sobota, 28 lutego 2015

MAKIJAŻ - Dzienny makijaż z ciekawym cieniowaniem + Mój pierwszy mini tutorial :D

W końcu nadszedł czas na makijaż! Niestety stan zdrowia i mocne światło nie były dzisiaj po mojej stronie, ale mimo wszystko zebrałam się w sobie i zrobiłam dla Was coś specjalnego - mini tutorial. Nie mam obecnie aparatu, niestety zdjęcia robię telefonem i stąd ich wątpliwa jakość. Wybaczcie, ciągle pracuję w tym temacie... Dobra, koniec wylewania żali - zaczynamy tutorial!

Tak wygląda Alienka saute :) Mam nadzieje, że zostaniecie ze mną mimo wszystko! :)
Oczywiście przed nałożeniem makijażu na twarz nakładam krem nawilżający, a pod oczy krem.
Całą listę kosmetyków wraz z linkami do recenzji znajdziecie na końcu posta.


Jesteście? Żyjecie? No to zaczynamy! :)

Na początek baza pod cienie. U mnie dziś baza z Essence, o której już pisałam na blogu. Poniżej dam Wam link. jej ciemny kolor mnie nie zraża. To dobra baza, a kolor absolutnie mnie od niej nie odstrasza.


Zaczynamy cieniowanie. Brązowym cieniem z inglota zaznaczam zewnętrzny i wewnętrzny kącik oka. Środkową część powieki pozostawiam gołą.


 Kolejnym krokiem w moim makijażu jest nałożenie sypkiego cienia z Marizy. Drobno zmielony pyłek nakładam na sam środek powieki. Aplikuję go palcem - jest mi tak po prostu wygodnie.


Dolną powiekę traktuję tymi samymi cieniami, pozostając ciągle w tym samym układzie kolorów. Zewnętrzny i wewnętrzny kącik ciemne, środkowa część jasna.


Jeśli czytałyście moje ostatnie posty to wiecie, że chwilowo zostałam bez linera, więc linię rzęs zaznaczam jedynie czarnym cieniem. Lubię ten efekt, jaki daje cień, a nie liner.


 Tak wygląda gotowe oko!





Dalszego procesu malowania nie będę Wam opisywać, bo to po prostu nałożenie podkładu, korektora, pudru i najzwyklejsze w świecie konturowanie twarzy. Macie ochotę zobaczyć, jak prezentuje się całość makijażu? Zapraszam do obejrzenia zdjęć!












Lista użytych kosmetyków:
Oczy:
Essence I love stage baza pod cienie (KLIK)
Inglot 423P
Mariza Czarny cień - 09 Głęboka czerń (KLIK)
Mariza Sypki cień - porcelanowy róż (KLIK)
My Secret Satin Touch Kohl - nude nr 19
Bourjois Twist Up The Volume (KLIK)
Twarz:
Kobo Modeling Illuminator with Ten's up, 101 (KLIK)
Catrice Camouflage Cream - 020 Light Beige (KLIK)
Lovely BB Beblesh Balm Nude
Pierre Rene Loose Powder (KLIK)
Wibo Sunny Powder (KLIK)
Editt Cosmetics Cień BIG, użyty jako rozświetlacz (KLIK)
Essence Beauty Beats Blush, 01 grupie at heart
Usta:
Rimmel Vinyl Gloss, 260 Happy Spirit (KLIK)


PS. Moje loki powstały przy użyciu prostownico - lokówki wspomnianej przeze mnie w poprzednim poście. O tym też Wam napiszę :)

Jak Wam się podoba makijaż i pomysł mini tutorialu? Musicie być dla mnie wyrozumiałe - to mój pierwszy raz!
Czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Buziaki ! :*



TAG - Top 10 Kobiety. Mały relaks dla ciekawych!

Witajcie!
Choroba dalej mnie trzyma, więc i czasu więcej dla Was i dla bloga. Zasypałam Was ostatnio mnóstwem recenzji, dlatego też postanowiłam je przełamać TAGiem. Miałam kilka TAGów  w przygotowaniu, ale znałazłam bardzo fajny, taki, dzięki któremu będziecie mogły poznać mnie bardziej. Macie ochotę na chwilę relaksu? Więc kawa/herbata w dłoń i czytamy! :)


TAG - TOP 10 KOBIETY.


1. Coś z ubrań?
Jeśli miałabym wybierać tylko jedną rzecz z mojej szafy, na pewno wybrałabym bardzo wygodne jeansy rurki.
2. Coś z obuwia?
No jak to, co? Wysokie obcasy! Szpilki, koturny, wszystko, co wysokie!
3. Kosmetyk z kolorówki?
Tutaj jest mi bardzo ciężko wybrać jeden kosmetyk. Ale gdybym miała wybrać mój ulubiony kosmetyk kolorowy, tzn mało kolorowy, ale do kolorowych zaliczany, to byłby to tusz do rzęs.
4. Kosmetyk z pielęgnacji?
Tutaj też wybór jest dla mnie cięzki, ale wybieram zdecydowanie krem pod oczy.
5. Przyrząd do włosów?
Moja ukochana prostownico-lokówka z Zelmera! Może niedługo napiszę Wam o niej post, bo jest świetna! 
6. Coś z kuchni?
Lodówka! A niej... dużo jedzenia :)
7. Coś ze sprzętu rtv, agd, auto mobile?
Mój telefon, bez którego nie mogę żyć!
8. Coś z łazienki?
Wanna i długa, relaksująca kąpiel...
9. Coś z sypialni?
Łózko, bo jestem śpiochem!
10. Coś z torebki?
Balsam ochronny do ust, bez niego ani rusz!


Jak Wam się podoba TAG? Wiem, że być może jest stary, ale chwila relaksu i mnie i Wam się należy. Mam nadzieję, że miło spędziłyście tą chwilę u mnie, dowiedziałyście się co nie co o mnie. Zachęcam Was do zrobienia takiego TAGu u siebie! Nie zajmuje dużo czasu a radości ogrom dla obu stron :)

Pozdrawiam!


piątek, 27 lutego 2015

RECENZJA - Eveline Cosmetics Olejek do włosów 8w1. Znienawidzony przez miliony, czy przez Alienkę też?

Nadszedł czas na recenzję olejku do włosów z Eveline. Dlaczego tak długo zwlekałam z wydaniem opinii na jego temat? A to dlatego, że zrażona negatywnymi opiniami odstawiłam go na jakieś dwa miesiące... Ale przypomniał mi o nim mój facet :D Kiedy po kąpieli powąchałam jego włosy i zapytałam co to takiego, odpowiedział: 'Twój olejek do włosów'. Od tamtej chwili używam go przy każdym myciu włosów. Jakie mam zdanie na jego temat?



Eveline Cosmetics Argan + Keratin Olejek 8w1
Dostępność: Ja swój nabyłam na promocji w Biedronce
Cena: Promocyjna 5zł.
Pojemność: 150ml.

  • OPAKOWANIE.
Produkt przychodzi do nas w kartoniku, który niestety od razu wyrzuciłam... Co do samej buteleczki: duża, konkretna, na szczęście zawiera wszystkie potrzebne informacje na naklejkach. Bardzo fajny atomizer, który ułatwia pracę z olejkiem, dzięki niemu oszczędzamy tłustości naszym dłoniom, choć i im przydałaby by się na pewno keratyna :) Fajna zatyczka z zamknięciem na 'klik'. Ogólny wygląd bardzo mi się podoba.



  • KONSYSTENCJA.
Wodnista, bardzo olejowata. Przypomina mi trochę olej do smażenia, taki wiecie, kuchenny :)

  • ZAPACH.
Bardzo słodki, przyjemny, nieco mdły. Kojarzy mi się z kokosem, jedwabiem, migdałami. Skutecznie umila czas mycia włosów i zajmowanie się nimi.

  • APLIKACJA.
Ja olejek nakładam po umyciu włosów i osuszeniu ich ręcznikiem, przed nałożeniem odżywki. Swoją drogą dalej używam Kallosa, którego uwielbiam (KLIK). U mnie aplikacja wygląda następująco: aplikuję kilka pompek ok 3-5 na dłoń, rozcieram w dłoniach po czym wmasowuję we włosy od środkowej długości ku końcom. Omijam skórę głowy, ponieważ moje włosy tam nie potrzebują nawilżenia ani natłuszczenia. Następnie nakładam odżywkę, zawijam w ręcznik i trzymam tak na włosach ok 40 minut. Po upływie czasu zmywam. Producent mówi o aplikacji na mokro i na sucho. Ja osobiście na sucho nie lubię jej stosować bo mam wrażenie, mimo moich naprawdę suchych włosów, że mi je przetłuszcza. Jak już zdarza mi się jej używać na sucho to tylko w przypadku kręcenia włosów lokówką i tylko na końcach, gdzie są najbardziej suche.



  • DZIAŁANIE.
Może nie ma jakiegoś spektakularnego efektu wow, po którym mamy włosy, jak modelki z okładek. Może włosy nie błyszczą nam się jak wiadomo co u psa na wiosnę. Może nasze włosy nie stają się z dnia na dzień piękne i lśniące. Ale wiecie co? Ja ten olejek uwielbiam. Jak wiecie mam naprawdę suche włosy, dosłownie siano. Dzięki używaniu tego olejku mam wrażenie, że moje włosy stały się bardziej miękkie, przyjemniejsze w dotyku, na pewno nieco bardziej lśniące. Musicie jedynie uważać, by nie przesadzić z ilością, bo zrobicie sobie strąki tłuszczu z włosów. Do tego włosy pięknie pachną tym olejkiem przez cały dzień. Ja osobiście widzę duża zmianę kondycji swoich włosów, dzięki temu olejkowi.

  • WYDAJNOŚĆ.
Używam olejku od ponad roku, gdzie dwa miesiące stał nieużywany. Stosuję go dwa razy w tygodniu , czasem nawet raz na tydzień na spółkę z moich facetem, o dziwo! :) jak widzicie na zdjęciu została mi jeszcze połowa, więc posłuży mi na pewno na kolejnych kilka miesięcy.

  • PODSUMOWANIE.
Naczytałam się mnóstwa negatywnych komentarzy na jego temat. Że nie warty ceny, że nic nie daje, że obciąża włosy, że przetłuszcza, że szkoda się nim interesować. I wiecie co? Ja kompletnie nie rozumiem tych opinii. Może nie robi na włosach efektu wow ale naprawdę coś z nimi robi! Jak mówiłam wcześniej, mam włosy bardzo suche i ja widzę zmianę w ich kondycji. I mimo wszystkich złych opinii na jego temat ja jestem zachwycona.



Miałyście ten olejek? Macie jakieś doświadczenia z tym kosmetykiem?
Czekam na Wasze opinie w komentarzach.
Buziaki ! :*

RECENZJA - Essence Eyliner Pen Extra Longlasting. Recenzja skutkująca lądowaniem w koszu...

Witajcie!
Niestety dopadła mnie wstrętna choroba i od dwóch dni leżę w łóżku. Już czuję się znacznie lepiej, a że moje L4 trwa aż do wtorku postanowiłam wykorzystać ten czas na nadrobienie blogowych zaległości. Dziś na odstrzał, dosłownie (!) idzie liner z Essence Eyeliner Pen Extra Longlasting. Czemu napisałam, że idzie na odstrzał? Bo zaraz po napisaniu recenzji ląduje w koszu. A dlaczego? Zaraz się przekonacie – zapraszam do przeczytania mojej opinii.



Essence Eyeliner Pen Extra Long Lasting
Dostępność: Szafy Essence, Drogerie Natura, Laboo, Hebe
Cena: ok 10zł
Pojemność: 1ml (o zgrozo!!!)

  • OPAKOWANIE.
Standardowe, lekkie, kształt długopisu. Bardzo fajne zamknięcie na 'klik', co dla mnie, jak wiecie jest ważne, bo dzięki takiemu zamknięciu wiem, że kosmetyk jest w stu procentach, szczelnie zamknięty. Oprócz tego dużo napisów, szkoda, że nie w języku polskim. I tutaj duży plus, za to, że nawet odrobinę napisy się nie starły!


  • KOLOR.
No czarny, czarny... Szkoda tylko, że trzeba dwóch warstw, by nie wychodziła z niego szarość...


  • APLIKATOR.
Cienko zakończony rysik, dosyć sztywny. Nie za gruby, nie za cienki. Fajnie można nim stopniować grubość kreski, w zależności od tego, czy grubej, czy cieńszej kreski potrzebujemy. I tutaj jego plusy się kończą. Aplikator szybko zapchał się cieniami, szybko wchłonął wszystkie kosmetyki nałożone przed nim, co bardzo utrudnia malowanie kreski. Sam czubek nie maluje już wcale, środkowa część jeszcze jakość zipie. Niestety, bardzo nie lubię tego w tego typu aplikatorach...



  • APLIKACJA.
Przy kilku pierwszych użyciach byłam zachwycona. Super czarna kreska, grubość idalna do wyregulowania... Niestety po dosłownie 5 użyciach kosmetyk zaczął sprawiać trudności. Zaczął pochłaniać cienie z oczu. Niestety ja nie lubię rysować kreski na samym początku makijażu, bo uważam to za bezcelowe, dlatego też kreskę rysuję zawsze na koniec makijażu oka, tuż przed nałożeniem tuszu. Liner stracił z czasem na wyrazistości, zaczął prześwitywać. Żeby był całkowicie czarny potrzebuje dwóch warstw, które ciężko namalować aplikatorem, który zamiast malować zbiera jeszcze nie zastygniętą kreskę swoich suchym końcem...

  • TRWAŁOŚĆ.
Na początku byłam zadowolona. Gdy poużywałam go dłużej zaczął pokazywać rogi. Oprócz fatalnej aplikacji, zaczął się kruszyć, rozmazywać... Nie wytrzymuje w stanie idealnym na oczach dłużej niż 3 godziny. Co dla mnie jest zdecydowanie za mało.

  • WYDAJNOŚĆ.
O tym Wam nie napiszę. Mam go od pół roku i nienawidzę do używać. Szczerze mówiąc nie wystarczyłby na zbyt długo patrząc na jego naprawdę małą pojemność. W tak dużym opakowaniu zamknięto tylko 1ml produktu. To jest masakra!

  • PODSUMOWANIE.
Tak bardzo uwielbiam kosmetyki Essence, że ciężko jest mi napisać cokolwiek złego i produkcie z logo tej właśnie firmy. Zdecydowanie Wam tego linera nie polecam. Więcej z nim męki, jak radości z używania... Mój liner za chwilę ląduje w koszu i moja przygoda z tym produktem właśnie się kończy.



Miałyście kiedyś ten liner? Czy Wy także miałyście z nim tak fatalne spotkanie, jak ja? A może ja mam jakiś trefny egzemplarz?
Czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Buziaki ! :*

poniedziałek, 23 lutego 2015

RECENZJA - Bourjois Twist Up The Volume. Zakręcony tusz - idealny tusz? :)

Witajcie!
Czas na kolejną recenzję tuszu. Tym razem na tapetę bierzemy tusz Bourjois o nazwie Twist Up The Volume. Tusz, który dostałam w prezencie. Nie kupiłabym go sobie na pewno ze względu na jego wodoodporność i przede wszystkim cenę. Dla mnie, czyli osoby, na której każdy, nawet najtańszy tusz się sprawdza, wydanie ponad 40zł na tusz jest nierealne.Nigdy nie miałam tuszu z tej firmy, nigdy nie używałam także takich szczoteczek, także używanie tego tuszu sprawiło mi mega radość!
Tyle słowem wstępu, czas na moją opinię na temat tego kosmetyku :)



Tusz Bourjois Twist Up The Volume
Cena ponad 40zł
Dostępność Wszystkie drogerie, w których jest szafa Bourjois
Pojemność 8ml.

OPAKOWANIE.
Tusz zamknięty w fajnej buteleczce, o bardzo kobiecym kształcie. Opakowanie cechuje się lekkością, dużymi wymiarami. Jak zwykle muszę się przyczepić do braku blokady, dzięki której mamy pewność, że tusz jest zamknięty. Moje zainteresowanie wzbudza jeszcze małe pokrętełko na samym czubku opakowanie. Dzięki opisom dowiadujemy się, że to magiczne coś zmienia naszą szczoteczkę! Ale o tym za chwilę :)



SZCZOTECZKA.
Moje największe zainteresowanie w tym tuszu wzbudziła właśnie ona! Szczoteczka! Po pierwsze jest duża, co ja uwielbiam. Po drugie jest gruba, co także uwielbiam. Po trzecie ma krótkie, silikonowe wypustki, o których dowiedziałam się, że je uwielbiam!
No to może teraz chwilkę o tej magicznej szczoteczce. Na samym końcu szczoteczka jest łysa. Tak! Łysa! Ostatnie 3 mm to łysy, plastikowy czubek. Niestety ja często tym czubkiem maluję dolne rzęsy. I niestety tutaj producent pozbawił mnie możliwości malowania tą częścią, więc skazana byłam na malowanie dolnych rzęs tak, jak i górnych.
Po przekręceniu magicznego pokrętła, szczoteczka nieco się skraca, a włosie układa się w spiralę. Nie zmienia się jego długość. Zmianie ulega jedynie gęstość i spiralne ułożenie. Bardzo fajny bajer, muszę Wam powiedzieć. Chociaż nie wiem, czy nie jest w tym tuszu zbędny.




KONSYSTENCJA.
Nie mam się do czego przyczepić. Ani gęsta, ani rzadka. Nie rozmazuje się, nie klei, nie ciągnie, nie tworzy glutów. Moim zdaniem idealne wypośrodkowanie konsystencji. A co najważniejsze, tusz nie powoduje tworzenia się skorupy na rzęsach, dzięki czemu nasze rzęsy po pomalowaniu są miękkie i absolutnie nie obciąża oczu.

APLIKACJA.
I tutaj muszę Wam opisać tusz dwojako. Z perspektywy prostej i skręconej szczoteczki. Tusz nakłada się bardzo płynnie, lekko. Wymaga kilku pociągnięć po rzęsach, co sprawia, że szczoteczka je pięknie rozczesuje. Jeśli chodzi o prostą szczoteczkę: malowanie nią to czysta przyjemność, tusz nakłada się idealnie. Doza tuszu na rzęsach jest perfekcyjnie nałożona, w ilości odpowiedniej. Tą szczoteczką uzyskujemy efekt długich, pięknych rzęs, idealnie rozczesanych, naturalnie wyglądających. Już jedna warstwa wystarczy, by uzyskać piękną firanę rzęs. Skręcona szczoteczka zaś sprawia nieco trudności. Może nie są one bardzo dotkliwe, ale różnica jest widoczna. Tusz nakłada się już w znacznie większej ilości, rzęsy po pomalowaniu obklejają się tuszem, ale nie jest to efekt sztuczny. Po prostu widać, że doza tuszu, którą nabiera spiralna szczotka jest większa. Rzęsy są widocznie podkreślone, optycznie pogrubione. Ta odsłona szczotki wymaga nieco pracy podczas malowania. Ale żeby było jasne - obie szczoteczki, zarówno prosta, jak i pokręcona są świetne!

EFEKT. 
Efekty ocenicie same patrząc na zdjęciach. Każde zdjęcie jest ubrane w opis, także będziecie wiedziały co i jak w przypadku szczoteczek.


 Po lewej szczoteczka spiralna, po prawej prosta.





TRWAŁOŚĆ.
Tutaj trochę kiepsko, jak na taką cenę. Tusz po kilkunastu godzinach na oczach (tak, tak, tusz u mnie właśnie tyle gości na rzęsach) potrafi się kruszyć. Absolutnie mu to wybaczam bo faktycznie jest wodoodporny i nigdy nigdy nigdy się nie rozmazał. Przetrwał nawet płacz! Podczas demakijażu nie tworzy pandę, ale schodzi małymi okruszkami, co bywa nieco denerwujące. Ale podejrzewam, że jest to wina płynu micelarnego, niż tuszu.

PODSUMOWANIE.
Bardzo dobry tusz, z niesamowicie fajną opcją wybrania efektu dzięki skręcanej szczoteczce. Nie mam mu absolutnie nic do zarzucenia, może oprócz ceny, która dla mnie jest ceną nie do wydania. Może gdybym miała nieco bardziej wymagające rzęsy sięgałabym po te droższe, nieco wyższe półkowo tusze. Ale póki co, wystarczają mi tusze za dosłownie kilka złotych. Na pewno przetestuję wersję niewodoodporną, o ile taką znajdę.
Jeśli macie kilka złotych na zbyciu i chcecie wypróbować bajer w postaci szczoteczki, serdecznie polecam!


Miałyście tą maskarę? Co sądzicie o takich szczoteczkach?
Czekam na Wasze opinie w komentarzach! :)
Buziaki ! :*

poniedziałek, 2 lutego 2015

RECENZJA - Rimmel Vinyl Gloss, 260 Happy Spirit. Idealmy produkt do ust?

Witajcie!
Za oknem pada śnieg, a ja z ciepłą herbatą w dłoni, pod kocem piszę do Was post. A właściwie recenzję kosmetyki, który wędruje ze mną wszędzie. Do pracy, na zakupy, na spacer. Zawsze ląduje gdzieś w mojej torebce, kosmetyczce, kieszeni. Produkt, który uwielbiam, ubóstwiam wręcz. O jakim kosmetyku mówię? O błyszczyku Rimmel Vinyl Gloss w odcieniu 260 Happy Spirit. Chcecie przeczytać więcej o tym produkcie? Chcecie poznać moją opinię i powód, dla którego tak mocno go uwielbiam? Zapraszam do dalszej części posta.


  • KOLOR.
Dla mnie, na pierwszy rzut oka, różowo łososiowy kolor. Pod dłuższym przyjrzeniu się, błyszczyk posiada ogrom, dosłownie ogrom małych, złotych drobinek. Absolutnie nie jest to brokat! Są to bardzo drobno zmielone złote cząsteczki czegoś, co delikatnie nadaje błysku temu kosmetykowi. A do tego pięknie odbijają światło, dzięki czemu usta mienią się pod każdym kątem, jak kula dyskotekowa!


  • PIGMENTACJA.
Błyszczyk nie jest silnie kryjący, a już na pewno na taki nie wygląda. Patrząc na niego od razu spodziewałam się transparentności i tak właśnie jest. Kolor na ustach jest widoczny, co prawda nie tak intensywny, jak na opakowaniu, ale za to jaki piękny! Uściślając – błyszczyk jest pół transparentny.

  • OPAKOWANIE.
Standardowe opakowanie wykonane z solidnego plastiku. Na zakrętce znajduje się naklejka z informacjami o kolorze oraz kod kreskowy, który nieco szpeci opakowanie, ale znając kosmetyki Rimmela, napisy bardzo szybko się zetrą i zostanie tak samo szpetna, ale już tylko cała biała naklejka. Opakowanie, jak już wspomniałam solidne, ładne. Brakuje mi tylko lepszego zamknięcia, typu klik, po którym mogę mieć pewność, że kosmetyk jest zamknięty. Ja niestety cierpię na przypadłość niedokręcania kosmetyków :(


  • APLIKATOR.
Jak na aplikator do błyszczyka przystało, Rimmel niczym nas tutaj nie zaskakuje. Standardowy aplikator, bardzo miękki. Nie za duży, nie za mały. Bardzo dobrze aplikuje kosmetyk na usta, w nie za dużej ilości.


  • KONSYSTENCJA.
Błyszczyk jest gęsty, treściwy. Jest na tyle 'śliski', że pięknie rozprowadza się po ustach, równą warstwą. Fajnie przykleja się do ust, czuć, że na nich jest. Nałożony zbyt grubą warstwą potrafi się kleić i zbierać w kącikach ust.

  • ZAPACH.
Słodki, delikatny, aczkolwiek wyczuwalny. Absolutnie nienachalny. Nie utrzymuje się na ustach, czuć go jedynie podczas aplikacji.

  • APLIKACJA.
Bardzo szybka, przyjemna. Kolor rozkłada się równomiernie. Błyszczyk nie sprawia trudności w trakcie aplikacji, a już kilka pociągnięć po ustach, sprawia, że błyszczą się niemal winylowo. Można z nim przesadzić, np. podczas próby uzyskania lepszego koloru. Wtedy nakładamy większą ilość na usta, kolor się nie pogłębia a błyszczyk się klei i zbiera w kącikach. Dlatego lepiej nie przesadzać z jego ilością.

  • TRWAŁOŚĆ.
Błyszczyk, jak to błyszczyk. Ja nie mam tendencji do zjadania produktów z ust. Nie spodziewałam się dużej trwałości po produkcie, który daje piękne, mokre, błyszczące wykończenie. U mnie utrzymuje się do 2 godzin, po czym wymaga poprawki. Nie rozmazuje się, nie ściera. Wytrzymuje dość dobrze jedzenie i picie. Moim zdaniem trzyma się dobrze dzięki temu, że nieco przykleja się do ust. Dla mnie rewelacja!

  • WYDAJNOŚĆ.
Produkt mam już od kilku miesięcy, używam non stop i mam jeszcze połowę.

WYKOŃCZENIE.
Cudowne! Błyszczyk sprawia, że usta stają się mokre, mega błyszczące, mam nawet wrażenie, że powiększa optycznie usta!

PODSUMOWANIE.
Dla mnie błyszczyk idealny. Idealny na co dzień, pasuje do każdego makijażu, nadaje się na każdą pogodę. Nie schodzi, nie zmywa się, nie rozmazuje. Pięknie podkreśla usta, tworząc na nich taflę błysku i rozświetlenia. Do tego jest dobrze dostępny i kosztuje ok 15zł. Czego chcieć więcej? Ja zdecydowanie polecam!


Pamiętajcie, że jest to moja subiektywna ocena tego produktu, każdy z Was może mieć inną opinię na jego temat. Moja recenzja dotyczy tylko koloru 260 happy Spirit. Nie gwarantuję, że inne kolory byłyby tak samo świetne jak ten.

Miałyście ten kosmetyk? Jak Wam się podoba? Może polecicie mi coś innego, co daje tak samo dobre, a nawet lepsze, mokre wykończenie na ustach. Czekam na Wasze opinie i porady w komentarzach!
Buziaki ! :*