czwartek, 20 października 2016

Denko #2.

 
Postanowiłam sobie, że będę zbierać wszystkie kosmetyki zarówno te kolorowe i pielęgnacyjne, by pokazywać Wam to, co nie znalazło miejsca w pełnej recenzji na moim blogu. Ciężko mi to idzie ze względu na ogromną ilość wciąż przybywających kosmetyków. Ale jak postanowiłam, tak zrobiłam. Nie wiem tylko, dlaczego tak mało rzeczy znalazło się z moim koszyczku na 'odpady', skoro zbieram je już ponad miesiąc. Hmm, może wyrzuciłam je do kosza zamiast do pojemnika. Nieważne! Ważne, ze jesteście tutaj i czytacie moje długie wywody. Ciekawe jesteście zużytych produktów? No to zaczynamy!


Lumene Clear it up, żel do mycia twarzy i oczu.
Nie znam drugiego tak fajnego żelu do mycia twarzy. Radzi sobie zarówno z makijażem twarzy, jak i oczu. Nie piecze, nie podrażnia, jest wydajny. Do tego nietrudno go upić i kosztuje, umówmy się - jeszcze w miarę dobre pieniądze ok 30zł. Za tą kwotę jestem w stanie go używać tak długo, aż mi zbrzydnie. Jeśli chcecie poznać ten produkt nieco bliżej, zapraszam Was na RECENZJĘ.

Allverne woda micelarna.
Niewielka butelka za niewielkie pieniądze. Niestety nie zaskoczył mnie niczym szczególnym. Niby dobrze zmywał makijaż, ale szału nie było. Były dni, kiedy lekko podrażniał mi oczy i powodował pieczenie. Dla mnie totalnie nijaki. Nie wiem, czy chciałabym wrócić do tego produktu.
Tołpa dermo atopic, lipidowy krem regenerujący do twarzy.
Był to super krem, który niestety na lato totalnie się nie nadawał. W okresie grzewczym jest to świetny krem dla osób, które poszukują czegoś natłuszczającego i regenerującego. Niestety nie zużyłam całego kremu, a jego data ważności to tylko 3 miesiące od momentu otwarcia. Na pewno zechcę kiedyś do niego wrócić i zregenerować skórę po zimie. Więcej o nim przeczytacie TUTAJ.

Kobo modelling illuminator, korektor.
Świetny korektor, który miał swoje pięć minut już jakiś czas temu. Mówiły o nim wszystkie blogerki i vlogerki. Ja nie mogłam być w tyle. Pisałam o nim TUTAJ. I wiecie co? To świetny produkt i zostało mi go jeszcze trochę w opakowaniu, ale niestety się zepsuł. Chętnie do niego wrócę, pod warunkiem, ze zużyję cały arsenał innych korektorów, które teraz posiadam. Podsumowując - polecam!



Nie wiem, czy mówiłam Wam kiedyś, jak bardzo uwielbiam wszelakiej maści płyny i żele do kąpieli? Jeśli nie mówiłam, to już o tym wiecie. Zużywam te produkty w ogromnych ilościach. Musicie uwierzyć mi na słowo, ale tylko 4 puste opakowania trafiły do denka. Resztę zdenkował mąż i wyrzucił do kosza :D

Joanna naturia, olejek do kąpieli i pod prysznic, truskawka i śmietanka.
Dosyć fajny, ciekawy produkt, ale mojego ulubionego dwufazowego olejku z bielendy nie przebił. Fajnie pachnie, taką słodzoną truskawką z bitą śmietaną. Lekko się pieni i jest bardzo, bardzo niewydajny. Ale kosztuje niewiele, więc chociażby dla samego zapachu warto go kupić.  

La petit marseiliais, malina i piwonia.
Uwielbam żele tej firmy! Wszystkie są dla mnie genialne. Lubię je za wydajność, zapachy, działanie na skórę. Akurat tą wersję lubię najbardziej. Oprócz zapachu lubię także jego kolor :) Na pewno znacie te żele i jestem pewna, że wiele z Was także je lubi.

Dr. Organic żele pod prysznic, aloe vera i manuka honey.
Najlepsze żele pod prysznic jakie miałam. Zapachy niekoniecznie ładne, ale do zniesienia. Pięknie się pieniły, były wydajne i zostawiały skórę tak nieziemsko nawilżoną, że ciężko to opisać. Miód oczywiście był nieco za słodki i pod koniec byłam znudzona jego zapachem, ale aloes zauroczył mnie totalnie! Pachniał lekko słodko ale odświeżająco. Po prostu bomba! Gdyby nie ich cena i pojemność, na pewno używałabym ich non stop.

 
Fa nutri skin care&protect.
Antyperspirant jak każdy inny. Szału nie było. Chronił nawet nieźle, był wydajny, ale jego zapach był przy dłuższym stosowaniu zbyt duszący i męczący. Jeszcze na kilka użyć by mi wystarczył ale niestety nie jestem w stanie przeskoczyć swojej odrazy do jego woni...
Garnier mineral, action control.
Ten antyperspirant także się nie popisał. Zapach miał znacznie lepszy, ale zostawiał plamy na ubraniach. Sorry, ale zółta plama na białej koszuli po nim to jakaś totalna pomyłka. A szkoda, bo chronił nawet nieźle. 
Gosh classic.
I to jest dla mnie najlepszy dezodorant jaki miałam. Działa lepiej niż niejeden antyperspirant. Pachnie pięknie, długo i przede wszystkim nie ma talku i nie brudzi ubrań. Kosztuje prawie dwa razy tyle, co średniej półki antypersprant, ale używałąm go naprawdę długo i na pewno jeszcze nie raz po niego sięgnę. Zdecydowanie polecam!
Vellie csmetics, odżywczy krem do ciała kozie mleko
Taki sobie, zwykły balsam do ciała. Pachniał pięknie, delikatnie, nawet długo było go czuć. Nawilżał skórę średnio, odżywienia nie zauważyłam, a obietnice producenta o łagodzeniu podrażnień można sobie włożyć między bajki :D Szału nie ma, ale zły także nie był. Szukam czegoś znacznie lepszego.
To wszyscy moi wykończeni. Mało tego, chociaż starałam się zawsze wyrzucać 'pustaczki' tam, gdzie powinnam, czyli do różowego pojemnika. Obiecuję poprawę i już zabieram się do zbierania kolejnych pustych opakowań. Bardzo chciałabym Wam pokazać coś z kolorówki, ale nie wiem, czy nastąpi to prędko. 
Miałyście coś z rzeczy pokazanych przeze mnie? Może miałyście inne zdanie na ich temat niż ja? Czekam na Wasze komentarze! 
Buziaki ! :*

4 komentarze: