sobota, 31 października 2015

Kobo Make Up Fixer Spray - z nim każdy makijaż stanie się nie do zdarcia!

Do tej recenzji zabierałam się dosyć długo. Cały czas było mi nie po drodze, by napisać o tym produkcie. Ale w końcu zebrałam się w sobie, usiadłam i napisałam. Uznałam, że produkt, o którym Wam dziś trochę poopowiadam przyda się Wam przy okazji nadchodzących andrzejek, sylwestra, a później studniówek. O czym mówię? O utrwalaczu makijażu, czyli Kobo Make Uo Fixer Spray. Na pewno słyszałyście o nim nie raz, a jeśli nie o nim to na pewno o słynnym fixerze z Kryolanu.
Co myślę o sprayu z Kobo? I jak się sprawdził w sezonie weselnym oraz podczas upałów? Zapraszam do dalszej części, gdzie odpowiem na te pytania.



OPAKOWANIE.
Szara butelka, dosyć duża w rozmiarach i dosyć gruba. Wygląda trochę jak mini lakier do włosów, który nieco utył :D Bardzo wygodna i stabilnie zamykająca produkt zatyczka. Ponad to cena nieco ponad 20zł, czasem w promocji ok 17zł, i pojemność 150ml.



APLIKACJA.
Należy rozpylać go w niewielkiej ilości z odległości od 30 do 40cm od twarzy. Oczywiście po uprzednim zamknięciu oczu i ust. Na twarzy rozprowadza się równomiernie, taką samą warstwą na każdej części twarzy. Nieco śmierdzi alkoholem, chemią i plastikiem, ale na szczęście tylko chwilę, więc da się to znieść. 



DZIAŁANIE.
Rewelacyjnie przedłuża trwałość makijażu! Radzi sobie z każdym czynnikiem, który negatywnie mógłby wpłynąć na makijaż. Radzi sobie z upałem, deszczem, łzami itp. Tworzy na twarzy bardzo cienką warstwę ochronną, która oprócz tego, że chroni makijaż przed zniszczeniem, zdejmuje efekt pudrowości z twarzy i ładnie 'skleja' do kupy wszystkie warstwy makijażu. Jako najlepszą rekomendację mogę podać fakt, że dzięki temu fixerowi mój makijaż ślubny wytrzymał cały dzień i całą noc bez żadnego uszczerbku, mimo tego, ze na dworze było 38 stopni! Chyba nie muszę nic więcej mówić, ani go dodatkowo zachwalać? :)



Nie używałam go na co dzień i nie mam pojęcia, czy działa wysuszająco na skórę. Ale myślę, że tak, więc odradzałabym utrwalanie makijażu na co dzień.


PODSUMOWANIE.
Bardzo przydatny produkt, szczególnie, kiedy zależy nam na mega trwałości makijażu. Mnie przydał się nie tylko podczas malowania siebie, ale także klientek i każda z nich mówiła, że makijaż był mega trwały. Całe opakowanie wystarczyło mi na sezon ślubny, który dla mnie w tym roku był wyjątkowo łaskawy :) Wiem od wizażystek, że potrafią zużyc 2 – 3 opakowania przez kilka miesięcy intensywnego malowania :)


Miałyście ten fixer? Co sądzicie na temat takich utrwalaczy do makijażu? Macie, stosujecie, lubicie? Czekam na Wasze odpowiedzi w komentarzach!
Buziaki ! :*

piątek, 30 października 2015

Mój stosunek do Rossmanna i 3 powody, dla których nie pójdę na promocję -40%...

Witajcie!
Na Waszych blogach pojawia się coraz częściej informacja o promocji w Rossmannie – 40% na kolorówkę, czyli tydzień po tygodniu oczy, twarz i paznokcie. I wiecie co? Mnie ta promocja w ogóle nie interesuje. Nawet nie tyle co promocja, co ogólnie sklep. Bojkotuję drogerie Rossmann. Wiecie dlaczego? Jest kilka powodów, dla których przestałam chodzić do Rossmanna.



Po pierwsze dokładnie takie akcje -40% skutecznie mnie odstraszają. Dlaczego? Bo to jedno wielkie oszustwo. To nie prawda, że kupujemy wtedy faktycznie taniej. Zauważcie, że rabat odejmowany jest dopiero na kasie, a na półkach sklepowych są niby regularne ceny. Dlaczego niby? Bo Rossmann specjalnie je zawyża, na czas trwania promocji. I wiem też, że niejedna osoba nadziała się na politykę drogerii. W poprzedniej edycji tej promocji także pojawiały się wpisy o podejrzanych cenach. Także idąc na taką promocję chciałabym wiedzieć, że jestem traktowana fair. Chciałabym widzieć ceny po rabacie już na półce cenowej. Nie raz znajome wyliczyły sobie ile zapłacą przy kasie, po czym okazało się, że do zapłacenia mają trochę więcej, niż sobie założyły. Tylko dlatego, że ceny zostały zawyżone.

Druga rzecz, która mnie skutecznie odrzuca do odwiedzania drogerii to fakt, że pracują tam totalnie niekompetentni pracownicy. Ja wiem, że w tej drogerii są nie tylko kosmetyki, ale także dużo chemii itp., sama w takiej drogerii pracuję i doskonale to rozumiem. Ale nie rozumiem w ogóle, dlaczego pracownicy nie są w stanie pomóc mi wskazując miejsce, w którym stoi dany produkt. Nie wyobrażam sobie, żeby pani, która odpowiada za kosmetyki kolorowe nie znała się ani grama na asortymencie poszczególnych firm, pomijając fakt, że nie potrafią dobrać koloru podkładu do cery. Oj wiem, wiem, że światło jest paskudne, ale osoba, która to sprzedaje powinna mieć odpowiednie umiejętności, by dobrze coś sprzedać, doradzić, dobrać i tak zadowolić klienta, by wrócił do nas ponownie. Pomijam fakt, że byłam świadkiem rozmowy, kiedy nowa pracownica pytała dlaczego w szafie nie ma tuszy, skoro są w szufladzie pod szafa? I wiecie, co odpowiedziała pracownica drogerii? 'A po co? Żeby wszystkie pootwierali?'. No przepraszam bardzo, sprzedając kosmetyki trzymając je w szufladzie, świata nie zwojujecie. Pomijam fakt podejścia do klienta...

Trzecia rzecz to wiecznie pootwierane kosmetyki. Wiem, wiem, że to w głównej mierze wina klientek, czyt. nawiedzającej drogerie szarańczy... Ale powracają do tematu, otwarte są nie tylko testery ale także kosmetyki, które są do nabycia/kupienia. Nie raz zdarzyło mi się kupić tusz do rzęs, który był totalnie suchy, mimo że wzięłam go z samego końca. Takich sytuacji było kilka... Gdy wzięłam się na sposób i poprosiłam o wyjęcie tuszu z szuflady, argumentując, że tusz się nagrzewa i zasycha usłyszałam odpowiedź, że wszystko zostało wyłożone do szafy, bez zaglądania, czy faktycznie tak się stało.
Ja wiem, że nie da się upilnować wszystkich. Sama też walczę z otwieraniem wszystkiego tylko nie testera, ale da się nad tym zapanować. Da się zrobić wszystko, potrzeba tylko dobrego rozwiązania i chęci...


To trzy powody, dla których przestałam robić zakupy w drogeriach Rossmann. Bardzo mi przykro z tego powodu, bo kiedyś była to moja ulubiona drogeria i pierwsze i jedyne miejsce, do którego wybierałam się po zakupy kosmetyczne... Mam nadzieję, że drogeria weźmie się za siebie, zrobi coś niektórymi aspektami funkcjonowania sklepu i sprawi, że wiele osób takich jak ja, wróci ponownie do robienia zakupów w drogerii.



Jakie stanowisko Wy macie w tej sprawie? Co sądzicie o drogerii Rossmann, a także każdej innej, którą odwiedzacie? Może macie jakieś inne spostrzeżenia niż ja? Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*

czwartek, 29 października 2015

I Heart Make Up, Goddess of Love Triple Baked Highlighter, Goddess of Faith. Mistrz w kategorii rozświetlacz!

Alo, alo! Jest tu kto? Witajcie w kolejnym wpisie, w którym będę Was męczyć opowiadaniem o pewnym cudownym kosmetyku. Jakim? Przekonacie się po kilku słowach wstępu. Wiecie, że uwielbiam wszelakie rozświetlacze i efekt, jaki dają na skórze? Wiecie także, że uwielbiam rozświetloną, promienistą cerę. Pokażę Wam dziś produkt, który zawładnął moim makijażem odkąd go posiadam. Czyli uściślając, od dwóch miesięcy jest to główny punkt każdego mojego makijażu. Nie wyobrażam sobie mojego makeupu bez tego produktu! A co to za kosmetyk? I heart Make Up! goddes of love, triple baked highlighter, goddess of faith. Znacie? Na pewno tak! Kto nie zna tych słodkich, serduszkowych opakowań :) Skąd moje uwielbienie do tego kosmetyku? Czytajcie dalej – a tam dalsza część zachwytu, tzn wyjaśnienia nad moim uwielbieniem :)



OPAKOWANIE.
Białe kartonowe pudełeczko z motywem serca i różowymi napisami. Swoją drogą na opakowaniu umieszczone są same najpotrzebniejsze informacje, typu: firma, kolor, gramatura, skład. Kartonik mieści całe 10 gramów produktu zapakowane w piękne, tekturowe serduszko. Cena tego rozświetlacza to 24,99 zł. Dostępny w drogeriach internetowych i drogeriach Laboo.





KONSYSTENCJA.
Rozświetlacz jest potrójnie wypiekany, więc jego konsystencja jest nieco sucha. Ale nie wpływa to negatywnie na jego używanie.



KOLOR.
Dla mnie jest to piękny, szampańsko – różowy odcień. Pięknie wygląda na każdym typie cery i urody, niezależnie od rodzaju makijażu. W każdym świetle wygląda inaczej, ale zawsze prezentuje idealną rozświetlającą taflę. Coś pięknego!



APLIKACJA.
Bezproblemowa. Rozświetlacz ten najbardziej lubię aplikować na skórę pędzlem do podkładu mineralnego z Gosha. Jest to pędzel typu flat top, ale bardzo małych rozmiarów, dzięki czemu idealnie pasuje do nakładania rozświetlacza na kości policzkowe, nos czy inne części twarzy.

EFEKT.
To, co robi na twarzy to jest dosłownie jakaś poezja. Przepięknie rozświetla kości policzkowe, nos, brodę, czy łuk kupidyna. Uwypukla kości policzkowe. Idealnie mieni się w świetle zarówno dziennym, jak i sztucznym, tworząc idealną rozświetlającą taflę. Zresztą, może nic już nie będę mówić. Zobaczcie same:








TRWAŁOŚĆ.
Trzyma się na twarzy absolutnie cały dzień. Nieważne na jakim podkładzie, z bazą, czy bez, z pudrem, czy bez, a może w ogóle bez niczego. Od momentu wykonania makijażu wytrzymuje w stanie nienaruszonym aż do chwili wykonania demakijażu. Petarda pod względem trwałości!

WYDAJNOŚĆ.
Wiecie co? To jest chyba produkt, którego nie zużyję nigdy. Używam go dosłownie codziennie w całkiem niemałych ilościach już od dwóch miesięcy i uwierzcie mi, w ogóle nie widać zużycia. Wypukłość, jaką miał ten rozświetlacz w momencie otwarcia, nadal tam jest. Myślę, że jest to produkt nie do zużycia.



PODSUMOWANIE.
Rewelacyjny produkt za niewielkie pieniądze. Mega efekt za mini cenę. Pięknie wygląda, idealnie się trzyma, daje świetny efekt i pasuje każdemu. Oprócz tego ma ogromną pojemność i mega wydajność, co sprawi, że zostanie ze mną na jeszcze długi, długi czas, co mnie bardzo cieszy. Uważam, że jest to najlepszy produkt w kategorii rozświetlacz, z jakim miałam do czynienia do tej pory. Osobiście czaję się jeszcze na bronzer z tej serii i mam nadzieję, że będzie równie dobry, jak rozświetlacz!




Miałyście ten produkt? A może zastanawiacie się nad jego kupnem? Szczerze i serdecznie Wam go polecam! Czekam na Wasze odczucia odnośnie tego produktu, jak i samych rozświetlaczy. Używacie? Lubicie? Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*


piątek, 23 października 2015

TAG: 30 BUEATY QUESTIONS.

Witajcie! Czas na mały relaks, czy też odpoczynek – jak kto woli, od recenzji, które na dobre opanowały ostatnio mojego bloga. Aby nieco przełamać tą manię recenzji przychodzę do Was z fajnym TAGiem, podpatrzonym u biszkopcik86 :) Pozdrawiam Cię Kochana bardzo serdecznie i dzięki za pomysł na post!
TAG zawiera 30 pytań, które oczywiście krążą w temacie beauty, więc to coś idealnego dla nas, prawda kobietki? Jeśli jesteście ciekawe moich odpowiedzi, a przy tym także i kilku odkrytych sekretów, zapraszam do dalszej części wpisu!



Czy pamiętasz swój pierwszy kosmetyczny zakup?
Uwierzcie mi, że próbowałam sobie przypomnieć ale niestety nie dam rady. Myślę, że te ładnych kilka lat temu nie przywiązywałam uwagi, do tego, co będzie i co było moim pierwszym kosmetykiem. Podejrzewam, że mógł to być jakiś błyszczyk do ust.

Opisz swoją najlepszą maskarę, Czy znalazłaś taką, która spełnia twoje wymagania?
Myślę, że znalazłam. Na dzień dzisiejszy najlepszą maskarą, jaką miałam okazję używać i jestem jej wierna już długi czas to tusz od Maybelline The Collosal Volume. Myślę, że wiele kobiet mnie rozumie i wie, dlaczego uwielbiam ten tusz. A jeśli jesteście w gronie tych, które nie rozumieją mojego wyboru i zachwytu, zapraszam do posta, gdzie pokazałam i opisałam moje odczucia na temat tego oto kosmetyku (KLIK).

Jaki rodzaj krycia preferujesz w podkładzie?
Zdecydowanie średnie. Lubię, kiedy podkład ładnie wyrównuje koloryt skóry i zakrywa to, co może zakryć. Od zadań specjalnych są korektory i kamuflaże :)

Ulubiona marka luksusowa?
Szczerze mówiąc, z marek luksusowych mam w tej chwili tylko dwa produkty, z czego jeden to perfumy, a drugi to podkład. Czy mam swoją ulubioną markę luksusową? Nie, bo nie mam w zwyczaju ani kupować, ani używać drogich marek. A wśród tańszych także można znaleźć rewelacyjne kosmetyki.

Jakie firmy kosmetyczne chcesz wypróbować, a jeszcze tego nie zrobiłaś?
Zdecydowanie Zoeva – tyle o niej słyszę, że nie sposób nie się zatrzymać przy tej firmie nawet na chwilę. Bardzo ciekawa jestem także asortymentu firmy MakeUpGeek. No i oczywiście The Balm!

Ulubiona firma drogeryjna?
Nie mam takiej, bo kupuję to, co mi się podoba. Nie przykładam wagi do firmy.

Czy nosisz sztuczne rzęsy?
Nie. Mam swoje dosyć długie i w miarę gęste, więc narzekać nie mogę. Kiedyś probowałam metody 1:1 i na lato na pewno się skuszę :)

Czy jest makijaż, w którym nie wyszłabyś z domu?
Wydaje mi się, że jeśli w tym makijażu nie byłoby ekstrawaganckich ust w kolorze czerni, zieleni, czy niebieskości, to jestem w stanie wyjść z domu w każdym makeupie. Oczywiście mówię tu o makijażu a nie o charakteryzacji.

Jaki kosmetyk jest przez Ciebie najbardziej wielbiony?
Trudny wybór, bo ja wielbię wiele kosmetyków, ale gdybym miała wybrać jeden jedyny, to wybrałabym tusz to rzęs. Bo jest to dla mnie kosmetyk, który mogę nałożyć na rzęsy i przed wyjściem z domu krzyczeć „jestem gotowa!” :D

Jak często kupujesz kosmetyki do makijażu? Czy lubisz kupować od czasu do czasu, czy wszystko na raz?
Ciężkie pytanie, gdyż już dłuższy czas niczego nie kupowałam czyt. wykańczam zapasy :) Ale zdecydowanie wolę robić zakupy od czasu do czasu w większej ilości. A dlaczego? Bo kupuję więcej jednocześnie, co mnie wtedy bardziej cieszy. Buszuję wtedy po drogeriach raz na jakiś czas, co skutkuje mniejszą ilością przypadkowo kupionych kosmetyków, niekoniecznie tych z listy.

