Witajcie!
Niestety dopadła mnie wstrętna
choroba i od dwóch dni leżę w łóżku. Już
czuję się znacznie lepiej, a że moje L4 trwa aż do wtorku
postanowiłam wykorzystać ten czas na nadrobienie blogowych
zaległości. Dziś na odstrzał, dosłownie (!) idzie liner z
Essence Eyeliner Pen Extra Longlasting. Czemu napisałam, że idzie
na odstrzał? Bo zaraz po napisaniu recenzji ląduje w koszu. A
dlaczego? Zaraz się przekonacie – zapraszam do przeczytania mojej
opinii.
Essence
Eyeliner Pen Extra Long Lasting
Dostępność:
Szafy Essence, Drogerie Natura,
Laboo, Hebe
Cena:
ok 10zł
Pojemność:
1ml (o
zgrozo!!!)
- OPAKOWANIE.
Standardowe,
lekkie, kształt długopisu. Bardzo fajne zamknięcie na 'klik', co
dla mnie, jak wiecie jest ważne, bo dzięki takiemu zamknięciu
wiem, że kosmetyk jest w stu procentach, szczelnie zamknięty.
Oprócz tego dużo napisów, szkoda, że nie w języku polskim. I
tutaj duży plus, za to, że nawet odrobinę napisy się nie starły!
- KOLOR.
No
czarny, czarny... Szkoda tylko, że trzeba dwóch warstw, by nie
wychodziła z niego szarość...
- APLIKATOR.
Cienko
zakończony rysik, dosyć sztywny. Nie za gruby, nie za cienki.
Fajnie można nim stopniować grubość kreski, w zależności od
tego, czy grubej, czy cieńszej kreski potrzebujemy. I tutaj jego
plusy się kończą. Aplikator szybko zapchał się cieniami, szybko
wchłonął wszystkie kosmetyki nałożone przed nim, co bardzo
utrudnia malowanie kreski. Sam czubek nie maluje już wcale, środkowa
część jeszcze jakość zipie. Niestety, bardzo nie lubię tego w
tego typu aplikatorach...
- APLIKACJA.
Przy kilku
pierwszych użyciach byłam zachwycona. Super czarna kreska, grubość
idalna do wyregulowania... Niestety po dosłownie 5 użyciach
kosmetyk zaczął sprawiać trudności. Zaczął pochłaniać cienie
z oczu. Niestety ja nie lubię rysować kreski na samym początku
makijażu, bo uważam to za bezcelowe, dlatego też kreskę rysuję
zawsze na koniec makijażu oka, tuż przed nałożeniem tuszu. Liner
stracił z czasem na wyrazistości, zaczął prześwitywać. Żeby
był całkowicie czarny potrzebuje dwóch warstw, które ciężko
namalować aplikatorem, który zamiast malować zbiera jeszcze nie
zastygniętą kreskę swoich suchym końcem...
- TRWAŁOŚĆ.
Na początku byłam zadowolona. Gdy poużywałam go dłużej zaczął pokazywać rogi.
Oprócz fatalnej aplikacji, zaczął się kruszyć, rozmazywać... Nie
wytrzymuje w stanie idealnym na oczach dłużej niż 3 godziny. Co
dla mnie jest zdecydowanie za mało.
- WYDAJNOŚĆ.
O tym Wam nie
napiszę. Mam go od pół roku i nienawidzę do używać. Szczerze
mówiąc nie wystarczyłby na zbyt długo patrząc na jego naprawdę
małą pojemność. W tak dużym opakowaniu zamknięto tylko 1ml
produktu. To jest masakra!
- PODSUMOWANIE.
Tak bardzo
uwielbiam kosmetyki Essence, że ciężko jest mi napisać cokolwiek
złego i produkcie z logo tej właśnie firmy. Zdecydowanie Wam tego
linera nie polecam. Więcej z nim męki, jak radości z używania...
Mój liner za chwilę ląduje w koszu i moja przygoda z tym produktem
właśnie się kończy.
Miałyście kiedyś
ten liner? Czy Wy także miałyście z nim tak fatalne spotkanie, jak
ja? A może ja mam jakiś trefny egzemplarz?
Czekam na Wasze
opinie w komentarzach!
Buziaki ! :*
ostatnio się przkeonałem do innej formy pisaków : ]
OdpowiedzUsuńAle kicha z tym produktem :/ A zapowiadał się obiecująco...
OdpowiedzUsuńszkoda, lubię taką formę eyelinerów i mam swojego ulubieńca z L'oreal :)
OdpowiedzUsuń