środa, 29 kwietnia 2015

Vipera Cosmetics, YOUnique, Cień do powiek, nr 91. Szalona czerwień na oczach? Czemu nie!

Pewnie już wiecie, że jestem totalną maniaczką dziwnych kolorów na powiekach. Uwielbiam beże, brązy i kolory neutralne, ale jeszcze bardziej lubię, gdy na mojej powiece się coś dzieje. Mam tu na myśli kolor, najlepiej intensywny, mocny i bardzo konkretny. Powiedziałabym nawet że taki, który nie byłby oczywisty do użycia dla każdej z nas. Kolor, który nie każda kobieta odważyłaby się nosić na powiece. Ale jak wiecie, Alienka żadnych cieni się nie boi, co zaraz zobaczycie.  O jakim cieniu mówię? Jest to Vipera Cosmetics YOUnique, Cień do powiek w kolorze 91. Niewiele Wam to mówi prawda? Zapraszam do dalszej części posta, gdzie zobaczycie, jakie cudo chcę Wam pokazać!



OPAKOWANIE.
Małe, kwadratowe pudełeczko wykonane z plastiku. Bardzo klasyczne, eleganckie, proste. Z jednej strony logo firmy, od spodu zaś etykieta z numerem cienia. Ale niech Was nie zmyli jego stonowany design. To, co kryje w środku, to prawdziwa petarda! Opakowanie zawiera 2 gramy cienia, a koszt to ok 10 – 12 zł.




KOLOR.
Piękny mocny róż z dużą domieszką czerwoności. W sumie to nie wiem, jak Wam go opisać, bo ni to czerwony, ni to różowy. Ale uwierzcie mi – jest piękny! Poza kolorem posiada jeszcze mnóstwo bardzo drobnych, naprawdę maluteńkich różowych i srebrnych drobinek.





KONSYSTENCJA.
Jest dość suchy, kredowy. Sprawia wrażenie nieco tępego w konsystencji.

PIGMENTACJA.
Tutaj jest moje małe 'ale' do niego. Pigmentacja jest taka sobie. Żeby uzyskać intensywny kolor trzeba się troszeczkę namęczyć. Ale jeśli jest nakładany na bazę lub zwykłą białą kredkę małymi partiami, wygląda obłędnie i nabiera soczystości.



APLIKACJA.
Ze względu na dość suchą konsystencję nie jest to cień łatwy w obsłudze. Trzeba się nauczyć z nim pracować. Jeśli nie używacie bazy, będzie ciężko uzyskać Wam zadowalający Was efekt. Ale z pomocą przychodzą bazy i białe kredki, dzięki którym cień nakłada się gładko. Co prawda nie damy rady nałożyć go dwoma pociągnięciami pędzla, co za tym idzie nie jest to szybki w aplikacji produkt, ale kolor wszystko rekompensuje. Ja ten cień lubię nakładać pacynką, dołączoną do cienia. Fajnie nakłada kolor, skupiając go w miejscu, gdzie go nakładamy. Aplikując cień pędzlem uzyskamy nieco subtelniejszy kolor na powiece.

TRWAŁOŚĆ.
Bez bazy trzyma się, jak każdy średni cień. Szału nie robi. Na bazie zaś wytrzymuje aż do momentu demakijażu. Co najważniejsze – żadna drobinka z cienia nie ma prawa znaleźć się pod okiem, czyli tam, gdzie nie powinna. Cień nie migruje, nie ściera się i nie blaknie.

WYJANOŚĆ.
O tym nie będę mówić, bo w przypadku cienia ciężko jest określić, jak wydajny jest cień. Wszystko zależy od tego, jak często danego koloru używamy. Ja ten cień mam około roku i grał już nie raz główną rolę w makijażach.

Tak prezentuje się na oku:




PODSUMOWANIE.
Świetny cień za niewielkie pieniądze. Uważam, że warto jest kupić chociażby jeden mocny kolor i mieć go na wypadek nadejścia weny. Nie powala jakością i nie przebija ani kobo ani inglota, ale nadal jest świetny! Bez bazy pod cienie lub bazy w postaci białej kredki nie cieszy aż tak bardzo. Ale mimo wszystko zasługuje na uwagę. Mogę go polecić osobom, które nie są wymagające w stosunku do pigmentacji i lubią pobawić się intensywnością koloru. Moim zdaniem bardzo fajny cień. Na pewno warty uwagi ze względu na niespotykany kolor!