Masz makijażowy budżet, czy kupujesz swobodnie?
Jestem raczej rozsądna, jeśli chodzi o kupowanie kosmetyków. Oczywiście nie ograniczam się jakoś drastycznie, ale jeśli mam kupić np. tusz do rzęs za ponad 100zł to na pewno to przemyślę i na pewno nie kupię pod wpływem chwili.

Czy wykorzystujesz punkty, rabaty, punkty z kart podczas kupowania kosmetyków?
Rzadko, z tego względu, że albo jest tak, że zapomnę, albo jak się zdecyduję to jest dawno po promocji, albo asortyment się wyczerpał...

Jaki typ produktu kupujesz najczęściej?
Jak wspomniałam już wyżej, uwielbiam maskary, więc to właśnie one lądują w moim zakupowym koszyku najczęściej.

Czy jest jakaś firma, której nie możesz znieść?
Raczej nie mam takiej firmy. W każdej zdarzają się zarówno kompletnie nieudane kosmetyki, jak i perełki. Ale gdybym miała wskazać firmę, na którą nigdy nie zwracam uwagi podczas wizyty w drogerii to byłby to Astor.

Czy unikasz pewnych składników w kosmetykach, takich jak parabeny, czy siarczany?
Pod tym względem jestem totalnym luzakiem. Znam się na składach, ale nigdy na nie nie patrzę. Jeśli dla mnie jest coś dobre, to jest dobre. Nie jestem osobą wymagającą, która ma wrażliwą skórę. Także wszystko mi jedno co jest w składzie, bo albo się to sprawdzi, albo nie.

Czy masz ulubione miejsca, gdzie kupujesz kosmetyki do makijażu?
Jak Wam już wcześniej wspomniałam, na razie niczego nie kupuję, ale jeśli robiłam makijażowe zakupy, to wędrowałam do drogerii Rossmann, Natura, Laboo. Zdarzało mi się też kupować przez Internet, ale za tą formą zakupów nie przepadam.

Czy lubisz próbować nowych produktów pielęgnacyjnych, czy trzymasz się rutyny?
Zdecydowanie lubię testować. Nie mam wśród kosmetyków pielęgnacyjnych swoich ulubieńców.

Ulubiona marka do ciała i kąpieli?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale jeśli miałabym wybrać to na pewno byłaby to Luksja, ze względu na świetne płyny do kąpieli.

Jeśli miałabyś kupować tylko z jednej firmy, jaka by to była?
Bardzo ciężko mi wybrać dlatego nie wymienię żadnej z firmy.

Jaka firma według ciebie ma najlepsze opakowania?
Zawsze zachwycałam się opakowaniami Chanel. Uważam, że są piękne, eleganckie, klasyczne, szykowne. Cudowne!

Jaka celebrytka ma zawsze perfekcyjny makijaż?
Według mnie Kim Kardashian ma zawsze piękny makijaż. Dopracowany i niezwykle perfekcyjny. Z naszych polskich gwiazd, czy jak kto woli celebrytek, wybrałabym Dodę i Edytę Górniak.

Czy należysz do jakiejś Internetowej, makijażowej społeczności?
Nie licząc bloggera i innych mediów społecznościowych to nie.

5 makijażowych makijażowych guru.
Wymienię tylko 4, ale za to konkretne :)
Hania z kanału digitalgirl
Kasia z kanału Kat0su
Ewa z kanału RedlipstickMonster
Nikkie z kanału Nikkietutorials

Czy lubisz produkty wielozadaniowe?
Zależy, o jakie produkty chodzi. Jeśli w grę wchodzi coś, co ma zastosowanie na trzy sposoby i w każdym sprawdza się rewelacyjnie to jak najbardziej takie produkty mi się podobają. Nie lubię, jeśli coś jest tworzone na siłę, jako produkt do rzeczy wielu...

Czy jesteś niezdarna podczas wykonywania makijażu?
Nie zdarza mi się to w kwestii samego makijażu, i nie ma to odbicia w końcowej wersji. Ale tak, jestem niezdarna. Wypadają mi pędzle i kosmetyki z rąk co najmniej kilka razy podczas malowania :)

Czy używasz baz pod makijaż, cienie?
Tak! Baza pod cienie to punkt obowiązkowy każdego mojego makijażu. Bazy pod makijaż nie używam. Nie czuję takiej potrzeby i taki kosmetyk nie jest mi potrzebny.

Jak dużo produktów do włosów używasz w typowy dzień?
A co to jest typowy dzień? Na co dzień nie stylizuję włosów. Natomiast kiedy myję to oprócz szamponu i odżywki nie używam niczego :) No może czasem jakiś lakier albo pianka, ale to już w wyjątkowe dni.

Co pierwsze nakładasz – podkład, czy korektor?
Podkład, a potem korektor. Najpierw jednak robię makijaż oczu, co większość kobiet dziwi. Mnie nie dziwi w ogóle. Bo cienie lubią wędrować w różne zakamarki naszej twarzy, przez co musiałabym poprawiać nałożony podkład i korektor, jeśli to właśnie te produkty nałożyłabym jako pierwsze.

Czy myślałaś kiedyś nad lekcjami makijażu?
Tak, ale w tej chwili nie mam czasu i możliwości skończyć taką szkołę lub kurs, jaki bym chciała.

Co kochasz w makijażu?
Piękno, kreatywność, możliwość wyrażenia siebie, wyżycie się artystycznie. Ponad to kocham to, że dzięki niemu możemy podkreślić swoje zalety i ukryć wady.


