środa, 30 kwietnia 2014

Promocyjne łupy! :)

W ostatnim czasie większość pań szaleje w Rossmannie i Naturze. Ja myślałam 'nie ulegnę'... Niestety, jak weszłam o tych sklepów przepadłam! Czytam Wasze blogi, na których pokazujecie swoje zdobycze, więc ja dziś pokażę Wam swoje łupy :)



Zaczniemy od Rossmanna, gdzie kupiłam mniej rzeczy :)

  • RIMMEL Lasting Finish 100 Ivory
Niestety poszłam do Rossmanna, kiedy promocja na podkłady już się kończyła... Miałam w planach kupić podkład Bourjois, ale niestety wszystkie 'moje' kolory były wykupione. Podobnie było w przypadku innych podkładów więc wybór padł na Rimmela. Nie potrzebuję podkładu, bo mam już ich dość sporo, ale kobieta potrzebuje mieć wybór. Wiadomo nasza cera także ma gorsze i lepsze dni i nie codziennie chce się ubierać w to samo :) Tego podkładu nigdy nie miałam, ale jestem bardzo ciekawa, jak się sprawdzi. 


  • LOVELY Pastel green
Przepiękny liner w kolorze pastelowej mięty. Jest cudowny! Na pewno sprawdzi się w letnich kolorowych makijażach. I do tego ciężko go zmyć z ręki, jak robiłam swatcha! Dlatego już na początku wielki plus dla niego, zobaczymy, jak sprawdzi się w akcji.


  • LOVELY  Sunny Powder.
Jak wiecie, wolę bronzery niż róże, ale i do nich powoli się przekonuję. Ten przekonał mnie swoim matowym wykończeniem. Bronzer, który mam z Essence (KLIK), a także wszystkie inne, jakie posiadam, są bardzo świecące i rozświetlające. Potrzebowałam czegoś matowgo i w ręce wpadł mi właśnie ten. Wydaje mi się, że ciężko będzie zrobić sobie nim krzywdę, ale efekt, jaki daje i sam produkt z bliska pokażę Wam w niedługim czasie :)



Teraz zakupy z Natury. Spędziłam w niej dużo dużo czasu i muszę Wam przyznać, że pierwszy raz wolałam robić zakupy właśnie tam. Wybór kosmetyków był dużo większy i fakt, że cały czas szafy były uzupełniane chyba przekonały mnie do tej drogerii! A teraz do rzeczy.

  • CATRICE Camouflage cream 020 Light Beige
O tym produkcie czytam i oglądam filmy już chyba rok. Cały czas chodziłam obok niego, patrząc, dotykając ale jakoś nigdy nie wpadł w moje ręce. Teraz się zdecydowałam i kupiłam. Zobaczymy, czy rzeczywiście jest tak świetny, jak piszą i mówią o nim dziewczyny.


  • PIERRE RENE Cień 149 Egyptian sun
Przekonana do Pierre Rene za sprawą cienia o nazwie Cashmire Rose postanowiłam kupić jeszcze jakiś cień z tej oto firmy. Cieni mam naprawdę dużo, ale jak jest promocja to jak się nie skusić, kiedy każdy kosmetyk woła 'weź mnie, weź mnie'? No i wybór padł na to, czego nie mam. Rudo-złoty perłowy cień. Przepiękny! 


  • MY SECRET Hot colors paletka
Co do tej paletki miałam mieszane uczucia. Z jednej strony chciałam ją kupić, bo ma zabójcze kolory, ale z drugiej mam przecież Sleeka Acid (KLIK), w którym też mam takie neonowe, rażące kolory. Przekonałam się ostatecznie za sprawą promocji, a także dzięki pigmentacji. Wierzcie lub nie, ale ta paletka ma lepszą pigmentację niż Sleek! Już się nie mogę doczekać, kiedy coś nią zmaluję! :)



  • MY SECRET Glam specialist eyeliner nr 12 
Widziałam kiedyś ten liner w makijażu na blogu u jednej z Was. Strasznie mi się spodobał i wiedziałam, że na pewno go kupię. Uwielbiam mocne akcenty w makijażu, a ten z pewnością będzie przykuwał uwagę! Jest wściekle neonowo-różowy, więc idealny na lato. Do tego, ja chyba nadal mam słabość do różu :D