Jakie są Wasze ulubione kolory cieni, których używacie do kolorowych makijaży? Używacie czerwieni na oku? Znacie cienie firmy Vipera? Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*


wtorek, 28 kwietnia 2015

Lovely, Mineralny Róż do Policzków, Temting Rose. Różowy róż dla wszystkich!

Jak wiecie, fanką różu na policzkach nie jestem, ale mam w swoim kuferku kilka tego typu produktów i używam ich. Może nie sięgam po nie zbyt często, ale już długo mieszkają w kufrze więc i opinię o nich już mam wyrobioną. Dziś na odstrzał idzie różowy róż. Lovely Mineralny Róż do policzków, w kolorze Tempting Rose. Jesteście ciekawe, co to za wynalazek i czy warto po niego sięgnąć? Zachęcam do przeczytania dalszej części posta.




OPAKOWANIE.
Róż przychodzi do nas w kartonowym pudełeczku z miękkim puszkiem do jego aplikacji. Co do samego opakowania: plastikowe, lekkie, zamykane typowo na 'klik'. Napisy z wieczka się starły, co mi nie przeszkadza, bo wygląda teraz nieco lepiej niż z nimi. Z tylu etykieta, która mimo przewracania się w kuferku pomiędzy innymi kosmetykami ma się całkiem nieźle :) Pojemność 4,5 grama. Cena – myślę, że to było coś około 8zł. Nie mam pojęcia, czy jest nadal dostępny, kupiłam go już dosyć dawno...
Niech nie zmyli Was etykieta z napisem Wibo. Lovely i Wibo to siostry, które wychodzą z tej samej fabryki pod innymi nazwami. Jeśli się mylę to mnie poprawcie :)




ZAPACH.
Oj wiecie, piszę o zapachu bo chcę żebyście wiedziały o produkcie wszystko, ale nie oszukujmy się, czy zapach w kosmetykach typu róż, czy bronzer ma jakieś znaczenie? Jeśli dla kogoś ma, to spieszę z informacją, że opisywany przeze mnie róż nie pachnie. Przynajmniej ja nic nie czuję, a uwierzcie mi, że wąchałam go intensywnie przez dłuższą chwilę i nie czuję kompletnie niczego!

KOLOR.
Intensywnie różowy, cukierkowy. Taki typowo różowy róż :)



PIGMENTACJA.
Dobra. Nie trzeba się zbytnio wysilać, by róż był widoczny na policzkach, chociaż dla nieco mniej wprawionych może być zbyt mocno napigmentowany. Bardzo łatwo zrobić nim sobie efekt 'ruskiej baby' na policzkach.




WYKOŃCZENIE.
Matowe, choć ja bym się pokusiła o określenie go lekko satynowym. Nie jest to typowy mat na skórze, nieco się wybija, ale nie jest to ani perła, ani brokat. Lekki, naprawdę bardzo lekki błysk. Lekka satyna to moim zdaniem dobre określenie.

KONSYSTENCJA.
Miękka, sucha, lekko kredowa ale też i minimalnie wilgotna. Róż dobrze trzyma się pędzla, a na sam pędzel nabiera się dosyć sporo produktu.

APLIKACJA.
Bardzo prosta, chociaż trzeba nauczyć się z nim pracować. Ma dosyć dobrą pigmentację i potrafi robić plamy po zbyt mocnym dotknięciu pędzlem policzka. Ale da się go rozetrzeć, co wymaga w jego przypadku nieco czasu i cierpliwości, bo produkt dobrze trzyma się skóry. Jak wspomniałam wcześniej, ma dobrą pigmentację, ale można budować kolor na policzku. Nakładany w bardzo małych ilościach kilkoma warstwami, tworzy piękną mgiełkę koloru.