Mam nadzieję, że przebrnęłyście prze ten TAG, bez ziewania :D Jeśli tak, to bardzo się cieszę! Liczę na Wasze odpowiedzi na TAG, czy to w poście czy w komentarzach. Jestem bardzo ciekawa, co Wy macie do powiedzenia na te pytania :) Czekam z niecierpliwością na Wasze odpowiedzi w komentarzach!
Buziaki ! :*

poniedziałek, 12 października 2015

Trochę spóźnieni ULUBIEŃCY WRZEŚNIA ! Avon, Catrice, I heart make up, Mariza, Essence, Sylveco.

Witajcie w ten piękny, słoneczny i bardzo zimny dzień! Postanowiłam usiąść do Was z kubkiem gorącej herbaty w ręku i opowiedzieć Wam o produktach/kosmetykach, które były moimi absolutnymi faworytami w makijażu i pielęgnacji we wrześniu. Są to rzeczy, których używałam codziennie, bez wyjątku. Jeśli jesteście ciekawe, co zawładnęło mną we wrześniu – zapraszam do dalszej części posta.



SYLVECO ODŻYWCZA POMADKA Z PEELINGIEM.
Pisałam Wam o niej całkiem niedawno (KLIK) więc bardzo rozpisywać się nie będę. Napiszę tylko tyle, że jest to dla mnie najlepsza pomadka pielęgnacyjna na okres jesienno zimowy! Nigdy w życiu nie miałam okazji używać czegoś, co skutecznie pozbędzie się suchych skórek i spierzchniętych ust. Carmex? Carmex się może schować! :)



MARIZA SOFT&COLOUR PUDER W KULKACH ROZŚWIETLAJĄCO – KORYGUJĄCY.
O tym pudrze nigdy Wam nie wspomniałam i zaczynam tego żałować! Kuleczki, których używam już dobrych kilka miesięcy niemalże dzień w dzień wydają się nie mieć końca. Co prawda kruszą się i są bardzo delikatne, ale to nie wpływa na ich wydajność. Co dają na twarzy? Efekt rozświetlonej, zdrowej, promiennej cery. Twarz oprószona kuleczkami staje się piękniejsza, zdrowsza i na pierwszy rzut oka naturalna. Chyba muszę Wam nieco bliżej pokazać ten produkt :)



AVON IDEAL LUMINOUS BLUSH, HEAVENLY PINK.
Piękny, różowy róż. Lekko rozświetlający, ale bez zbędnego brokatu, czy ogromnej ilości drobinek. Napigmentowany jest średnio, co ja akurat w różach lubię, bo wiem, że nie zrobię sobie plamy, kiedy na makijaż mam dosłownie kilka minut. Na twarzy wygląda bardzo delikatnie, pięknie podkreśla delikatne i dziewczęce makijaże. Trzyma się cały dzień na policzkach i przez cały ten czas wygląda nieskazitelnie.



MARIZA MASECZKA DO TWARZY Z KWASEM HIALURONOWYM I ALGAMI MORSKIMI.
Maseczka, którą lubię używać w te chłodniejsze dni. Czekała całe lato i się doczekała. We wrześniu była jednym z obowiązkowych punktów porannej, czy wieczornej pielęgnacji. Nadaje się, jako doraźna pomoc w przypadku przesuszonej skóry, ale także świetnie sprawdza się jako krem pod makijaż. Świetnie nawilża, nie klei się, nie zostawia tłustej warstwy i można ją stosować na dwa sposoby: jako krem do wchłonięcia i jako maskę, której nadmiar po 15 minutach się zmywa.



LOREAL SUPER LINER BROW ARTIST, BLONDE.
Nigdy wcześniej nie używałam kredek do brwi, bo uważałam, że cienie wyglądają znacznie lepiej i naturalniej. Zmieniłam zdanie od pierwszego użycia tej kredki! Wygląda przepięknie, ma fajny szarawy odcień, nie jest ani twarda, ani tez miękka. Jest dobrze napigmentowana i z jednej strony ma koloryzującą kredkę a z drugiej bezbarwny wosk, do utrwalenia i ujarzmienia niesfornych brwi.



ESSENCE LIP LINER, 11IN THE NUDE.
Kredka do ust, konturówka, którą niby widzicie, ale nie widzicie :D Bo jak widzicie na zdjęciu, niewiele z niej zostało :D Moja absolutnie ulubiona kredka do ust. Idealnie cielista, matowa, długotrwała na ustach. Zastyga i jest nie do ruszenia! Na moich ustach wytrzymuje spokojnie 5 godzin w stanie nienagannym. Szkoda tylko, że tak szybko się zużywa. Ale jest tania i łatwo dostępna, więc na pewno zaopatrzę się w zapas.



I HEART MAKE UP, GODDESS OF LOVE TRIPLE BAKED HIGHLIGHTER, GODDES OF FAITH.
Serduszko, które wywołało jakiś czas temu burzę w Internecie! Pięknie opakowany rozświetlacz, słodki design. Ale to, co jest w środku, przebija wszystko! Pięknie wyglądający na skórze, mega ogromny i mega trwały rozświetlacz! Nie będę pisać zbyt wiele, bo mam ochotę poświęcić temu cudakowi osobny wpis. I przygotujcie się na to, że to będzie post, gdzie jedyne, co przeczytacie to ochy i achy!



CATRICE CAMOUFLAGE CREAM, 020 LIGHT BEIGE.
Mój absolutnie ulubiony korektor. Pisałam o nim już TUTAJ. Uwielbiam go za krycie, trwałość, konsystencję, to jak wygląda na skórze i jaki komfort daje jego nałożenie. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Więcej na jego temat poczytacie w osobnym poście, który mu poświęciłam (KLIK).