  • MY SECRET Hot colors lip gloss nr 205
Od początku wiosny chodzą za mną ciemne usta. Chciałam kupić coś w fiolecie, ale obawiam się, że ze względu na moje czerwone włosiska ten fiolet nie będzie do mnie pasował. Więc wybór padł na ciemnomalinowy kolor z domieszką fioletu i fuksji. Błyszczyk jest bezdrobinkowy, kremowy i do tego pięknie pachnie. Mniam!



To by było wszystko, co chciałam Wam pokazać. Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam chwalipięctwem i że chętnie przeczytałyście/obejrzałyście post :)
Miałyście kiedyś coś z pokazanych przeze mnie rzeczy? 
Może Wy też kupiłyście coś na promocji? Dajcie znać, chętnie popatrzę!

_________________________________________________________________________

A jutro NIESPODZIANKA dla Was!! Zapraszam - będzie warto :)
_________________________________________________________________________

Jak zawsze czekam na Wasze komentarze!
Buziaki!

środa, 23 kwietnia 2014

RECENZJA - Ziaja krem nawilżający matujący 25+

Witajcie!

Jakiś czas temu pokazywałam Wam zakupy, jakie zrobiłam w sklepie firmowym Ziaja (KLIK).
Dziś przychodzę do Was z recenzją jednego z dwóch kremów, jakie wtedy zakupiłam. Opowiem Wam na razie co nie co o jednym z nich.

Krem nawilżający matujący 25+.


Ja, co prawda cery mocno świecącej się nie mam. Ale zależało mi na czymś, co mocno nawilży moją skórę. Kupiłam go pod wpływem Basi (Callmeblondieee), która zachwala go pod niebiosa już od 2 lat. I tak jak Basia, kocham ten krem i uważam, że jest świetnym kremem na dzień.

  • OPAKOWANIE.
Standardowe, odkręcane, 50ml pudełeczko. Białe. W środku znajduje się mój ukochany krem.
Opakowanie, jak to w przypadku Ziaji przystało, charakterystyczne i plastikowe. Krem kupujemy zapakowany z piękne białe pudełeczko/kartonik.



  • ZAPACH.
Bardzo delikatny, przyjemny. Nie utrwala się na skórze i nie utrzymuje się na niej po aplikacji.

  • KONSYSTENCJA.
Krem ma bardzo lekką, nieco wodnistą konsystencję, co sprawia, że aplikacja staje się czystą przyjemnością. 



  • APLIKACJA.
Dzięki swojej aksamitnej konsystencji krem rozprowadza się na twarzy w mgnieniu oka i jeszcze szybciej się wchłania. Jest idealny w naszym porannym makijażu. Szybko się wchłania, dzięki czemu nasz poranny makijaż znacznie się skraca. Nie sprawia, że skóra staje się klejąca. Fajnie współpracuje z podkładami, nie sprawia, że spływają, nie ścierają się na kremie, wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że utrwalają makijaż twarzy i sprawiają, że twarz lepiej 'trzyma' makijaż.

  • DZIAŁANIE.
Producent obiecuje nam zmatowienie – tego nie sprawdzałam, gdyż, jak wcześniej wspomniałam, nie mam problemów ze świeceniem się skóry twarzy. Za to z zaskórnikami problem mam. I z tego co zauważyłam krem rzeczywiście minimalnie zamyka pory, nie usuwa zaskórników i nie eliminuje ich, a powolutku redukuje. Czy krem redukuje sebum? Nie wiem, bo z takim przeznaczeniem nie kupowałam tego kremu. Kupiłam go jako nawilżacza na dzień, pod podkład. I powiem Wam, że jest rewelacyjny. Idealnie nawilża, czuć miękkość skóry przez kilkanaście godzin po jego nałożeniu. Jest lekki, nie zatyka porów. Warto zaznaczyć, że krem też ma filtr SPF, niewielki co prawda, bo tylko 6, ale ma! :)

  • WYDAJNOŚĆ.
Produkt mam już od kilku miesięcy i powiem Wam, że zużycie jest minimalne, mimo, że używam produktu codziennie.