TRAWAŁOŚĆ.
Trzyma się świetnie. Przykleja się do skóry policzka i zostaje tam do momentu demakijażu. Wiadomo, że jeśli zaczniemy dotykać policzka i trzeć o niego zacznie nam schodzić. Ale pomijając tak ekstremalne warunki trzyma się doskonale.

WYDAJNOŚĆ.
Jest to ten typ produktu, który nałożymy szybko i sprawnie z maksymalnym efektem, jeśli mamy do tego zdolności. Już niewielka ilość daje świetny efekt zdrowego policzka, a co za tym idzie róż wystarcza nam na długo. Ja go używam już bardzo długo, ponad rok na pewno. Co prawda nie sięgam po niego często ale zużycie widać. Niewielkie, ale widać.

Tak prezentuje się na twarzy:




PODSUMOWANIE.
Bardzo fajny róż, w ciekawym kolorze, za dobrą cenę, w miarę dobrze dostępny dla każdej z nas. Uwielbiam takie kosmetyki, które dają maksymalny efekt za minimalny wkład finansowy. Polecam wszystkim, o ile jeszcze można go dostać.


Używacie różu do policzków? Jakie są Wasze ulubione? Co sądzicie na temat takich nisko półkowych kosmetyków? Jeśli macie inne róże z tej firmy, koniecznie dajcie znać, czy też są tak dobre :) Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*


piątek, 24 kwietnia 2015

Topowe zapachy od Lacoste! Style In Play Red i Pour Femme! Absolutni faworyci w kategorii Zapach od Lacoste! |||| ALEPERFUMERIA.

Witajcie! Dam Wam odpocząć trochę od recenzji oraz makijaży i zaproszę Was do postu, w którym pokaże Wam, jakie zapachy mnie ostatnio urzekły. Są to zapachy jednej marki, która idealnie wstrzela się w zarówno mój, jak i mojego M. gust zapachowy. Mówię tu o marce Lacoste. Na pewno kojarzycie tą markę chociażby z logo aligatora, czy sportowych ubrań. Ale mam nadzieje, że większość wie, a jak nie wie, to się dowie, że Lacoste to nie tylko ubrania, dodatki czy obuwie sportowe, ale świetne, świeże zapachy, które wpisują się w mój gust w stu procentach.

Ale, ale! Żeby tego było mało, pokażę Wam miejsce w Internecie, gdzie, oprócz dużego wyboru mamy także wybór niskich cen! Jakżeby mogło być inaczej? Ja Alienka nie mogę Wam pokazać miejsca, do którego sama nie mogę być przekonana, prawda? A jeśli ceny nie powodują stawania w słup naszych oczu i nie powodują, że portfel robi się lekki, to czego chcieć więcej?

Jesteście zainteresowane? Zapraszam do dalszej części posta! :)

Długo nie mogłam przekonać się do tych zapachów. Kojarzyły mi się zbyt sportowo, zbyt młodzieżowo, zbyt świeżo. Do tego buteleczki, które wyglądem przyciągały oko, owszem, ale grupę dla mnie docelowo – gimnazjalistów. Tak było kiedyś. Dziś moje myślenie nieco się zmieniło. Doszłam do wniosku, że nie wygląd i opakowanie się liczy, a wnętrze. I tak oto będąc niejednokrotnie w drogeriach, czy perfumeriach wąchałam, dotykałam, oglądałam te perfumy. I moja opinia z poprzednich lat znacznie uległa zmianie! Dziś uważam, że są to świetne perfumy o bardzo szerokim wachlarzu zapachów! Buteleczki, kiedyś dla mnie tandetne, dziś wyglądają dla mnie fajnie i stylowo. Obok niektórych nawet nie da się przejść obojętnie, patrz zapach Lacoste L.12.12 Jaune. Ceny także nie porażają a są przystępne dla każdego portfela. Jakość w stosunku do jakości uważam za świetną!
Jakie zapachy znajdziemy w ofercie? Męskie i damskie oczywiście! Wszystkie znajdziecie TUTAJ.

