poniedziałek, 30 marca 2015

Verona Labolatories Spa&Wellness Magnolia & Cashmere Face Serum, Hialuronic Acid and Collagen. Serum do twarzy 4D. Mój absolutny hit pielęgnacyjny!

Witajcie! Te z Was, które są ze mną już długo wiedzą, że mam skórę bardzo kapryśną. Niby mieszana, ale praktycznie zawsze przesuszona. Ciężko mi znaleźć coś, co ją nawilży i sprawi, że pozbędę się tych paskudnych suchych skórek, które pojawiają się, o dziwo, w strefie T. Po zimie i okresie grzewczym moja skóra jest sucha jak wiór... Suche skórki dosłownie sypią się z twarzy, skóra jest nieprzyjemna w dotyku i szorstka. Podczas zakupów w drogerii Laboo, którą swoją drogą bardzo lubię, pojawiło się światełko w tunelu. Zakupiłam coś, czego jeszcze nie widziałam, nie znałam, nie używałam, nie znałam ani jednej opinii. I tak oto zaczęła się moja wielka, mała miłość. A nazywa się ona Verona Laboratories Spa&Wellness Magnolia & Cashmere Face Serum, Hialuronic Acid and Collagen. Serum do twarzy 4D. Nazwa długa i jakże tajemnicza. A co się za tym kryje? Mój kolejny pielęgnacyjny hit wszech czasów. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! A moja miłość ciągle trwa i czuję, że to dłuższy romans :) Jesteście ciekawe, za co tak bardzo pokochałam ten produkt? Zapraszam do przeczytania recenzji :)



OPAKOWANIE.
Niewielki, lekki kartonik z mnóstwem informacji kryje w środku małą tubkę. Tubka ma te same kolory i te same motywy, co kartonik. Zdecydowanie mniej informacji. Aby wydobyć produkt ze środka musimy odkręcić tubkę, co mi się osobiście bardzo podoba. Myślę, że takie rozwiązanie jest tysiąc razy lepsze od zmykania na 'klik'. Sama tubka wykonana jest z dosyć miękkiego materiału co umożliwia wydostanie serum ze środka.



KONSYSTENCJA.
Przypomina mi gęsty krem, ma konsystencję przypominającą pastę, a jednocześnie jest lekka i bardzo śliska ale nie silikonowa.




ZAPACH.
Pachnie trochę jak babcine perfumy. Nie przepadam za zapachem ani magnolii ani kaszmiru. Nie jest to może brzydki zapach, ale też nie jakiś piękny. Podczas aplikacji zapach jest wyczuwalny, ale po chwili zanika.

APLIKACJA.
Ja swoje serum aplikuję codziennie rano i wieczorem, na oczyszczoną skórę twarzy. Producent poleca stosowanie produktu także na skórze szyi i dekoltu. Ja pomijam ten krok, gdyż nie mam potrzeby aplikowania produktu na tą strefę. Serum na twarzy zamienia się w lekką pastę, szybko się wchłania i pozostawia na twarzy uczucie nawilżenia.





DZIAŁANIE.
Po pierwszym użyciu myślałam, że go wyrzucę. Nałożyłam na twarz, zadowolona, że tak szybko się wchłonął. Wyszłam z łazienki, po czym poczułam ściągnięcie skóry twarzy. I już wracałam, żeby go zmyć, kiedy uczucie ściągnięcia przeszło. Tak jest za każdym razem, kiedy nakładam ten produkt na twarz. Nie przeszkadza mi to w ogóle, bo uczucie ściągnięcia skóry jest dosłownie chwilowe. Poza tym serum świetnie nawilża i napina skórę. Suche skórki przestały się pojawiać, skóra stała się promienna, naciągnięta, widocznie zdrowsza. Ponad to serum daje uczucie gładkości skóry. Podoba mi się także to, że kosmetyk ten świetnie sprawdza się pod makijaż. Potrafi współpracować z wieloma podkładami, nie powoduje, że się warzą, ścierają, świecą itp. Samo serum nie powoduje także wysuszenia skóry, podrażnienia, zapychania. Jedynym zastrzeżeniem jest właśnie to uczucie ściągnięcia zaraz po aplikacji, które na szczęście szybko znika.

