piątek, 15 grudnia 2017

Japoński rytuał piękna według Mariona. Kosmetyki inspirowane pięknem Azjatek.


Jakiś czas temu marka Marion wysłała mi piękną paczkę z cudownie wyglądającą zawartością. Pokazywałam Wam ją na moim Instagramie i byłyście oczarowane szatą graficzną. Przyznam, że ja także zakochałam się w wyglądzie tych produktów. Byłam bardzo ciekawa, czy kosmetyki tak samo działają, jak pięknie wyglądają.
Markę Marion znam i lubię. Wiele produktów przewinęło się przez moje ręce, ale w większości były to kosmetyki do włosów. Dostając paczkę miałam więc okazję ku temu, by przetestować coś do twarzy. Przesyłkę dostałam kilka dni przed urodzinami i testuję codziennie. Dziś przychodzę do Was z opinią o tych kosmetykach. Używam codziennie i mam już wyrobioną opinię o nich. Jeśli jesteście ciekawe, co myślę o azjatyckim rytuale według Mariona – zapraszam do dalszej części posta.


W paczce znalazłam:
Chusteczki do demakijażu.
Żel do mycia twarzy.
Tonik do twarzy.
Lekki krem do twarzy.
Maseczki: 3-minutowa i maska na płacie.

Seria skierowana jest do kobiet po 25 roku życia. Ma za zadanie nawilżyć skórę i przeciwdziałać powstawaniu zmarszczek. Moda na azjatycką pielęgnację nie stygnie. I wcale się nie dziwię. Azjatki są znane z pięknej, zdrowej i zadbanej skóry. I w dążeniu do tego azjatyckiego ideału ma pomóc nam seria Mariona.

Na pochwałę zasługuje też fakt, że w składzie tych kosmetyków nie znajdziemy parabenów, silkonów, alkoholu, czy oleju parafinowego.

Wspomnę jeszcze o jednym, wspólnym aspekcie, który łączy wszystkie produkty serii japoński rytuał. Wszystkie bowiem pachną rewelacyjnie! Słodko, ale bez przesady. Wyraźnie wybija się zapach mleczka ryżowego, przełamanego kwiatem wiśni. Ta woń to coś pięknego i świetnie działa na moje zmysły, zachęcając jednocześnie do stosowania kosmetyków.

To może zaczniemy po kolei?

Chusteczki do demakijażu.
Najsłabszy punkt całej linii. Pachną cudownie, jak wszystkie kosmetyki tej serii. Zapytacie dlaczego zaczynam od najsłabszego punktu? By potem móc się swobodnie zachwycać! Dlaczego mnie nie zachwyciły? Po pierwsze ich ilość. Jest ich mało, bardzo mało, bo jedynie 15 sztuk. Powiecie pewnie, że to wcale nie tak mało, ale patrząc na to, że niekoniecznie radzą sobie z demakijażem i do pełnego zmycia mejkapu potrzebowałam aż dwóch chusteczek, ilość 15 sztuk szybko się skończyła. Materiał mógłby być nieco mniej szorstki, a bardziej przyjemny, a same chusteczki mocniej nasączone płynem. Nie były jakoś wybitnie złe, ale i mnie nie zachwyciły.



Żel do demakijażu.
Ja bym ten produkt nazwała delikatnym mleczkiem. Ma lekką, kremowo żelową konsystencję. Niewielka ilość wystarcza, by dokładnie rozprowadzić go na całej twarzy, rozmasować i zmyć makijaż. Ja nakładam go na suchą twarz i wykonuję masaż. Nie pieni się prawie wcale. Powstaje jedynie lekka chmurka żelu na skórze. Świetnie rozpuszcza makijaż, nawet ten mocniejszy (mówię o makijażu twarzy). Następnie zmywam go ciepłą wodą. W przypadku tego żelu zauważyłam, że skóra po jego użyciu jest naprawdę czysta i zaskakująco miękka. Rzadko się z tym spotykam. Oczywiście nie ma mowy o ściągniętej, czy szczypiącej skórze – nic takiego nie ma miejsca. Bardzo lubię ten kremo-żel. Ten zapach z jego działaniem tworzy duet idealny. Muszę wspomnieć, że to najbardziej wydajny produkt tej serii. Używam go i używam od prawie miesiąca, a produktu mam jeszcze ho ho... na długi czas. Polecam!