To wszyscy moi ulubieńcy! Znacie ich? Miałyście któregoś z moich ulubieńców? A może macie coś innego na oku, co zawładnęło Waszym wrześniowym makijażem i pielęgnacją i chcecie się nimi podzielić? Czekam na Wasze odpowiedzi w komentarzach!
Buziaki ! :*


wtorek, 6 października 2015

Garnier Fructis - Oil Repair 3, odżywka wzmacniająca. Fajny, czy nie fajny zamiennik naszej ulubionej maski? Warta grzechu?

Jak wiecie, albo nie wiecie ;) jestem wielką fanką maski do włosów z arganem z Kallosa (KLIK). Postanowiłam, że dam swoim włosom odpocząć nieco od formuły i poużywam przez jakiś czas czegoś innego, zanim dobiorę się do następnej maski z Kallosa, tym razem bananowej :D
Nie miałam zielonego pojęcia, co kupić, a że moje włosy są suche, puszące się i ogólnie wysoko porowate, postawiłam na coś z olejkami. Czy te olejki w składzie są – nie wiem. Chciałam kupić coś, co zużyłabym dosyć szybko, co w przypadku mojej ogromnej ilości gęstych, grubych włosów trudne nie będzie :) Wybór padł na Garnier Fructis Oil Repair 3 Odżywka Wzmacniająca. Jak się sprawdziła i czy faktycznie wzmocniła moje włosy? Przeczytacie wszystko poniżej!



OPAKOWANIE.
Mała, wykonana z dosyć miękkiego plastiku. Wygodnie leży w dłoni, dobrze wyciska się z niej produkt. Całe opakowanie zamykane jest na małe, plastikowe zamknięcie na klik. Co do zakrątki – chyba widzicie na zdjęciu, że nie jest najtrwalsza. Popękała i po kilku upadkach w wannie ma uszczerbki i braki. No cóż, lekko ze mną nie miała :D Opakowanie ma pojemność 200ml i kosztuje ok 10zł. Dostępna w każdym sklepie kosmetycznym i drogerii.




KONSYSTENCJA.
Gęsta po wyciśnięciu z tubki ale mimo tego lekka i śliska. Dobrze rozprowadza się na włosach i nie spływa podczas aplikacji.



APLIKACJA.
Nakłada się nieźle. Póki co dobrze wyciska się z opakowania, nie wiem, jak będzie, kiedy odżywka będzie się kończyć. Bez rozcinania buteleczki pewnie się nie obejdzie. Poza tym nakłada się dobrze. Z włosów nie spływa, nie spada z dłoni. Dzięki gęstej ale dosyć śliskiej konsystencji lekko sunie po włosach i bardzo łatwo rozprowadzić ją na całości włosów. Odżywkę nakładam na mokre, odciśnięte ręcznikiem włosy, trzymam około 15 minut (nigdy nie sugeruję się czasem trzymania odżywki czy maski na włosach, który podaje producent) i zmywam.




ZAPACH.
Pachnie pięknie! Ma bardzo intensywny zapach. A pachnie hmm. Na pewno słodko, na pewno ten zapach jest w moim odczuciu nieco mleczny. Pachnie jak kosmetyk używany przez fryzjera – wiecie, taki droższy, luksusowy :)

EFEKT I DZIAŁANIE ODŻYWKI.
Maska działa na włosy bardzo fajnie. Są miękkie, błyszczące, dobrze się rozczesują. Są dociążone ale nie obciążone! Puszystość moich włosów znika, a pojawia się gładkość. I muszę jeszcze dodać, że na pewno nie przetłuszcza włosów!

WYDAJNOŚĆ.
Niestety tutaj odżywka ma minusa. Pojemność jest mała, a uwierzcie mi, że 200ml na moje długie i gęste włosy to dosłownie miesiąc używania... Nie żałuję tej odżywki, to fakt, ale mimo wszystko jest niewydajna. Wystarczyła mi na niecałe 3 miesiące używania.

PODSUMOWANIE.
Bardzo dobra odżywka, w dobrej cenie. Szkoda, że jest taka mała i tak niewydajna. Na pewno wrócę jeszcze do niej, bo mimo wszystko bardzo się z nią polubiłam, i moje włosy także!



Miałyście ta odżywkę? Może nadal zastanawiacie się nad jej zakupem? Co myślicie o takich małych pojemnościach? Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*



poniedziałek, 5 października 2015

Tołpa Dermo Atopic i Dermo Baby. Nowości od Tołpa - krótki przegląd dwóch najnowszych serii.

Nie tak dawno miałam okazję uczestniczyć w szkoleniu firmy Tołpa. Jeśli nie znacie tej firmy, to bardzo szkoda, bo gama kosmetyczna tej firmy jest niesamowicie szeroka! A wracając do początku: oprócz szkolenia miałam także przyjemność dostać kilka nowości, jakie firma wprowadza na rynek.
Mianowicie: są to dwie serie – Atopic i Baby. Pokażę Wam, co dostałam i co będę testować przez najbliższe miesiące i powiem co nieco o każdym z kosmetyków :)
Od razu zaznaczę, że nie są to kosmetyki przystosowane stricte do mojej cery, ale spokojnie może ich używać każdy, kto ma potrzebę. Więcej dowiecie się poniżej.



TOŁPA DERMO ATOPIC.
Seria przeznaczona do pielęgnacji cery suchej, wrażliwej i atopowej. Wszystkie kosmetyki z tej serii są dosyć tłuste, bogate i bez zbędnych substancji, które mogłyby wywołać podrażnienie skóry. Od przedstawicielki na szkoleniu dostałam:

Lipidowy krem regenerujący, BOGATY.
Krem o bardzo bogatej konsystencji zapakowany w metalową/aluminiową tubkę. Zapach niespecjalny, pachnie mi to typową maścią z apteki. Krem wg słów przedstawicielki nadaje się zarówno na dzień, jak i na noc, a także pod makijaż. Wiem, wiem brzmi to dziwnie, ale pomyślcie, jeśli ktoś ma naprawdę duży problem z suchą skórą taki krem to może być wybawienie. Na pewno sprawdzę, jak na tym kremie wygląda i trzyma się makijaż.
Cena: ok 40ml/ ok. 40zł



Lipidowy krem do rąk, BOGATY.
To drugi kosmetyk z serii atopic, jaki otrzymałam. Krem miałam okazję przetestować już na szkoleniu i powiem Wam szczerze, że spodobał mi się od razu. Wchłania się niby od razu, ale pozostawia na skórze jeszcze tłusty film, który trzeba wsmarować. Pachnie tak samo jak jego poprzednik – kremem z apteki – i niestety jego zapach utrzymuje się dosyć długo... Ale! Testuje go mój mężczyzna, który dłonie ma ekstremalnie suche i jego dotychczasowa opinia to 'może być', co oznacza, że krem póki co się sprawdza. Oczywiście dam Wam znać, jak działa na dłonie.
Cena: 75ml/ ok. 20zł



Oprócz tych dwóch produktów, w tej serii znalazły się także:

Lipidowa emulsja do mycia twarzy i ciała 200ml/ ok. 37zł
(oczyszcza, regeneruje, łagodzi podrażnienia)
Lipidowy olejek pod prysznic i do kąpieli 200ml/ ok. 40zł
(oczyszcza twarz i ciało, natłuszcza, łagodzi podrażnienia)
Lipidowy balsam pod prysznic i do kąpieli, BOGATY 200ml/ ok. 40zł
(regeneruje i odżywia, łagodzi podrażnienia)
Lipidowy balsam regenerujący do ciała, BOGATY 200ml/ ok. 43zł



TOŁPA DERMO BABY.
Seria przeznaczona do pielęgnacji wrażliwej skóry dzieci już od pierwszego miesiąca życia, a także mam i dorosłych. Wiadomo, że grupą docelową tej serii są niemowlaki i mamy, ale śmiało można stosować te kosmetyki pielęgnacyjne na każdej skórze, która jest wrażliwa i wymaga specjalnego stosowania.
Od razu zaznaczam, że przetestuję te kosmetyki na sobie, bo jestem ich bardzo ciekawa. Na dzieciach testować nie będę bo nie mam,a po drugie szkoda mi testować czegoś na tych małych istotkach.
Od przedstawicielki na szkoleniu dostałam:

Oczyszczająca woda micelarna do twarzy i ciała.
Idealnie nadaje się do przemywania delikatnej skóry dzieci po 1 miesiącu życia, a także do zmywania makijażu i odświeżania skóry. Z chęcią sprawdzę, jak działa na odświeżanie skóry oraz jak radzi sobie ze zmywaniem makijażu. Jest to produkt dostępny w dwóch pojemnościach, ja akurat posiadam wersję mini.
Cena: 75ml/ ok. 10zł, 200ml/ ok. 30zł



Bąbelkowy żel do mycia i kąpieli.
Idealny dla dzieci po 1 miesiącu życia, do mycia twarzy, ciała i włosów. Podobno jest niesamowicie delikatny, nie piecze w oczy, a przy tym fajnie oczyszcza i myje. Po połączeniu z wodą tworzy podobno delikatną emulsję, lekką piankę. Piszę podobno, bo tego akurat na szkoleniu przetestować nie mogłam. Ale sprawdzę na pewno, jak działa. Pachnie dosłownie jak skóra małego dziecka. Tak samo, jak woda micelarna.
Cena: 195ml/ ok. 30zł



Delikatny balsam do twarzy i ciała.
Tego jestem ciekawa najbardziej, gdyż probuję zmusić się do używania balsamów do ciała, a ten ma być moją motywacją do zużycia wszystkiech moich zapasów. Więc troche czasu minie, zanim go przetestuję, a po drodze na pewno pojawi się dużo recenzji kilku innych balsamów. Ale wracając do tematu: balsam tak samo jak poprzednicy, nadaje się do stosowania u dzieci po 1 miesiącu życia. Jest dosyć rzadki, delikatny, lekki. Tak jak reszta pachnie pudrowo i przypomina mi zapach małeo dziecka. Jestem ciekawa, jak sprawdzi się na skórze ciała, jak i twarzy.
Cena: 150ml/ ok. 30zł



Oprócz tych trzech produktów, w tej serii znalazły się także:

Otulająca oliwka 3w1 do ciała masażu i kąpieli 200ml/ ok. 37zł
(odżywia i nawilża, przywraca komfort i ułatwia zasypianie), po 1 miesiącu życia.
Pieluszkowy krem przeciw oparzeniom 40ml/ ok. 26zł
(łągodzi podrażnienia, regeneruje i przywraca komfort), od 1 dnia życia


Teraz dajcie mi czas na testy i spokojne wyrabianie opinii :) Na pewno recenzje pojawią się, jak tylko uznam, że już cokolwiek mogę powiedzieć na temat każdego z kosmetku.

Znacie firmę Tołpa? Może znacie któregoś z dzisiejszych bohaterów? Co sądzicie na temat używana kosmetyków dla dzieci przez osoby dorosłe? Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*

Sylveco, odżywcza pomadka z peelingiem - mój ideał na nadchodzący sezon jesienno - zimowy!

Nadchodzi najbardziej przeze mnie nielubiany okres, czyli jesienno – zimowy. Nie lubię go nie tylko ze względu na temperaturę, wilgoć, szarość i krótki dzień oraz małą ilość słońca, ale także ze względu na to, że moje usta w tym okresie stają się bardziej szorstkie niż papier ścierny. Na pewno wiecie o czym mówię. Odstające skórki, piekące i popękane usta... Nijak nie idzie ich pomalować intensywniejszym odcieniem pomadki. Akurat ja rzadko używam mocnych i intensywnych odcieni na ustach, ale sam fakt posiadania takich nieprzyjemnych ust wprawia mnie w drgawki. Dodatkowo moje usta od miesiąca już są suche ze względu na założony aparat ortodontyczny. To dwa głowne powody, dla których szukałam czegoś, co pomoże mi nawilżyć usta i je wygładzi. Szukałam peelingu i pomadki do ust i zastanawiałam się nad wieloma produktami, ale od pierwszego wejrzenia przekonała mnie odżywcza pomadka do ust z peelingiem od Sylveco. Poradziła sobie rewelacyjnie ze wszystkimi moimi bolączkami. Teraz okres jesienno – zimowy mi nie straszny! A wiecie dlaczego? Zapraszam do dalszej części posta, gdzie dowiecie się wszystkiego na temat tego małego cuda.



OPAKOWANIE.
Pomadka zapakowana jest w mały, zgrabny, biały kartonik z dokładnym opisem produktu, składu oraz kilka zaleceń i obietnic producenta. Po otwarciu ukazuje się nam białe, jak ja to mówię – standardowe opakowanie pomadki w sztyfcie. Materiał, z którego jest wykonany, czyli plastik nie jest najwyższych lotów, ale też nie on jest najważniejszy. Pomadka dobrze się zamyka, tak samo dobrze się wykręca. Kolory biel i pomarańcz ułatwiają poszukiwanie balsamu w torebce :) Ponad to na kartoniku pojawia się data przydatności i w moim przypadku jest to sierpień 2016, pojemność pomadki czyli 4,6 grama. A cenę dodam od siebie, a wiem, że jest to 9,90. Całkiem niewiele. Moim zdaniem 2 – 3zł drożej od pomadek nivea czy bebe, a różnica kolosalna!




SKŁAD.
O dziwo, co rzadko się zdarza, jest napisany dwukrotnie! Raz na kartoniku po łacinie i drugi raz, już po polsku (!!!!) na samej pomadce! Niesamowite, prawda? Takie niespodzianki chciałabym częściej widzieć na kosmetykach dostępnych w Polsce.
A sam skład pomadki wygląda tak:

Olej sojowy, wosk pszczeli, olej z wiesiołka; cukier trzcinowy, lanolina, masło kakaowe, masło karite, betulina, wosk carnauba, olej z gorzkich migdałów.

Jak widzicie nie ma w składzie żadnych substancji zapachowych, parabenów, silikonów, konserwantów ani żadnych innych niepożądanych rzeczy.




KOLOR.
Pomadka nie pozostawia koloru na ustach, a jedynie błyszczący film ochronny.

KONSYSTENCJA.
Niby zwykły sztyft ale już po pierwszym użyciu wiedziałam, że to będzie mój nieodłączny przyjaciel każdego dnia w sezonie jesienno – zimowym. A dlaczego? Bo zawiera w sobie drobinki brązowego cukru, który jest bardzo ostry i nieziemsko dobrze radzi sobie ze skórkami na ustach. Co ciekawe, drobinki te ścierają usta podczas aplikacji pomadki i jeszcze chwilę później, aż do momentu, kiedy drobinki brązowe cukru trzcinowego się... roztopią (!), pozostawiając na ustach bardzo przyjemny, słodkawy posmak. Coś pięknego!



ZAPACH.
Do najprzyjemniejszych nie należy. Do pięknego zapachu mu naprawdę daleko. Nie jestem dobra w opisywaniu zapachów, ale spróbuję Wam nieco opisać tą nieco dziwną woń. Pachnie (opisuję tutaj swoje odczucia) nieco słodko, trochę czuć wosk, miód może nawet karmel z dodatkiem ziół. Nie jest to może najpiękniejszy zapach, ale pamiętajmy, że jest to kosmetyk z półki tych naturalnych.

APLIKACJA.
Jak to aplikacja pomadki w sztyfcie. Bez udziwnień. Zdejmujemy plastikową osłonę, wykręcamy zawartość pomadki i przesuwamy sztyftem po ustach. Prawda, że nic trudnego? :)

DZIAŁANIE.
REWELACYJNE! Możecie uwierzyć mi na słowo, że czegoś tak skutecznego do ust nie miałam nigdy! Oprócz tego, że doskonale nawilża usta, pozostawia na nich przyjemny, ale też nie tłusty film to doskonale peelinguje i ściera wszystkie suche i ostające skórki na ustach. Uwielbiam jej smak, jaki pozostawiają drobinki brązowego cukru, uwielbiam jej konsystencję. Uwielbiam ją za wszystko i śmiało mogę powiedzieć, że znalazłam swój ideał chociaż w jednej dziedzinie kosmetycznej – pielęgnacja ust!

PODSUMOWANIE.
Ochów i achów w tym wpisie było co niemiara, więc nie wiem, czy jest sens dodawać coś jeszcze? Mogę jedynie podsumować i to wielkimi literami, że jest to ABSOLUTNIE NAJLEPSZA POMADKA I PEELING W JEDNYM DO UST. Mój ukochany Carmex odchodzi do lamusa – serio! Pomadka z Sylveco jest tania i doskonała. Polecam wszystkim z Was, które mają problemy z wiecznie suchymi ustami.

Znacie tą firmę? Miałyście tą pomadkę? A może macie jakiś inny ideał do pielęgnacji ust na okres jesienno – zimowy? Czekam z niecierpliwością na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*