  • PODSUMOWANIE.
Idealny krem na dzień, pod podkład. Bardzo fajne uczucie nawilżenia i minimalna redukcja zaskórników to jego największe atuty. Lekka konsystencja i świetna współpraca z podkładami także są jego mocnymi stronami. Nie tworzy nam klejącego filmu na twarzy, nie sprawia, że podkład ześlizguje się z twarzy. Uwielbiam go i pozostanę mu wierna na długi, długi czas! Polecam!


Miałyście ten krem?
A może polecicie coś innego z Ziaji, na co warto zwrócić uwagę?
Buziaki :*


wtorek, 22 kwietnia 2014

RECENZJA - Kolastyna płyn micelarny + PÓŁ ROKU BLOGA! :*

Witajcie!

Na początek, chciałam Wam oznajmić, że mój blog ma już pół roku. I właśnie z tej okazji chciałam Wam wszystkim i każdej z osobna bardzo, bardzo podziękować. Za każdy komentarz, chwilę poświęconą na czytanie postów, każdą obserwację i wizytę u mnie. Bardzo cieszę się, że jesteście ze mną już te pół roku.
Pisanie bloga sprawia mi niesamowitą frajdę i bardzo lubię do Was pisać. Mam nadzieję, że Wy lubicie tutaj zaglądać i czytać to, co Wam przekazuję :)
Jeszcze raz ogromne dzięki!! :*


A teraz czas na właściwy temat notki :)
Postanowiłam nadrobić zaległości w recenzjach, które już dawno, dawno temu Wam obiecałam :)

Poopowiadam Wam dzisiaj o produkcie, o którym pisała już Lady Hope na swoim blogu. (KLIK).
Czas na odrobinę demakijażu, czyli płyn micelarny Kolastyna.

Od zawsze preferowałam mleczka do zmywania makijażu oczu. Nie lubiłan efektu wlewania się płynu micelarnego do oka. Zmieniłam zdanie, odkąd używam płynu z Kolastyny.
Płyn zakupiłam około 13.03, więc używam go codziennie od miesiąca i mam już o nim wyrobione swoje zdanie, na dodatek zużyłam połowę, co uważam za niesamowitą wydajność produktu, patrząc na codziennie używanie!
Jesteście ciekawe mojej opinii? Zapraszam do czytania dalszej części posta :)


Produkt – KOLASTYNA REFRESH PŁYN MICELARNY DO DEMAKIJAŻU TWARZY, OCZU I UST, CERA SUCHA I WRAŻLIWA.
Cena – mniej niż 10zł. Ja go kupiłam na promocji za 6,50 w Rossmanie.
Dostępność – większość drogerii.
Pojemność – 200ml.

Produkt przeznaczony do cery suchej i wrażliwej. Co prawda ja takiej nie posiadam, ale zdecydowanie bardziej wolę delikatne produkty do oczu. 



  • OPAKOWANIE.
Niewielka przezroczysta buteleczka z elementami koloru różowego. Bardzo, bardzo fajne zamknięcie, zamykane na porządny klik. Akurat w tym przypadku mogę być pewna, że jak wrzucę całą butelkę do torebki, czy w jakiekolwiek inne miejsce, nic mi się nie otworzy i nie wyleje. Butelka, jak butelka, ładna, zgrabna. Ale akurat to nie ona powinna sprawić, byśmy kupiły produkt po raz kolejny.


  • ZAPACH.
Delikatny, zdecydowanie pudrowy, przyjemny. Nie jest duszący, ani mocno wyczuwalny. Nie przeszkadza w używaniu. Osobom wyczulonym na zapachy nie powinien za bardzo przeszkadzać.

  • WYDAJNOŚĆ.
Produkt używam od miesiąca, dzień w dzień – wiadomo. Zużyłam dokładnie połowę buteleczki, więc myślę, że nie jest tak źle. Szczególnie biorąc po uwagę moje mocne makijaże, przy których produktu zużywa się dużo, dużo więcej. Dołóżmy do tego jeszcze to, że produkt służył mi także jako płyn do przemywania twarzy i tonizacji.

  • DZIAŁANIE.
Bardzo fajnie oczyszcza twarz, dobrze zmywa makijaż, nie rozmazuje go po twarzy, jak to robią niektóre produkty. Nie daje efektu pandy pod oczami. Radzi sobie z każdym tuszem, z każdym linerem. Nie wiem, jak sprawuje się w przypadku kosmetyków wodoodpornych, nie miałam okazji tego przetestować, z racji tego, że kosmetyków wodoodpornych nie używam. Nie szczypie w oczy, nie jest nieprzyjemny. Badzo miło się go używa, bez zbędnych ceregieli i bawienia się w tony płatków i miliony razy wylewanym płynem z butelki. Dobrze także radzi sobie z pomadkami, szczególnie z tymi trwałymi, typu Essence (KLIK). Nie rozmazuje pomadek ani makijażu po całej twarzy.

  • PODSUMOWANIE.
Bardzo dobry płyn, w bardzo dobrej cenie. Ten produkt przekonał mnie, że używanie płynów do demakijażu także może być przyjemne i wcale nie jest takie najgorsze, jak myślałam. Muszę przyznać, że bardzo się polubiliśmy, i na pewno zostaniemy ze sobą na dłużej. Lubię jego delikatność i skuteczność w zmywaniu makijażu. Jak dla mnie nie ma nic lepszego do demakijażu oczu. Polecam!


Macie ten płyn? A może macie go w planach kupić?
Piszcie w komentarzach, jak zwykle czekam :)
Buziaki ! :*


czwartek, 17 kwietnia 2014

MAKIJAŻ - Neonowo z Kobo i Sleek.

Witajcie!
W końcu zawitało do mnie słońce, a jak u Was? :) Mam nadzieję, że równie dobrze.
Jako, że w końcu odrobina promieni słonecznych zawitała do mnie, postanowiłam co nie co zmalować. Ostatnio pokazywałam Wam moje zakupy (KLIK), więc nie mogłam się powstrzymać od wypróbowania nowości w mojej kosmetyczce.
I tak oto z nowych nabytków, w moim makijażu zobaczycie w roli głównej cień Kobo Blue Lavender, róż Essence Beauty Beats. Na rzęsach zagościł nowy tusz, mianowicie Pierre Rene Volumator. Mam baaaaaardzo pozytywne odczucia na ich temat. Mam nadzieję, że tak zostanie. A o tym przekonacie się za jakiś czas :)








Lista użytych kosmetyków.

  • Twarz.
Podkład Revlon Colorstay 250 Fresh Beige (KLIK)
Korektor pod oczy Jemma Kid -  Front Cover 01 fair
Puder Essence Pure Skin 01

  • Oczy
Cienie.
Kobo Blue Lavender 122
Sleek Acid
Inglot  330M, 360M
Tusz do rzęs Pierre Rene Volumator
Baza pod cienie Ingrid HD

  • Usta.

Błyszczyk Essence Stay with me - 02 My favourite Milkshake.











TAK! Ścięłam włosy. Co o nich sądzicie? :)

Mam nadzieję, że Makijaż Wam się podoba. Ja uwielbiam takie elektryzujące, mocne makijaże.
Czekam na Wasze komentarze i opinie :)
Buziaki :*


poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Wiosenne ZAKUPY! :)

Witajcie Kochane i Kochani w ten jakże brzydki i deszczowo-pochmurny dzień. Brak słońca nie sprzyja poprawie humoru ale za to skutecznie robią to zakupy! 



I właśnie o tym chciałam Wam dzisiaj trochę 'pogadać'. Uwielbiam oglądać/czytać takie posty u Was, więc i sama chętnie tworzę takie posty :)
No to zaczynamy! :)

  • REVLON COLORSTAY 250 Fresh Beige.
Podkład, którego nikomu chyba przedstawiać nie muszę. Najlepszy podkład, jakiego miałam okazję używać. Jest to już moja kolejna buteleczka i pomimo tego, że jej nienawidzę, podkład będę kupować dopóki nie znajdę nic lepszego, w co szczerze mówiąc wątpię :)
Moją opinię na jego temat możecie przeczytać TUTAJ.
Cena 39zł, zakupiony w drogerii Laboo.