WYDAJNOŚĆ.
Produkt ma pojemność 50ml. Używam go codziennie, dwa razy dziennie. Co prawda nie widzę zużycia przez buteleczkę, bo nie jest przezroczysta. Oceniam, że została mi go nieco ponad połowa, przy miesięcznym stosowanie. Nie jest może wydajne, ale mnie to nie przeszkadza, bo jest dla mnie łatwo dostępny i cenowo plasuje się na najniższej półce (dosłownie stał na samej ziemi w drogerii). Jego koszt to zawrotne 7zł! :) Mnie to cieszy, bo nawet gdyby wystarczał mi na miesiąc, to ja co miesiąc te 7zł wydam.

PODSUMOWANIE.
Jest to mój absolutny hit. Nawilża, napina, rozświetla, zostawia uczucie komfortu na skórze (pomijając pierwsze chwile po aplikacji). Jest niedrogi, raczej łatwo dostępny. Czego chcieć więcej? Jest to mój absolutny ulubieniec do twarzy i przebija dla mnie nawet krem na dzień z Ziaji, który do tej pory kocham.


Znacie ten produkt? A może macie swój hit pielęgnacyjny? Lubicie sera do twarzy? Czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Buziaki ! :*

Tydzień w zdjęciach vol. 3 :)

Witajcie! Dziś przyszedł czas na kolejny post z serii 'Tydzień w zdjęciach". Wiem, że lubicie takie posty i dlatego postanowiłam nie przerywać tej serii mimo, że w tym tygodniu zdjęć będzie niewiele. Macie ochotę zobaczyć co w minionym tygodniu było słychać u Alienki? No to zapraszam do oglądania/czytania posta :)

Dobre selfie nie jest złe :) testuję nowy sposób układania włosów :)

Dla tych, co nie wiedzą - Tak! Alienka jest oluarnicą :) A okluary pochodzą z Firmoo :)

Mój wypadowy outfit. Co Wy na to? Alienka w końcu pokazała się Wam w całości :)

W tym tygodniu na moim blogu pojawił się wpis gościnny. Jeśli jeszcze nie czytałyście, koniecznie zachęcam do lektury! (KLIK).

Lubicie domowe pierogi? Ja kocham! Do tego stopnia, że sama (!) zrobiłam ich 120 :D:D
 
Moja torebka, która zrobiła na Instagramie niezłe zamieszanie. Chcecie post pod tytułem "Co jest w mojej torebce?" Jeśli tak, to dajcie znać! :)

Selfie raz...

Selfie dwa...

Wiosenne porządki dopadły i mnie! :) Swoją drogą nienawidzę odkurzać...


To tyle w tm tygodniu, jak widzicie niewiele się działo :) Postaram się utrzymać tradycję dodawania tygodni w zdjęciu na Waszą prośbę :)
Trzymajcie się cieplutko!
Buziaki ! :*


piątek, 27 marca 2015

Na kolorowo, czyli jak odnalazłam siebie w... sobie! [Wpis gościnny by @alisjamakeuphobby]


Witajcie Kochane! Dziś wpis gościnny z udziałem @alisjamakeuphobby. Czasem w życiu bywa tak, że poznajemy bardzo miłą osobę i świetnie się z nią dogadujemy. Jako, że jestem osobą lubiącą kontakty z ludźmi, postanowiłam, że wprowadzę na swojego bloga serię wpisów gościnnych. I pewnie bym o tym zapomniała, gdyby nie przemiła koleżanka z Instagrama, która nie posiada swojego bloga, chociaż bardzo ją do tego namawiałam. Nie chciała pisać u siebie więc wpadłam na pomysł, by wprowadzić w życie plan, który wpadł mi do głowy już dawno. I oto jest! Zapraszam Was do przeczytania tego, czym częstuje nas A. Naprawdę warto wyciągnąć z tego wpisu to drugie, niedosłowne dno. Jesteście ciekawe? To zaczynamy!
 __________________________________________________________________________________
 

Na wstępie chciałabym podziękować mojej kochanej Alience za to, że mogę u niej zagościć. Pomysł na to, żebym skrobnęła parę słów zrodził się na Instagramie. Jakoś tak od słowa do słowa i siedzę sobie w ten pochmurny i szary dzień, popijam kawusie i pisze pierwszy raz w swoim życiu coś blogowego w takim formacie.

Długo myślałam nad tym, co napisać, co chce zdradzić, a czego nie i co miałoby jakikolwiek sens. I w sumie jakiś tam zarys mam, ale postawiłam na spontaniczne pisanie, wiec to będzie post o tym, co mi w duszy gra, o tym, czemu jest jak jest i o tym, co sprawiło, że jestem w takim miejscu swojego życia. Dobra! Zamieszałam, wstęp napisałam, więc lecę z tym koksem.