Mnie urzekły dosłownie wszystkie zapachy, jakie miałam dotychczas okazję wąchać i testować. Mimo, że jestem fanką perfum mocnych, ciężkich i słodkich, w lato sobie je odpuszczam na rzecz tych lżejszych i bardziej świeżych. Jedne zapachy podobają mi się bardziej, drugie nieco mniej, ale wszystkie je naprawdę lubię! Nie posiadam aktualnie żadnego z zapachów, ale możecie mi uwierzyć na słowo – przerobiłam ich wiele! Pokażę Wam dziś dwa zapachy, męski i damski, które absolutnie musicie poznać, powąchać, dotknąć i zobaczyć. Koniecznie!


Najlepszy zapach męski według mnie? Lacoste Style In Play Red. Napiszę Wam, jakie ma nuty zapachowe:
Nuty głowy: jabłko, tuja
Nuty serca: jaśmin, sosna, cedr
Nuty bazowe: paczula, trawa indyjska, wetiwer, białe piżmo



Zapach jest bardzo nieoczywisty. Aż żałuję że nie możecie go powąchać... Gorzkie nuty walczą tutaj ze świeżym i aromatycznym jabłkiem. Uwielbiam takie złożone zapachy, które nie są oczywiste i nie czuć jedynie głównego aromatu. Ja bym ten zapach opisała, jako kwaśne jabłko połączone z zapachem prawdziwego, seksownego mężczyzny. Zapach męski, pociągający, urzekający. Na pewno żadna kobieta nie przejdzie obok tego zapachu obojętnie. Czy trzeba czegoś więcej? Mogę Wam jeszcze wspomnieć, że dla mnie jest to zapach przeznaczony dla młodego, energicznego faceta pełnego pozytywnej energii. Jakoś nie wyobrażam sobie, by mógł tymi perfumami pachnieć jakiś starszy, stateczny mężczyzna... Co do trwałości? Wystarczająco długo je czuć, zarówno na skórze, jak i ubraniach. Mój nr jeden wśród męskich zapachów Lacoste.



A najlepszy zapach damski? Lacoste Pour Femme.
To chyba jeden z moich ulubionych zapachów od Lacoste. Jakie nuty zapachowe, znajdziemy w tym pięknym, prostym flakonie? 
Nuty głowy: frezja, jabłko, pieprz
Nuty serca: fiołek, jaśmin, hibiskus, róża, heliotrop
Nuty bazowe: cedr, drzewo sandałowe, labdanum, kadzidło, zamsz 



 
Uniwersalny, kobiecy, mocny i moim zdaniem klasyczny. Pasuje na każdą porę roku, dnia i okazję: zakupy, randka, wypad za miasto. Jest to zapach świeży ale ja, jako miłośniczka słodkich nut w perfumach, znalazłam tam nieco słodkości. Są to perfumy z rodzaju tych, które zostają przy skórze i subtelnie pozostawiają zapach. Nie rzucają się do nosa i nie zabijają słodką wonią. Są delikatne, kobiece. Jednym słowem piękne! :)


To są moje topowe zapachy od Lacoste, co musiałam Wam prędzej, czy później pokazać! Oczywiście oba flakony w bardzo przystępnych cenach znajdziecie TUTAJ.


A Wy znacie zapachy Lacoste? Jakie są Wasze ulubione perfumy, zarówno te damskie, jak i męskie? Czekam na Wasze komentarze!



Post powstał w ramach współpracy z Perfumerią Internetową:

http://aleperfumeria.pl/lacoste-m-260.html



środa, 22 kwietnia 2015

Zielony, błyszcząco metaliczny makijaż po raz kolejny na zielono! :)

W ostatnim czasie ciężko na moim blogu znaleźć makijaże... Postanowiłam przerwać ta falę recenzji i wrzucić makijaż. Oszalałam na punkcie zieleni i to właśnie ona ostatnio króluje na moich oczach :) Po raz pierwszy dziś użyłam także różu z Avonu i powiem Wam, że jestem zachwycona! Ale ciii. Poużywam go trochę i dopiero Wam o nim napiszę. A tymczasem zapraszam do oglądania zdjęć. Makijaż prosty, do wykonania praktycznie przez każdą z nas. Nie jest to może jakieś wielkie dzieło makijażowe, ale właśnie takie makijaże ostatnio zawładnęły mój make up.