  • PĘDZELEK DO LINERA.
Pędzelek, który już mam w swojej kolekcji pędzli. Ten stary jest już nieco wysłużony, więc postanowiłam 'zainwestować' w nowy. Piszę tak ponieważ kosztował całe 2,50. Co prawda jego przeznaczeniem jest nail art, ale do linera nadaje się idealnie. Jest bardzo elastyczny, co ja bardzo w nim lubię.
Kupiony w chińskim centrum.
 


  • ESSENCE Róż do policzków Beauty Beats 01 Groupie at heart.
Przepiękny róż do policzków, w intensywnie malinowo-truskawkowym kolorze. Niesamowicie napigmentowany. Podejrzewam, że pochodzi z edycji limitowanej, sygnowanej twarzą Justina Biebera :D Dorwałam go na promocji, więc nie mogłam mu się oprzeć.  
Kosztował 6,99, zakupiony w drogerii Natura.
 




  • PIERRE RENE Volumator Tusz do rzęs.
Te z Was, które mnie czytają od dłuższego czasu wiedzą, że mam manie kupowania maskar, szczególnie tych z dużymi szczotami :D Ten taką posiada, na dodatek ma pogrubiać rzęsy. Ciekawe co z niego za tusz :)
Kosztował 17,99, kupiony w drogerii Laboo.


  •  BUTTERFLY Cienie do powiek nr. 11.
Firmę Butterfly kojarzę przede wszystkim z cieni, których już kilka mam w swojej kolekcji. Ta paleta to zdecydowanie moje kolory, więc znalazła miejsce wśród moich kosmetyków. Pigmentacja taka, jaka cena, ale nie ma co narzekać, mam bazę pod cienie, więc na pewno coś w nich wykrzesam :)
Kosztowała 6,50, zakupiona w chińskim centrum.


  •  KOBO Cień mono 122 (Blue Lavender) i 119 (Smoky Grey)
Piękny lawendowy niebieski cień z lekkimi drobinkami w kolorze fioletowo różowym i matowy zielono szary cień, nieco brudny ale równie piękny. Są to moje pierwsze cienie z Kobo, ale już widzę, że są świetnie napigmentowane, mocno nasycone i niestety drogie... Wkład w cenie regularnej kosztuje 13zł, a ja za swoje zapłaciłam całe 3,99zł na promocji, więc całkiem dobry deal :)





To by było na tyle z nowości. Na pewno możecie się spodziewać recenzji tych produktów, jak tylko poużywam ich trochę i będę miała opinię na ich temat :) Makijaży oczywiście też nie zabraknie, więc czekajcie cierpliwie :)
Chciałam jeszcze nadmienić tylko, że z całych zakupów najbardziej dumna jestem z różu, który nie był w ogóle w moich planach ale jest tak piękny, że z bronzerów przerzucę się na róże :)
Ciekawa jestem, czy macie coś z tego, co Wam pokazałam. 
Ciekawa jestem także Waszej opinii, więc jak zwykle, czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Buziaki ! :*

czwartek, 10 kwietnia 2014

RECENZJA - Mariza Long&Black mascara, tusz do rzęs z ceramidami.

Witajcie!

W ostatnim poście, a dokładnie w ostatnim makijażu, jaki wykonałam użyłam tuszu, o którym już dawno chciałam Wam napisać, ale podchodziłam do niego, jak pies do jeża. Z niecierpliwością czekałam, aż ktoś mi napisze w komentarzu coś na temat rzęs. I się doczekałam. Jak się za chwilę okaże, nie tylko ja mam pewne spostrzeżenia na temat tuszu.