Pewnie niektóre z Was wiedzą, że jestem na Instagramie, że coś tam sobie wstawiam i lubię mazidełka, szczególnie te do makijażu oczu. Liczba obserwacyjnych mnie, wspaniałych kobiet rośnie z każdym dniem. I sama jestem w szoku, że tak się dzieje, więc korzystam z tej okazji, że mogę napisać więcej niż zwykle i podzielić się trochę moimi przeżyciami, które doprowadziły mnie do założenie profilu na Instagramie. Bo nie było to takie ot sobie kapryśne postanowienie. Wiąże się z tym pewna historia, o której chciałam Wam opowiedzieć, a jednocześnie dać Wam motywację i siłę do zmiany samych siebie.

Jak widzicie na zdjęciu jestem młodą kobieta, zakochaną, szczęśliwa, myślę, że kreatywną i pełną pomysłów na urozmaicenie sobie dnia i naszego, tj. mojego i mojego męża życia.



Ale nie było tak zawsze. Jak to w życiu bywa, czasami stajemy przed murem i często jest to mur, który budujemy sobie sami. Z przyczyn czasem niezależnych do końca od nas. Chociażby dlatego, że rodzice uczą i wmawiają nam rzeczy, które w naszych czasach są po prostu niemożliwe i nie maja racji bytu. A nawet jeśli są, to inni „zjadają nas“, bo jesteśmy tacy, jacy jesteśmy i nie potrafią nas zaakceptować.
No i jak tak żyłam 29 lat, w przekonaniu, że muszę być zawsze dla każdego, bo, jak mówiła moja kochana Mama: „Bóg ci to wynagrodzi“. Wynagrodził najwspanialszym mężem, którego kocham ponad wszystko. Ale co z tego, kiedy przyszedł taki czas, że nastała ciemność, szarość, bezsilność, strach o wszystko i bardzo smutne dni i miesiące. Miesiące, w których zagubiłam siebie, zapomniałam kim jestem i gdzie jest moje miejsce i po co jestem. Z jednej strony nie było mi to obce bo jestem terapeutka i pracowałam z ludźmi, którzy to samo przechodzili. Ale ja?! Zawsze uśmiechnięta, pełna energii i nowych pomysłów, silna kobieta, nagle mam ścianę przed sobą?! Ścianę, której nie potrafię przeskoczyć ani obejść i nikt mi w tym nie może pomóc? Często padały pytania dlaczego ja?! I choć na ogół nic nie daje takie zadręczanie siebie, bo odpowiedz sama nie przychodzi, to wiem, że jest ważne, bo to są typowe fazy, gdy się przechodzi kryzys w życiu.
Zaczęłam zadawać sobie pytanie czego ja w życiu chce i czy aby na pewno dotychczasowe życie było takie, jakie bym chciała, żeby było. W oczach innych było jak bajka. Mając 19 lat zakochałam się po uszy, wyjechałam sama do Niemiec, zrobiłam kursy językowe. Miałam w ich oczach lepsze życie, bo było mnie stać na więcej. Zrobiłam studium i to po niemiecku itd. Ale nikt nie pytał, czy nie tęsknię, czy nie brakuje mi tu czegoś. A brakowało! Rodziny i przyjaciół i brakuje do dziś. Zdałam sobie sprawę z tego, ż nie wszystko jest tak, jak bym chciała, żeby było. A to dlatego, że robiłam w życiu te niby 'ważne' rzeczy, te duże, które każdy musi i powinien robić, a zapomniałam o tych małych, najmniejszych.
Zawsze chciałam tańczyć, ale nie w domu, w pokoju kiedy nikt nie patrzy, tylko na jakimś kursie i nigdy nie poszłam, bo jak? Praca, studium, obowiązki w domu, a bo kasy szkoda. No i tak mijał rok za rokiem. Zawsze malowałam jakieś obrazy, uwielbiałam kolory i rysunki, lubiłam kolorowe ubrania i nie patrzyłam na to, że akurat czerń jest w modzie. A co ja robiłam w tym kierunku? Co robiłam, żeby zająć się swoimi pasjami? NIC! Bo kiedy i po co? Po co mam malować i co będę z tym robić? A w ogóle to szkoda czasu, bo obowiązki są ważniejsze. Łapałam sie na tym, że godzinami oglądałam You tube`a i siedziałam na googlach, czytałam rożne komentarze na rożne tematy, podziwiałam te wszystkie dziewczyny, które mówią o sobie i pokazują nam kawałek swojego życia, a zarazem maja swoje hobby i znajdują na to czas.
W końcu przyszedł taki dzień, że dotarło do mnie, kim jestem i że chce z życia czerpać przyjemność tez z tego, co lubię robić, ze swoich pasji i zainteresowań, a nie z tego co muszę robić.
Od wielu lat zawsze miałam ładnie pomalowane paznokcie, dbałam o włosy, malowałam sie ale zawsze używałam tego samego, wkradła się rutyna. A że to był czas wielkich zmian, postanowiłam próbować wszystkiego, co mi się podoba. Zaczęłam od siebie, bo tak musiałam. Nie jesteśmy w stanie nic zmienić, jeśli nie zaczniemy od samych siebie. Zaczęło sie u mnie robić kolorowo: na twarzy, na oczach no i co najważniejsze – we mnie w środku. To brzmi tak, jakby to trwało 5 miesięcy, ale nie Kochane, to trwało 2 lata. I powiem Wam, że gdzieś tam w środku jeszcze jestem czasami zagubioną kobietą, ale nauczyłam sie z tym żyć i walczę z tym do tej pory. I teraz jestem wdzięczna losowi, że miałam przed sobą taki mur, bo dotarło do mnie, co jest dla mnie ważne i odnalazłam sama siebie w sobie samej.