Widzicie ten róż? :)





Lista użytych kosmetyków:

Oczy:
Ingrid cosmetics Baza pod cienie (KLIK)
Vollare Brilliant Eyeshadow 22
Essence Big Bright Eyes, Highlight It... Peraly (KLIK)
Essence Allover Shimmer, 01 Ibiza Sun (KLIK)
Sleek 570 Acid
La Roche-Possay Respectissime liner intense
Lovely Curling Pump Up Mascara

Twarz:
Kobo Modelling Illuminator wih Ten's up, 101 (KLIK)
Revlon Colorstay 250 Fresh beige (KLIK)
Essence Pure skin, Anti Spot Compact Powder, 01 beige (KLIK)
Lovely Sunny Powder, Słoneczny puder do twarzy (KLIK)
Avon Ideal Luminous Blush, Heavenly Pink

Brwi:
Maybelline Color Tattoo, 40 Permanent Taupe (KLIK)

Usta:
Maybelline Color Sensational Popsticks, 040 Crystal Pink.



I jak Wam się podoba? Miałam ochotę na coś błyszcząco - metalicznego i tak właśnie mi wyszło :) Co o tym makijażu sądzicie? Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*



Editt Cosmetics Duo Róż Na policzki - 6. Idealny róż dla początkujących i mało wymagających :)

Jestem ogromną fanką tanich i dobrych kosmetyków. Wychodzę z założenia, że nie ma sensu płacić dużej ilości pieniędzy, jeśli taką samą jakość uzyskamy płacąc mniej. I właśnie w taki oszczędny sposób jakiś czas temu w moje ręce wpadł róz Editt Cosmetics Duo Róż na policzki, nr 6. Jak wiecie, jakąś ogromną fanką różu do policzków nie jestem i zdecydowanie bardziej wolę bronzery, ale ten urzekł mnie ceną (5zł), jak i świetnym, w ogóle nie różowym kolorem. Jesteście ciekawe, jak się sprawdza i co o nim myślę? Jeśli tak, zachęcam do dalszej części posta.


OPAKOWANIE.
Malutkie, zgrabne kółeczko. Podoba mi się wieczko, które się odkręca, jak wieczko od słoika. Bardzo fajne rozwiązanie. Co do samego opakowania: jest plastikowe, lekkie, ale przy tym solidne. Nie pęka, nie ściera się, oprócz lekko sfatygowanej tylnej etykiety nie widać śladów użytkowania. Pojemność różu to 6 gramów. Cena – 5 zł :)




ZAPACH.
Kurczę tutaj trochę słabo, bo kosmetyk zajeżdża nieco starym pudrem do twarzy. Mnie to nie zraża, bo nie nastawiam się, że kosmetyk za 5zł będzie pachniał francuskimi perfumami. Dla nieco bardziej wrażliwych może powodować odrzucenie od kosmetyku. Ale spokojnie, nie jest to zapach, który uderza po nosie i czuć go non stop. Nie pachnie na skórze i nie czuć go zbytnio podczas aplikacji na policzki.

KOLOR.
W opakowaniu widzimy ciepły brąz i malutką plamkę różu, której dla mnie mogłoby nie być, bo taka mała ilość nic nie wnosi do koloru. Co do samego różu, to jest to coś pomiędzy różem a bronzerem. Na skórze ma nieco ceglasty, brązowawy i na pewno ciepły odcień. Ja widzę tam jeszcze coś z brzoskwini. Mnie się podoba taki odcień. Nie mogę się jeszcze przemóc do stosowania absolutnie różowych kosmetyków na policzki, chociaż niedługo zacznę dzięki ostatnim łupom z poprzedniego wpisu.




WYKOŃCZENIE.
Absolutnie matowe, bez błysku, bez drobinek, bez szaleństw. Standardowy matowy róż.



KONSYSTENCJA.
Sucha, ale nie kredowa. Lekko pudrowy. Na pędzel dostaje się mała ilość produktu, co dla mnie w przypadku różu jest plusem.

APLIKACJA.
Bardzo fajna. Nie przeszkadza mi absolutnie nieco słabsza pigmentacja, co w przypadku tego koloru jest plusem. Chyba nikt z nas nie chciałby mieć ceglastej plamy na policzku. Dobrze trzyma się skóry, a najlepsze jest to, że możemy stopniować siłę nasycenia koloru na policzkach. Dla mnie plus!



