Nadchodzi
najbardziej przeze mnie nielubiany okres, czyli jesienno – zimowy.
Nie lubię go nie tylko ze względu na temperaturę, wilgoć, szarość
i krótki dzień oraz małą ilość słońca, ale także ze względu
na to, że moje usta w tym okresie stają się bardziej szorstkie niż
papier ścierny. Na pewno wiecie o czym mówię. Odstające skórki,
piekące i popękane usta... Nijak nie idzie ich pomalować
intensywniejszym odcieniem pomadki. Akurat ja rzadko używam mocnych
i intensywnych odcieni na ustach, ale sam fakt posiadania takich
nieprzyjemnych ust wprawia mnie w drgawki. Dodatkowo moje usta od
miesiąca już są suche ze względu na założony aparat
ortodontyczny. To dwa głowne powody, dla których szukałam czegoś,
co pomoże mi nawilżyć usta i je wygładzi. Szukałam peelingu i
pomadki do ust i zastanawiałam się nad wieloma produktami, ale od
pierwszego wejrzenia przekonała mnie odżywcza pomadka do ust z
peelingiem od Sylveco.
Poradziła sobie rewelacyjnie
ze wszystkimi moimi bolączkami. Teraz okres jesienno – zimowy mi
nie straszny! A wiecie dlaczego? Zapraszam do dalszej części posta,
gdzie dowiecie się wszystkiego na temat tego małego cuda.
OPAKOWANIE.
Pomadka zapakowana jest w mały, zgrabny, biały kartonik z dokładnym
opisem produktu, składu oraz kilka zaleceń i obietnic producenta.
Po otwarciu ukazuje się nam białe, jak ja to mówię –
standardowe opakowanie pomadki w sztyfcie. Materiał, z którego jest
wykonany, czyli plastik nie jest najwyższych lotów, ale też nie on
jest najważniejszy. Pomadka dobrze się zamyka, tak samo dobrze się
wykręca. Kolory biel i pomarańcz ułatwiają poszukiwanie balsamu w
torebce :) Ponad to na kartoniku pojawia się data przydatności i w
moim przypadku jest to sierpień 2016, pojemność pomadki czyli 4,6
grama. A cenę dodam od siebie, a wiem, że jest to 9,90. Całkiem
niewiele. Moim zdaniem 2 – 3zł drożej od pomadek nivea czy bebe,
a różnica kolosalna!
SKŁAD.
O dziwo, co rzadko się zdarza, jest napisany dwukrotnie! Raz na
kartoniku po łacinie i drugi raz, już po polsku (!!!!) na samej
pomadce! Niesamowite, prawda? Takie niespodzianki chciałabym
częściej widzieć na kosmetykach dostępnych w Polsce.
A sam skład pomadki wygląda tak:
Olej sojowy, wosk pszczeli, olej z wiesiołka; cukier trzcinowy,
lanolina, masło kakaowe, masło karite, betulina, wosk carnauba,
olej z gorzkich migdałów.
Jak widzicie nie ma w składzie żadnych substancji zapachowych,
parabenów, silikonów, konserwantów ani żadnych innych
niepożądanych rzeczy.
KOLOR.
Pomadka nie pozostawia koloru na ustach, a jedynie błyszczący film
ochronny.
KONSYSTENCJA.
Niby zwykły sztyft ale już po pierwszym użyciu wiedziałam, że to
będzie mój nieodłączny przyjaciel każdego dnia w sezonie
jesienno – zimowym. A dlaczego? Bo zawiera w sobie drobinki
brązowego cukru, który jest bardzo ostry i nieziemsko dobrze radzi
sobie ze skórkami na ustach. Co ciekawe, drobinki te ścierają usta
podczas aplikacji pomadki i jeszcze chwilę później, aż do
momentu, kiedy drobinki brązowe cukru trzcinowego się... roztopią
(!), pozostawiając na ustach bardzo przyjemny, słodkawy posmak. Coś
pięknego!
ZAPACH.
Do najprzyjemniejszych nie należy. Do pięknego zapachu mu naprawdę
daleko. Nie jestem dobra w opisywaniu zapachów, ale spróbuję Wam
nieco opisać tą nieco dziwną woń. Pachnie (opisuję tutaj swoje
odczucia) nieco słodko, trochę czuć wosk, miód może nawet karmel
z dodatkiem ziół. Nie jest to może najpiękniejszy zapach, ale
pamiętajmy, że jest to kosmetyk z półki tych naturalnych.
APLIKACJA.
Jak to aplikacja pomadki w sztyfcie. Bez udziwnień. Zdejmujemy
plastikową osłonę, wykręcamy zawartość pomadki i przesuwamy
sztyftem po ustach. Prawda, że nic trudnego? :)
DZIAŁANIE.
REWELACYJNE! Możecie uwierzyć mi na słowo, że czegoś tak
skutecznego do ust nie miałam nigdy! Oprócz tego, że doskonale
nawilża usta, pozostawia na nich przyjemny, ale też nie tłusty
film to doskonale peelinguje i ściera wszystkie suche i ostające
skórki na ustach. Uwielbiam jej smak, jaki pozostawiają drobinki
brązowego cukru, uwielbiam jej konsystencję. Uwielbiam ją za
wszystko i śmiało mogę powiedzieć, że znalazłam swój ideał
chociaż w jednej dziedzinie kosmetycznej – pielęgnacja ust!
PODSUMOWANIE.
Ochów i achów w tym wpisie było co niemiara, więc nie wiem, czy
jest sens dodawać coś jeszcze? Mogę jedynie podsumować i to
wielkimi literami, że jest to ABSOLUTNIE NAJLEPSZA POMADKA I PEELING
W JEDNYM DO UST. Mój ukochany Carmex odchodzi do lamusa – serio!
Pomadka z Sylveco jest tania i doskonała. Polecam wszystkim z Was,
które mają problemy z wiecznie suchymi ustami.
Znacie tą firmę? Miałyście tą pomadkę? A może macie jakiś
inny ideał do pielęgnacji ust na okres jesienno – zimowy? Czekam
z niecierpliwością na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*
Ja ją uwielbiam!
OdpowiedzUsuńI ja i ja ! :)
UsuńWłaśnie gdzieś zapodziałam jeden egzemplarz i dokupiłam drugi :D Na targach dorwałam za 5zł ;)
OdpowiedzUsuńSzczęciara :)
Usuń