Pomysł, żeby wstawiać fotki na Instagrama nie był mój. Najwspanialszy przyjaciel, którego nazywam moim „bratem“, bo jest to moja bratnia dusza, pewnego dnia mi to zaproponował. Pokręciłam nosem i tyle, pomyślałam, że to nie dla mnie. Miałam stronę na Facebooku i mi to wystarczyło, choć zawsze dziwiłam się, że tylu znajomych mnie do tego zachęcało i trzymało kciuki, a teraz każdy tylko chciałby żebym mu coś poleciła i zrobiła makijaż, a ciężko jest im polubić moje zdjęcia albo napisać komentarz. Nieważne, chyba jestem za krótko w temacie i widocznie tego nie kumam, albo niektórzy maja like´i na zapas, albo je zbierają dla innych. Ja niczego na siłę nie zbieram. I każde, nawet pojedyncze polubienie jest dla mnie naprawdę wiele warte. Powiem tak: brat się nie pomylił! Instragram przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Codziennie poznaję nowe kobiety, które mnie fascynują i urzekają swoją silą, energią, determinacją, swoją walką z problemami. Jestem wdzięczna za każdy komentarz i za każdy like, za to, że ktoś interesuje sie tym, co na co dzień przynosi mi wiele radości i tym co porostu lubię robić.


Napisałam i teraz siedzę i myślę, po co to komu? Hmm... Może po to, żebyście nigdy nie zapomniały o tym, co w życiu jest najważniejsze, nie zagubiły sie nigdy w sobie, a jeśli nawet, tak sie stanie to żebyście wiedziały, że się da to zmienić! Da sie! Znowu siebie odnaleźć. Ja odnalazłam się w moich kolorach i w tańcu. Najlepsza nie jestem, ale super wychodzi mi kręcenie zadkiem. A co mi tam! Najważniejsze, że sprawia mi to przyjemność. A kosmetyki dają mi tyle radości, że postanowiłam być lepsza i zrobić sobie kurs w tym kierunku!
Kochane róbcie codziennie coś tylko dla siebie. Nawet coś najmniejszego! Może teraz ktoś pomyśli: „jaka głupia, ja wiem to już od dawna“. Ciesze sie z tego, że wiesz. Mi nie zostało to niestety przekazane. Moja mama, najlepsza na świecie, przekazała mi obraz kobiety, która wszystko robi dla wszystkich, nic dla siebie. Ona daje rade – ja nie dałam. Ale wiem, że jestem szczęśliwsza niż ona. Po tylu latach poświęcania sie, sama widzi, że za mało robiła sama dla siebie. Zawsze była dla dzieci, taty, dla rodziny, znajomych, domu, obowiązków, pracy itd…
KOCHAJMY SAME SIEBIE!

Buziaki wielkie, Alicja.
Niektóre rzeczy mamy wpojone nieświadomie wiec mając 29 lat uczę sie godzić to wszystko razem. Odnajduję się na razie w Instragramowym blogowaniu i tak mi dobrze. Nie jestem mega popularna i nawet nie mam jakiejś mega wielkiej ilości obserwujących. I mimo tego cieszę się każdym nowym dniem, w którym uczę się nowych rzeczy. I dopóki czerpie z tego blogowania tyle przyjemności, będę w tym trwać, bo w pierwszej kolejności robię to dla siebie. I nauczyłam sie ze sama z siebie mogę być dumna. Ale nie jest łatwo poklepać samą siebie po ramieniu i powiedzieć „dobrze to zrobiłaś Kochana!”.

Życzę Wam Kochane czasu dla siebie, dla waszych pasji, tego abyście miały odwagę mówić sobie każdego dnia „jestem piękna, jaka jestem i to co robię, robię dobrze, bo robię to na tyle, na ile potrafię i dobrze mi z tym”. Myślmy w pierwszej kolejności o sobie, a wtedy będziemy mogły myśleć o innych. Nikomu nie sprawimy radości i nie damy miłości, jeżeli same nie będziemy szczęśliwe i w jakimś stopniu spełnione. Powiem krócej: 

Jeśli macie ochotę poznać mnie nieco bliżej, zapraszam Was na Instagrama

Poniżej kilka moich instgramowych fotek. Mam nadzieję, że Wam się spodobają i spotkamy się w Intagramowym świecie!








__________________________________________________________________________
I co myślicie o takich wpisach gościnnych? Mam nadzieję, że Wam się podobał wpis, bo to coś totalnie innego od tego, co ja piszę na co dzień. Mam nadzieję, że takie wpisy przypadły Wam do gustu i pojawi się ich więcej, także w temacie kosmetycznym. Dajcie także kilka słów otuchy dla A. - bo pisze świetnie i fajnie, gdyby można byłoby czytać częściej jej teksty, bo pisze genialnie, prawda?

 

wtorek, 24 marca 2015

Jak robię loki moją prostownico - lokówką? Opis i dużo zdjęć.


Jakiś czas temu, w ramach recenzowania mojej prostownico – lokówki (KLIK) obiecałam Wam post, w którym pokażę i opiszę, jak robię swoje loki. Nie jest to naprawdę nic trudnego, nic skomplikowanego. Wymaga tylko cierpliwości i odrobiny czasu, którego w moim przypadku, ze względu na dużą ilość włosów potrzeba trochę więcej. Sprzęt ułatwia pracę nad lokami, a efekt końcowy jest niesamowity. Ok, tyle słowem wstępu, przechodzimy do kręcenia :)




Na początek pokaże Wam moje włosy saute, jedynie wysuszone suszarką, czego staram się unikać w przypadku, gdy nie robię loków. Jak widzicie moje włosy są dość kręcone, ale są to loki, które nie spełniają moich wymagań. Włosy są suche, jak ja to mówię sianowate. Lubię swoje włosy ale czasem mam ochotę je lekko podrasować. Gdy mam ochotę na look naturalny z pomocą przychodzi mi pianka lub jakiś mocny żel do włosów. No dobra, jakie mam włosy, każdy widzi :)


Pierwszym krokiem, jaki robię jest podzielenie włosów na połowę. Oddzielam dół od góry, górę upinam a dół rozczesuję. Ułatwia mi to pracę i wykonywane loków na poszczególnych pasmach włosów. Po rozczesaniu, wybieram pasma włosów, dokładnie takie, jak widzicie na zdjęciu. 


 
Następnie przejeżdżam włosy 2 – 3 razy prostownicą, by lekko je wyprostować i rozgrzać. Łapię koniec pasma włosów między płytki a resztę nakręcam na lokówkę, obracając ją wokół włosów. Ważne, by robić to w kierunku od głowy na zewnątrz. Uzyskujemy wtedy fajną objętość i efekt wow na włosach. Nakręcone pasmo włosów wygląda mniej więcej tak:



Tak nakręcone włosy trzymam ok 6 – 8 sekund, po czym wyjmuję je z lokówki i puszczam luźno. Gdy robię włosy na co dzień zostawiam je w takim stanie aż do ich ułożenia, natomiast kiedy potrzebuję mocnego utrwalenia loków i mocno widocznych pasm włosów, po wyciągnięciu ich z lokówki łapię za końcówki pasma i pryskam lekko lakierem do włosów, by utrwalić skręt. Mam nadzieję, że rozumiecie, o co mi chodzi :)



Gdy dochodzę mniej więcej do środka głowy powtarzam czynności po drugiej stronie, pamiętając o tym, by kręcić pasma od głowy do zewnątrz.
Górną część włosów, które upięłam na początku dzielę według przebiegu przedziałka. Tutaj procedury wyglądają dokładnie tak samo, przejeżdżam, łapię, nakręcam, trzymam 6 – 8 sekund, wyciągam lokówkę i gotowe!


Gdy kończę kręcić włosy, cała fryzura bez ułożenia, a jedynie pokręcona wygląda tak:




A włosy ułożone, czyli w moim przypadku przeczesane palcami lub roztrzepane dłońmi z głową skierowaną w dół wyglądają właśnie tak:






 A tak wyglądały loki robione na długich włosach :)
 

Muszę wspomnieć, że na znacznie dłuższych włosach efekt ten wygląda piorunująco, tworzy tzw hollywoodzie fale, efekt widzicie wyżej. Na moich włosach zaś, czyli włosach nieco poza ramię efekt skrętu daje loki a'la Marylin Monroe. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie :)
U mnie loki wytrzymują spokojnie całą dobę. Oczywiście po upływie czasu opadają i nie są takie sprężyste, ale nadal zdefiniowane.

Ciekawa jestem co myślicie o lokach i o moim sposobie na nie? Czekam na Wasze opinie i pomysły w komentarzach!
Buziaki ! :*

poniedziałek, 23 marca 2015

Tydzień w zdjęciach vol. 2 :)

Witajcie!
Ostatni post tego rodzaju cieszył się bardzo dużą popularnością wśród Was, więc też na Wasze życzenie, postanowiłam kontynuować serię tydzień w zdjęciach :) W tym tygodniu działo się naprawdę niewiele, więc i niewiele Wam mogę pokazać... Ale mam nadzieję, że te kilka zdjęć Was ucieszy :) Zapraszam na mój tydzień w zdjęciach! :)

Ostatni wpis na blogu. Nie widziałyście? To zapraszam KLIK.

Praca nad blogiem i pisanie postów - ach jak ja lubię takie wolne od pracy dni :)

Mówiłam Wam, że uwielbiam pisać ręcznie! To efekt planowania postów i zapisywania pomysłów :)

Kawa w pracy to punkt obowiązkowy!

Nie ma to jak 4.45 na zegarku, a Ty właśnie zmierzasz korytarzem do miejsca swojej pracy...

Testowanie linera z essence ciąg dalszy :)

Cudowny i upragniony powrót z pracy, jakże słoneczny i wiosenny :)

Niedzielne pieczenie ciasteczek kruchych metodą przez maszynkę. Znacie ten smak? :) Niebo w gębie! :)


Jak widzicie zdjęć jest naprawdę niewiele, ale mam nadzieję, że z czasem, jak przywyknę to robienia fotek w ciągu dnia, to takich zdjęć i wpisów pojawi się znacznie więcej :)
Jak zwykle czekam na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*

piątek, 20 marca 2015

TAG - 50 faktów o mnie. Jaka jest Alienka?

Witajcie! Z okazji tego, że jest Was już dość sporo, postanowiłam, że należy Wam się coś ode mnie :) Wpadłam na pomysł, że opowiem Wam nieco o sobie w nieco innym wydaniu, niż wszyscy inni :) Zdradzę Wam 50 faktów o mnie, dzięki którym poznacie mnie trochę lepiej, a i ja o Was może nieco więcej się dowiem :) Jesteście ciekawe? Bierzcie kawę w dłoń i zapraszam do czytania :)


O tak... Może nie jestem jakąś TOTALNĄ bałaganiarą, ale sprzątanie to na pewno nie jest moja najmocniejsza strona. Prędzej znajdę coś w swoim bałaganie, niż porządku :)


Haha może nie uwierzycie, ale potrafię narzekać, stękać i jęczeć cały dzień, że mnie coś boli, uwiera, przeszkadza itp. Gdy mam taki dzień jestem naprawdę mega nieznośna...


Kocham wszystko, co nadaje się do zjedzenia i jest przy tym smaczne. Potrafię jeść raz dziennie - od rana do wieczora :D Kocham polską, tradycyjną kuchnię, nie lubię udziwnień...


Mam bzika na tym punckie. Mimo, że niezbyt często chodzę na obcasach, bo mnie buty obtarły, bo nogi mnie bolą, bo kostka mi strzyka (patrz punkt 2) to i tak je kocham :D


Jestem totalnym molem książkowym. Gdy trafię na ciekawą książkę, potrafię połknąć ją w dwa wieczory. Pod warunkiem, że jest w wersji papierowej... Ebooki mnie nie kręcą. Książka ma pachnieć książką.


Jak widzicie moje pismo może nie jest najpiękniejsze na świecie i pewnie macie problem, żeby w ogóle mnie rozczytać... Ale co ja poradzę, że pisanie sprawia mi niesamowitą frajdę? Pamiętam, jak w szkole wszystkie notatki przepisywałam z zeszytów na kartki, zaznaczałam kolorami i dopiero się uczyłam... :)


Nienawidzę, kiedy coś, co może mnie użądlić lata w mojej obecności. Na widok osy, czy pszczoły piszczę i krzyczę i uciekam, gdzie tylko mogę. Tak samo jest w przypadku, kiedy muszę przejść przez pokrzywy... Brrr.


 Gdy poznaję nowe osoby, totalnie nie ogarniam ani imion, ani twarzy... Nie potrafię zapamiętać danej osoby. Zdarza się, że przy drugim spotkaniu znów się przedstawiam, bo w ogóle tej osoby nie pamiętam :D


 Jak byłam mała ciągle mi mówiono, że mam takie piękne, grube i puszyste włosy... Bardzo nie lubiłam, gdy ktoś wypowiadał się na ich temat, przez co pół życia spędziły uwięzione w gumce do włosów... Na szczęście mi to przeszło :)


Chyba większość z nas tak ma :D śpiewam kiedy mogę i mam nadzieję, że sąsiedzi mnie nie słyszą bo uszy by im odpadły :D


 Zawsze znajdę sobie jakieś zajęcie... Oczywiście najczęściej jest to komputer :)


Nie lubię imprez, wszystkich spędów, gdzie jest tłoczno... Wolę domowe zacisze i domowy spokój. 


 Nie lubię i już! Nie smakuje mi żaden rodzaj alkoholu...


 Tańczę zazwyczaj wtedy, kiedy jestem sama w domu i nikt mnie nie widzi :D Niestety nie potrafię tańczyć z kimś w parze :(


 Wszystkie prace pisemne, egzaminy pisemne, wypracowania, eseje.. To dla mnie pestka. Piszę szybko i bez zastanowienia i nigdy nie poprawiam tego, co napisałam :)


 Uważam, że mamy przepiękny język. bardzo bogaty w słowa, pięknie brzmiący. Szkoda, że tak wielu ludzi go kaleczy :( Miałam nawet dwuletnią przygodę z filologią polską :D


 Uczyłam się dokładnie raz, na studiach do egzaminu. Wszystkie inne egzaminy, zaliczenia, czy nawet maturę, zdałam bez chwili nauki. Potrafię szybko zapamiętywać przeróżne informacje.


Śmiało mogłabym jeszcze raz przystąpić do matury pod warunkiem, że nie musiałabym zdawać matematyki!


Nienawidzę matematyki, fizyki czy chemii. Jestem humanistą totalnym i leżą mi wszystkie nieścisłe przedmioty. A o dziwo na maturze zdawałam biologię :D


 Zamówienie pizzy, taksówki czy wykonanie telefonu na infolinię przez moją osobą jest niewykonalne. Zawsze robią to inni :D


 Mam uczulenie, jak słyszę i widzę, że ktoś zamiast 'wziąć' mówi i pisze 'wziąŚĆ'. Brrr.


To wynika z tego, że uwielbiam pisać ręcznie. Rzadko cokolwiek zapisuję w moim zbiorach bo mi ich po prostu szkoda.


 Mam włosy suche i puszyste i uwierzcie mi, że gdybym wysuszyła włosy suszarką, Shakira mogłaby się przy mnie schować...


Uwielbiam herbatę w każdej postaci i najchętniej mogłabym pić ją w litrowym kubku :D


 Nie wiem skąd u mnie taka dziwna przypadłość :D Zazwyczaj wszyscy zjadają ostatnie litery - ja zjadam pierwsze :D


 Dokładnie tak. Wstydzę się wielu rzeczy i w ogóle nie jestem śmiała w stosunkach międzyludzkich.


 Jeśli ktoś opowiada dowcip i śmieje się z niego sam - to na pewno ja :D


 Niestety już zapomniałam, jak to jest mieć długie paznokcie, ze względu na to, że w pracy muszę mieć je krótko obcięte... A szkoda, bo uwielbiam mieć długaśne szpony.


Jestem typem człowieka, którego bardzo szybko błahe sprawy doprowadzają do stanu wrzenia...


Nic na to nie poradzę, że się przy nich relaksuję. Uwielbiam także patrzeć, jak ktoś gra :)


 Uwielbiam gry ekonomiczne :) Nigdy chyba nie przestanę w nią grać :) Gra stara jak świat a sprawia mi nadal tyle samo frajdy :)


Nie mam problemu z wyjściem z domu bez makijażu, zrobienia zakupów itp. Nie jestem typem kobiety, która śmieci wyrzuca w pełnym makijażu. Na co dzień także prawie się nie maluję.


 Nie przepadałam za piciem i smakiem kawy i nie bardzo rozumiałam, jak  można ją pić. Zrozumiałam, kiedy zaczęłam pracę i dotarło do mnie, że nie ma nic lepszego, jak kawa o 5 rano :)


 Zawsze jestem przed czasem! Nawet jeśli mam czekać pół godziny to wolę poczekać niż spóźnić się 3 minuty.


 Wszyscy się ze mnie śmieją, że mam kręcone włosy bo ciągle je zawijam na palcu. Nie wiem o co mi w tym chodzi, ale robię to zawsze gdy mam wolne ręce. Taka obsesja :D


Wiąże się z tym mała historia z dzieciństwa. Miałam wiele wypadków w dzieciństwie: rozbite kolana, łokcie itp. Ale rozwalić bliznę idąc prostą drogą w szkole i się przewrócić i mieć ślad na brodzie to już chyba szczyt niezdarności?! 


Telefon jest ze mną dosłownie wszędzie. Nie potrafię go nigdzie zostawić. Zawsze jest przy mnie. Nawet teraz, kiedy do Was piszę. 


 Zapamiętanie numeru telefonu, czy numeru rejestracyjnego, czy daty nie stanowi dla mnie żadnego problemu :D


Śmieję się do tego stopnia, że cała krew spływa mi do twarzy i robię się czerwona, a to z kolei śmieszy wszystkich w mojej obecności i zamiast śmiać się z tego, co nas rozbawiło, śmieją się ze mnie :(


 Zdarza mi się trzy razy powtórzyć to samo zdanie do jednej osoby... Mało tego, potrafię po trzech dniach opowiedzieć jej historię, którą ta osoba mi opowiedziała i dodać 'a słyszałaś, że... ?!' :D


 Potrafię w locie wychwycić kłamstwo i kombinowanie. Nic się przede mną nie ukryje!


 Dlatego nigdy nie nauczę się pływać :( Totalnie nie rozumiem zjawiska pływania... Nie wiem, jak ludzie mogą pływać? Ja od razu idę na dno...


 Z racji tego, że mój dzień zaczyna się o 4 rano, zasypiam o godzinie 20... I nie pamiętam, kiedy obejrzałam jakiś film do końca, nie zasypiając co najmniej w połowie :D


 Znam jej wszystkie piosenki i mogę śpiewać je non stop. Żadna jeszcze mi się nie znudziła :D


 Kiedy jestem chora bardzo ciężko mnie wyleczyć. Nie działa na mnie większość antybiotyków. Na szczęście choruję raz na 10 lat i nie muszę się męczyć :)


Ale jak to? A tak, że mam tylko jeden zapach i tylko tego jednego używam :)


Nie umiem ładnie komponować kolorów, różnych kompozycji itp. Nie wiem dlaczego sprawia mi to trudność i strasznie mnie to stresuje :(


 I robię z siebie głupka i pytam 'słucham?', 'proszę?'... Nie rozumiem ludzi, którzy mówią szybko ani ludzi, których nie znam.


Kiedyś czytałam, że tylko 1% populacji ma taką przypadłość więc chyba to moje kichanie sprawia, że jestem wyjątkowa? :D



Jak podobał Wam się pomysł na pisanego posta i sam post? Mam nadzieję, że dobrnęłyście do końca za co serdecznie Wam gratuluję! Czy któryś z faktów jakoś specjalnie Was zaskoczył? Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*