TRWAŁOŚĆ.
Taka sobie. Utrzymuje przez bite 8 godzin, a potem się ściera. Ale nie tworzy plam schodząc z twarzy. Jak dla mnie za cenę 5zł i tak jest rewelacyjnie.

WYDAJNOŚĆ.
Dla mnie super! Nie nakładam go zbyt wiele, a mimo wszystko widać go na policzkach, a co najlepsze, z opakowania wcale go nie ubywa :)

PODSUMOWANIE.
Fajny róż dla osób, które nie mają wysokich wymagań wobec tego typu kosmetyków. Dobra, niska cena, dostępność w większości drogerii osiedlowych i bazarkach. Delikatna pigmentacja, fajny, nietypowy dla różu kolor i wygodne opakowanie bardzo mi się podobają. Jest to jeden z kilku różu w mojej kolekcji i zdecydowanie po ten właśnie sięgam najczęściej.

PS. Wiem, wiem, róż jest po terminie. Ale ja wyznaję zasadę, że póki coś mi nie robi krzywdy - używam :)


A jakie róże Wy lubicie? Te bardziej różowe czy jak najmniej różowe? Wolicie róże bardziej napigmentowane, czy te delikatniejsze? Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*


poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Nowości od Avon! Ideal Luminous Blush, Big&Daring Volume Mascara, Nutra Effects Balance Daily Cream.

Po kilku latach przerwy od Avonu, postanowiłam się z nim przeprosić i kupić kilka rzeczy. Kiedyś uwielbiałam kosmetyki Avonu, nawet bawiłam się trochę jako konsultantka. Później mi przeszło i po zużyciu zapasów nie kupowałam nic nowego. I czas to zmienić, bo podobno Avon bardzo się zmienił i niektóre kosmetyki po prostu są rewelacyjne!
Kilka nowości, a dokładniej trzy produkty, to totalne nowości w moich zbiorach. Pokażę Wam, co wpadło w moje ręce i co już niedługo zaczynam testować, by móc jak najszybciej napisać Wam ich recenzje :) Ciekawe? No to zapraszam!
(Wybaczcie jakość zdjęć, ale pogoda nie sprzyja...)



RÓŻ IDEAL LUMINOUS BLUSH, HEAVENLY PINK.
Przepiękny różowy róż, który zauroczył mnie swoim kolorem. Jeszcze go nie swatchowałam, bo szkoda mi go ruszać taki jest piękny. Mimo, że moja przygoda z różami dopiero się zaczyna (wolę bronzery) zaczynam powoli zakochiwać się w tego typu produktach. Mam nadzieję, że będzie miał świetna pigmentację i mocno odświeży każdy makijaż.





BIG&DARING VOLUME MASCARA.
Cóż ja mogę napisać? Chyba wiecie, że mam bzika na punkcie maskar? Nie tak dawno zaczęłam testować Lovely Curly Pump (o zgrozo! Ale mam refleks! Było o niej głośno już jakiś czas temu, a ja dopiero teraz ją kupiłam), a mam już następną do testowania! Mam nadzieję, że rzeczywiście nada rzęsom objętości, czego akurat moim brakuje najbardziej. Ma fajną, dużą szczotkę i tego typu aplikatory do tuszu uwielbiam. Mam wobec niej duże nadzieje i równie duże wymagania.




NUTRA EFFECTS, BALANCE DAILY CREAM.
Mój ulubiony krem na dzień (KLIK) właśnie się kończy. Miałam ponownie kupić Ziaję, ale wpadł mi w ręce ten, więc nie mogłam odmówić sobie zakupu testów tegoż oto kosmetyku. Wymagam od niego nawilżenia, lekkiego matowienia i dobrej współpracy z podkładami wszelkiej maści. Składu nie czytam, bo sama jego długość mnie przeraża. Mam nadzieję, że będzie równie dobry, jak jego poprzednik.





Znacie te kosmetyki? Możecie mi co nieco o nich napisać? A może zastanawiacie się nad ich zakupem? Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki! :*