wtorek, 25 października 2016

EOS - największe rozczarowanie ostatnich miesięcy.

 
 
Nie jestem typem osoby, która ślepo podąża za trendami w świecie kosmetycznym. Omijam także wiele rzeczy, które polecają blogerki. Nie robię tego na przekór, a ze względu na to że każdy kosmetyk, czy produkt sprawdza się inaczej na różnych osobach i skórach. Jestem świadoma, że wiele rzeczy, które są popularne w Internecie znalazły się w tam dzięki potężnej ilości pieniędzy, jakie dają na ich promowanie firmy kosmetyczne. Staram się być z daleka od tego wszystkiego, co zauważyć możecie na moim blogu. Mało tu rzeczy, które są na topie, i na każdym blogu po kolei. U mnie znajdziecie coś, czego nie ma na innych blogach. Z jednym wyjątkiem...
Kiedy cały świat szalał za EOSem, ja przyglądałam się z lekkim zadziwieniem na małe jajeczko. Zastanawiałam się, co takiego tam jest, że każdy je ma i każdy je chwali. Swojego czasu EOSy były wszędzie, na Youtube, na blogach, na portalach. Staram się unikać tak mocno promowanych rzeczy, bo zazwyczaj nie są one tak naprawdę dobre, jak mówi się o nich w Internecie. No i tak właśnie stało się ze słynnym jajeczkiem. Każdy je chwali a ja go nienawidzę. Dlaczego?


Bardzo długo wzbraniałam się przed zakupem EOSa, ale w końcu się przemogłam i zaryzykowałam. Raz kozie śmierć, albo się sprawdzi, albo nie. Wpadła w moje ręce wersja miętowa pod nazwą sweet mint. Akurat było lato, więc i smak i zapach wpisywały się w moje oczekiwania. Ponad to liczyłam na efekt delikatnego chłodzenia, które bardzo lubię w kosmetykach. 
Bardzo podobał mi się fakt, że w składzie słynnego jajeczka znalazły się prawie same olejki. Byłam przekonana, że blogerki nie mogły się mylić. Skład potwierdzał ich opinie. Zachęcona smarowałam się nim jak oszalała.
 
Początkowo byłam zadowolona. Zachwycona wręcz. Usta były miękkie, nawilżone, lekko schłodzone olejkiem miętowym. Do tego EOS był wyczuwalny na ustach przez długi czas. 
Sam sposób aplikacji także mi odpowiadał. Kształt opakowania fajny, innowacyjny, ale z czasem zaczął mi przeszkadzać. Ciężko go było wrzucić do małej kosmetyczki, czy małej torebki. Ponad to przez to, że wędrował ze mną dosłownie wszędzie, bardzo się brudził. I sam z siebie, przez dziwne tworzywo z jakiego jest wykonany i przez to, że w każdym zakamarku osiadał brud, co nie jest higieniczne.

Cały koszmar zaczął się w nieco chłodniejszych miesiącach. We wrześniu już zauważyłam, że moje usta zamiast lepiej, czuły się coraz gorzej. Były coraz bardziej popękane, przesuszone. Nie wspomnę już o kącikach ust, które od września są wiecznie spękane, jakbym miała zajady (kandydozę). Sucha skóra wokół ust stała się widoczna na kilometr i odstająca. Do tego szorstkość dla mnie samej nie do wytrzymania.


Dlaczego twierdzę, że za stan moich ust odpowiedzialny jest EOS? 
Nie używam praktycznie żadnych pomadek, ani matowych ani zwykłych. Bardzo rzadko maluję usta, więc nie ma opcji, żebym je czymś przesuszyła. Zazwyczaj na usta nakładam bezbarwne produkty, dlatego EOS lądował na moich ustach kilka razy dziennie. Jestem pewna, że to właśnie EOS jest przyczyną tragicznego stanu ust.

Po raz kolejny potwierdza się moja teza, że jeśli coś jest polecane przez wszystkich, nie zawsze jest w rzeczywistości dobre. Nie twierdzę, że nikomu jajeczko nie służy, być może są osoby, które są z niego zadowolone. Ja nie jestem. czy był i jest warty takiego szumu? Nie sądzę.


Myślę, że kiedyś napiszę do Was o tym, co myślę o świecie blogowym i jak uważnym trzeba być by nie dać się nabrać. Myślę, że zdecyowana większość wie, jakie zjawisko mam na myśli. Trzeba umieć oddzielić ziarno od plew i niech to będzie motto na zakończenie tego wpisu.
 
Miałyście słynne jajeczko EOS? Jak się u Was sprawdził? Jestem ciekawa Waszych opinii na jego temat w komentarzach! :-)
Buziaki ! :*
 

12 komentarzy:

  1. Ja EOS uwielbiam i na moich ustach sprawdza się świetnie. Już ponad kilkanaście sztuk się u mnie przewinęło i zawsze byłam zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może tylko ten jeden jest jakis trefny ale ja wolę tego nie sprawdzać. Nigdy w zyciu nie miałam takich problemow z ustami jak po eosie..

      Usuń
    2. Każdy reaguje inaczej. U mnie tez często hity innych się nie sprawdzają. Na przykład zamiast eos chyba najczęściej dziewczyny wielbią Carmex, a mi po trzech dniach robi z ust taką masakrę, że szkoda mówić...

      Usuń
    3. A mnie z kolei Carmex bardzo odpowiada :-) Każda skóra inna, jak widać :)

      Usuń
  2. ja nigdy nie mialam i nie kusi wcale - slyszalam tez sporo negatywnych opinii :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie słyszalam duzo tych pozytywnych. I powiem tak: więcej nie dam się skusic na to, co jest tak mocno popularne.

      Usuń
  3. eosy mnie nie przekonują ;/ i nie mam zamiaru się z nimi poznawać ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze! Szkoda, że ja nie podeszłam tak do tematu.

      Usuń
  4. hmm też się skusiłam, już jakieś 4 lata temu jak były w modzie :p ale nie przekonałam się do nich

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uległam po dłuuuuugim czasie i jak widać - załuję...

      Usuń
  5. U mnie również się nie sprawdził... zakwalifikowałam go do kategorii gadżet, a nie kosmetyk :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, w tej kategorii się jak najbardziej sprawdzi :)

      Usuń