Mowa mianowicie o tuszu z firmy Mariza. I tak, jak kosmetyki Marizy kocham, tak tego tuszu szczerze nienawidzę. Te z Was, które czytają mojego bloga regularnie wiedzą, że mam rzęsy, którym służy nawet tusz za 5 zł i nie są wybredne. Zaraz opowiem Wam dlaczego i za co tak tego tuszu nie lubię, pomimo miłości co firmy Mariza.

Mariza Long & Black Mascara – Tusz do rzęs z ceramidami.

Zacznijmy od tego, gdzie go można dostać. Dostępny jest w katalogach firmy Mariza, czyli sprzedaż katalogowa. Jego koszt to ok 13zł, z tego co pamiętam, ja kupiłam go za ok 9zł w promocji.

  • OPAKOWANIE:
Standardowe opakowanie. Czarne, matowe, przez co szybko się brudzi. Napisy niestety zaczynają schodzić, co widać na zdjęciu. Nie przywiązuję do tego uwagi, gdyż bardziej interesuje mnie zawartość tuszu, nie mniej jednak nie wygląda to zbyt estetycznie.


  • APLIKATOR:
Jeśli czytacie mojego bloga regularnie, wiecie, że lubię duże szczoty i broń Boże silikonowe. Ta silikonowa nie jest, ale i duża też nie. Jest normalna. Moim zdaniem ma nieco za szeroko rozstawione włosie. Niestety na szczoteczce zostaje mnóstwo tuszu, ale (co najciekawsze!!!) Nie na jego czubku, a na łączeniu szczoteczki z uchwytem... Masakra!


  • KONSYSTENCJA:
To jest największy minus tego tuszu. Jest mega, mega, mega rzadki. Na początku myślałam, że jest to tusz, który należy do rodziny tych, które potrzebują czasu, żeby się 'wyrobić'. Dałam mu czas, tydzień, dwa i.. NIC! Pomyślałam, że zaryzykuję i popełniłam zbrodnię. Zostawiłam go na 3 dni odkręconego. Po to, żeby powietrze spowodowało zaschnięcie tuszu. I co? NIC!! Tusz, jak był rzadki, tak rzadki jest nadal. Leży u mnie już dobre pół roku i jego konsystencja pozostaje w stanie nienaruszonym. To jest mega, mega utrudnienie. Tusz rozlewa się po powiekach i odbija.

Pamiętacie, jak mówiłam, że odbijanie się tuszu na powiekach to bardziej kwestia umiejętności i budowy rzęs niż samego tuszu? Odwołuję swoje słowa!! W tym przypadku jest to ewidentna wina tuszu, a raczej jego niespotykanie rzadkiej rzadkości :D

  • APLIKACJA:
Przez to, że tusz jest strasznie rzadki, rozmazuje się na powiekach. Odbija się i na dole i na dórze i wszędzie. Marze się jeszcze przez dłuższą chwilę od nałożenia. A co najgorsze! Bardzo długo zasycha! Schnie, schnie i schnie i końca nie widać...

  • DZIAŁANIE:
Jak wskazuje nazwa tuszu nasze rzęsy mają być Long & Black. Czarne są, z tym się zgodzę w stu procentach. Długie też są,. Ok tu jest wszystko w porządku. Ale to że mają być długie nie powoduje tego, że tusz ma naszym rzęsom zabrać pogrubienie i ich ogólnie dobry wygląd... Zresztą same zobaczcie na zdjęciach, jak wyglądają moje rzęsy.




 



  • PODSUMOWANIE:
Mimo całej chęci i miłości do Marizy muszę określić ten tusz, jako najgorszy tusz, jaki miałam. Marze się, skleja rzęsy, nie zastyga, robi z rzęs pajęcze nóżki, ma intensywny zapach starego mydła.
Nie polecam, a nawet odradzam. I podkreślam, że firmę Mariza kocham i nadal będę kupować ich kosmetyki ale tego tuszu będę unikać.

Dla porównania możecie zajrzeć do recenzji innego tuszu i ocenić, czy rzeczywiście miałam rację.

Znacie ten tusz?
Miałyście coś od Marizy?
Co sądzicie na temat kosmetyków tej firmy?
Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki!