznego włosia. Nie za duża, nie za mała. Idealna :)



  • KONSYSTENCJA.
Ani gęsta, ani rzadka. Moim zdaniem konsystencja tuszu jest świetnie wyważona. Mogłabym określić ją jako lekką, jeśli zrozumiecie, co mam na myśli :)



  • APLIKACJA.
Tusz rozprowadza się na rzęsach jak marzenie. Nie nabiera zbyt dużo produktu, na czubku nie powstaje glut, który często wycieramy o brzeg opakowania, co skraca jego trwałość. Nakładanie tuszu na rzęsy nie trwa co prawda kilka sekund, bo trzeba tym tuszem trochę popracować, ale to zaleta. Rzęsy będą wyczesane, nie sklejone i nie będzie na nich zbyt dużej ilości produktu. Jedyny problem stanowi tutaj odbijanie na powiece, co możecie zobaczyć na zdjęciach. Zawsze pisałam, że odbijanie się tuszu na powiece to tylko kwestia umiejętności malowania, lub ich braku. Niestety tez tusz tak łapie rzęsy, ze dotyka powieki i zostawia na niej ślady. Mnie to jednak do niego nie zraża. Da się temu przecież zaradzić.



  • EFEKT.
Oceńcie same, patrząc na zdjęcia. Mnie ten efekt zadowala. Lubię to, jak ten tusz wygląda na rzęsach. A co najlepsze – w ogóle go na rzęsach nie czuć :) 
Bardzo proszę o niezwracanie uwagi na moje cienie pod oczami, zdjęcia są praktycznie nagie :)







  • TRWAŁOŚĆ.
Nie kruszy się, nie rozmazuje, nie schodzi w trakcie dnia. Na moich rzęsach utrzymuje się do czasu demakijażu :)



  • PODSUMOWANIE.
Najlepszy tusz w tym przedziale cenowym. Mój numer jeden! Jest to już moje chyba z 10 opakowanie i wiem, że na pewno nie ostatnie. Polecałam go nie raz koleżankom i są zachwycone. Używa go nawet moja mama, która jest dość wymagająca jeśli chodzi o kosmetyki, a na dodatek ma bardzo wrażliwe oczy. A skoro mojej mamy nie uczula i nie podrażnia jej oczu to znaczy, że tusz jest warty uwagi.



Miałyście ten tusz? A Moze miałyście jakiś inny z Essence, który dorównuje temu? Czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Buziaki ! :*

poniedziałek, 26 stycznia 2015

RECENZJA - Kobo Professional Modeling Illuminator with Ten's up.

Witajcie!
Po dłuższej przerwie wynikającej z przymusu odpoczynku od wielu spraw, wracam do Was! Mam nadzieję, że nie zapomniałyście o mnie i z chęcią zajrzycie na mojego bloga :)

Od czego zaczynamy po moim powrocie?
Oczywiście od recenzji! Na pierwszy ogień idzie mój najnowszy nabytek w kuferku, chociaż już nie taki młody, bo kupiony ok miesiąc temu :) A produkt ten nazywa się Kobo modeling illuminator with Ten's up. Co o nim myślę i jak się sprawdza? Zachęcam do pozostania przy lekturze :)



KOBO MODELING ILLUMINATOR WITH TEN'S UP.
Dostępność: Drogerie natura
Pojemność: 7ml
Cena: ok 15zł.

  • OPAKOWANIE.
Produkt zamknięty jest w najzwyklejszym opakowaniu, jak ja to mówię – błyszczykowym. Na opakowaniu mamy wszystkie potrzebne nam informacje, oprócz składu kosmetyku. Ładne opakowanie, poręczne i niewielkie. Pojemność 7ml.



  • KOLOR.
Ja jestem posiadaczką korektora w najjaśniejszym odcieniu czyli 101. Bardzo jasny beżowy odcień o właściwościach mega rozjaśniających. Jest bardzo, bardzo jasny i taki na skórze pozostaje, nie ciemnieje i nawet minimalnie nie zmienia koloru, co jest dla niego dużym plusem.

  • KONSYSTENCJA.
Korektor jest gęsty, zbity, treściwy ale mimo to nakłada się go i rozprowadza bardzo przyjemnie.



  • KRYCIE.
Dla moich pięknych, mega dużych cieni pod oczami, dobrze kryjący korektor jest jak miód. I ten właśnie tak na moje cienie działa. Kryje rewelacyjnie ale oprócz tego pięknie rozświetla okolice oczu, tworząc piękne, wypoczęte spojrzenie. Ach... czego chcieć więcej? :)

  • APLIKACJA.
Dzięki 'błyszczykowej' końcówce, która umożliwia nam precyzyjne nałożenie produktu w miejsca, które tego potrzebują, nakładamy odpowiednią ilość produktu. Ja osobiście punktowo aplikuje korektor na skórę po czym wklepuję palcami. Akurat ten efekt, który dają palce wklepujące korektor na skórę pod oczami odpowiada mi najbardziej. (Pamiętajmy, że okolice oczu traktujemy palcem serdecznym, czyli 4, gdyż ma on najmniej siły i posiada najmniejszy nacisk na delikatną skórę wokół oczu). Bardzo fajnie wtapia się w skórę, tworzy z nią jedność. Trzeba tylko poświęcić chwilę na dokładne rozprowadzenie go. Oczywiście w niezbyt dużej ilości, bo wtedy potrafi wejść w zmarszczki! Ze względu na swoją treściwą konsystencję bardzo łatwo z nim przesadzić. Na aplikuję bardzo cienką warstwę i już tyle jest w stanie zakryć moje cienie pod oczami :)

  • TRWAŁOŚĆ.
Wiele z Was narzeka na niego, że wchodzi w zmarszczki, podkreśla suchą skórę, kruszy się, nierówno schodzi. Powiem Wam szczerze, że tego produktu trzeba nauczyć się używać. Nałożony cienką warstwą i lekko przypudrowany jest rewelacyjny i gwarantuję Wam, że nie ruszy się z miejsca przez cały dzień!

  • WYDAJNOŚĆ.
Kosmetyku używam do miesiąca codziennie i przyznam szczerze, że zużycia nie widzę. Jest to spowodowane tym, że nakładam bo bardzo niewiele. Myślę, że posłuży mi na bardzo długi czas.

  • PODSUMOWANIE.
Bardzo polubiłam się z tym korektorem. Jest to mój ulubiony kosmetyk do zadań specjalnych zaraz po kamuflażu Catrice (KLIK) Treściwy, mocno kryjący, długotrwały i niedrogi! Dla niektórych na pewno wyda się zbyt ciężki, zbyt gęsty. Ja takie korektory lubię i wchodzę z nimi w długie romanse :)


Miałyście okazję używać tego kosmetyku? A może polecacie jakieś inne kosmetyki firmy Kobo? Oczywiście oprócz bronzera, o którym ostatnio mówią całe internety :)
czekam na Wasze opinie w komentarzach! :)
Buziaki ! :*