Tonik esencja nawilżająca.
Patrzcie, jak pięknie wygląda. Ta laleczka jest słodka – prawda? Tonik, jak tonik – neutralizuje pH skóry, przy tym szybko się wchłania w skórę i powoduje, że inne kosmetyki nałożone na skórę po jego zastosowaniu są szybko absorbowane. Bardzo fajnie odpręża i relaksuje. Używam go nie tylko po demakijażu ale także w trakcie dnia, jak chcę nieco odświeżyć skórę i sprawdza się do tego świetnie! Ma jedyny minus, ale taki mały, maluteńki. Atomizer w tym toniku mógłby tworzyć większą mgiełkę, by tonik nieco lżej opadał na twarz. Oprócz tego nie mam mu nic do zarzucenia! Jest super – polecam.




Lekki krem do twarzy.
W końcu ktoś odważył się użyć sformułowania 'na pierwsze zmarszczki', a nie typowe 'krem przeciwzmarszczkowy' Nie oszukujmy się, w pewnym wieku zmarszczki zaczynają się utrwalać. Ja już niewielkie posiadam i mam fazę, na produkty, które pomogą mi z tym walczyć. Sam krem, jak nazwa wskazuje jest mega lekki. Jeden z lżejszych kremów, jakich używałam. Bardzo szybko się wchłania, nie roluje się, zostawiając skórę miękką i nawilżoną. Stosuję go jedynie na dzień, pod makijaż, aczkolwiek można stosować go także na noc. Na dzień spisuje się idealnie. Dobrze nawilża i trzyma podkład w miejscu. Muszę dodać, że współpracuje świetnie z każdym, absolutnie każdym podkładem. Na noc zaś jest za lekki i za mało treściwy, wolę coś zdecydowanie mocniejszego. Powiem tak – jak skończę tę tubkę, a już niedługo ją wykończę, lecę do sklepu i kupuję kolejne opakowanie. Podoba mi się ten krem, mimo że działania 'na zmarszczki' nie zauważyłam.



Na koniec zostały dwie maseczki.
3-minutowa maska ultranawilżająca.
I naprawdę tak działa. Jest jej dużo i jedna saszetka wystarczyła mi na 3 użycia. A produktu wcale nie oszczędzałam. Maska połowicznie wchłania się w skórę. Producent zaleca zmycie jej po upływie 3 minut. I tak zrobiłam, choć maska wchłonęła się w takim stopniu, że nie bardzo miałam co zmywać. Nie wiem, czy moja skóra była tak sucha i wymagała tak mocnego nawilżenia, skoro pochłonęła maskę w takiej ilości, czy to maska, która ma się tak wchłaniać. Ale mało ważne, bo działanie jest maski jest świetne. Rozświetlona, promienna skóra to coś, co ja uwielbiam. Po tej masce tak właśnie było. Nie lubię wydawać dużej ilości pieniędzy na maseczki do twarzy. Ta jest tania i absolutnie fajna! Polecam ją, jeśli chcecie zacząć przygodę z tą serią, a boicie się kupić wszystko od razu.

Odmładzająca maseczka na tkaninie.
Moda ma maski na płacie nie mija. Każda marka, chce mieć takie maski w swojej ofercie. Marion nie odbiega od reszty i także ma swoją. Lubię takie maski. Można je szybko nałożyć i jest z nimi naprawdę niewiele zabawy. Po otworzeniu tej maski zobaczyłam płat dobrze i porządnie nasączony płynem. Dużo, dużo mocniej niż chusteczki do demakijażu. Sam materiał jest miły i miękki. Do tego bardzo dobrze podocinany i z pewnością będzie pasował na każdy kształt twarzy. Maska dobrze trzyma się na twarzy i mimo mocnego nasączenia nie zjeżdża z twarzy. A jak działa? Bardzo przyjemnie mnie zaskoczyła. Płyn przeszedł z płata w skórę, która pochłonęła go dosłownie na momencie. Płat stał się lekko suchawy w przeciwieństwie do skóry, która po zdjęciu płata była miękka, nawilżona i do tego wypoczęta, jakbym spała całą dobę non stop. A co zaskoczyło mnie najbardziej - skóra po zdjęciu płata była jędrna, jak nigdy wcześniej. Powiecie, że to niemożliwe - ale jednak. Do tej maski wrócę na pewno!



Jak widzicie, produkty naszych rodzimych marek mogą być naprawdę świetne i do tego niedrogie. Nie cała seria mi się spodobała, ale są produkt, takie jak krem, czy maseczki, do których wrócę na pewno.

A Wy jak zapatrujecie się na azjatycką pielęgnację? Czy marka Marion przekonała Was do ich kosmetyków? Czekam na odpowiedzi w komentarzach!
Buziaki ! :*


Post powstał we współpracy z marką Marion, a fakt otrzymania przesyłki nie wpłynął na moją opinie o nich.
Post jest wynikiem moich subiektywnych odczuć. Każdy może mieć inne zdanie na temat tych produktów.

8 komentarzy: