Jak często
spotykacie się z tym, że wracacie do pewnego kosmetyku po kilku
latach i nadal jesteście nim tak oczarowane, jak dawniej? Mnie nie
zdarza się to zbyt często, ale ostatnio miałam okazję przypomnieć
sobie o pewnym fajnym błyszczyku.
Używałam
go jakieś 4 może 5 lat temu. Jakiś czas temu podczas wycieczki do
Rossmanna przyciągnął mój wzrok i wylądował w moim koszyku. Ten
tajemniczy pan to błyszczyk Wibo Spicy Lipgloss w
kolorze nr 3. Co w nim takiego fajnego, że powrót po latach
wzbudził we mnie tak miłe wspomnienia? Zapraszam do dalszej części
posta.
OPAKOWANIE.
Malutkie, kwadratowe, plastikowe. Czarna zakrętka świetnie się
zamyka i zabezpiecza produkt przed wydostaniem się na zewnątrz, a
przy tym samoistnie się nie otwiera. Do tego przezroczysta reszta
opakowania, dzięki której widać kolor i stan zużycia produktu.
Ponad to brak zbędnych naklejek, czy nalepek. Opakowanie zawiera
niewielką ilość kosmetyku, bo tylko 3ml i kosztuje ok 8 zł.
KOLOR.
Chłodny róż z domieszką srebrnych drobinek. Kolor jest pół
transparentny, nie pokrywa ust stuprocentowym kolorem. Pięknie mieni
się w słońcu i pięknie odbija światło.
KONSYSTENCJA.
Niezbyt gęsta ale też nie rzadka. Nie klei się, nie łapie włosów
na wietrze i nie skleja warg. Konsystencja przyjemna w noszeniu na
ustach. Nie podkreśla suchych skórek i nie powoduje przesuszenia
ust.
ZAPACH.
Lekko słodki, lekko chemiczny. Czuję go tylko w opakowaniu. Na
ustach nie czuję kompletnie żadnego zapachu.
APLIKACJA.
Prosta i przyjemna. Błyszczyk lekko sunie po ustach. Ma niezbyt
wielki aplikator, którym możemy pomalować usta bez użycia
lusterka. Produkt nie wylewa się poza kontur ust i nie sprawia
kłopotu przy aplikacji.
TRWAŁOŚĆ.
Błyszczyk utrzymuje się na ustach ok 3 – 4 godziny. Jeśli się
zjada to bardzo równo. Pisząc 3 – 4 godziny miałam na myśli
czas, w którym jedynie mówimy ale nie jemy i nie pijemy. Wiadomo,
że podczas picia, czy jedzenia błyszczyk zejdzie z ust trochę
szybciej...
EFEKT NA USTACH.
Błyszczyk jest z grupy tych powiększających usta. Zawiera wyciąg
z papryczki chilli, która ma działanie pobudzające i stymulujące
usta. Czy ten efekt faktycznie jest widoczny? Może delikatnie widać
lekko uwydatnione usta. Myślę, że jest to efekt odbicia światła
i efektu pieczenia. Właśnie! Nie każdy lubi ten efekt. Wiem, że
wiele z kobiet nie lubi efektu chłodzenia na ustach, jaki daje np.
Carmex. Tutaj mamy efekt pieczenia. Jest to dużo bardziej odczuwalne
doznanie. Może przeszkadzać wielu z Was. Ja taki efektu lubię i
mnie nie przeszkadza tym bardziej, że produkt z ust schodzi po kilku
godzinach a usta jeszcze chwilę pieką. Efekt warty wypróbowania
ale zdecydowanie nie dla każdego.
Na górze zdjęcie w słońcu, na dole zdjęcie w cieniu przy naturalnym oświetleniu. |
PODSUMOWANIE.
Błyszczyk, którego używałam kilka lat temu okazał się moim
ulubieńcem do dziś dnia. Formuła się nie zmieniła, ani efekt
pieczenia ust. Co prawda kolor mam inny niż wtedy, ale czy to ważne?
Produkt pięknie wygląda na ustach, ślicznie odbija światło i
daje lekko transparentny kolor. Zdaję sobie sprawę, że ze względu
na efekt pieczenia nie każdy się z nim polubi. Warto go jednak
wypróbować!
Miałyście kiedyś błyszczyk z takim efektem? Co myślicie o
efektach typu chłodzenie, pieczenie itp.? Czekam na Wasze opinie w
komenatrzach!
Buziaki ! :*
Nie przepadam za błyszczykami ;)
OdpowiedzUsuńMiałam go w innym kolorze i bardzo polubiłam. Na zimę idealny :D
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze tego błyszczyka :)
OdpowiedzUsuńNie stawiam na matowe pomadki, ale dla fanów błyszczyków to efekt jest świetny zapewne;)
OdpowiedzUsuńWow! Kocham taki efekt:) Moje ulubione błyszczyki z Avonu zapewniają mi mrowienie i ostre chłodzenie,ale ja lubię to działanie:)
OdpowiedzUsuńŚwietnie wygląda na Twoich ustach, ale ja osobiście rzadko sięgam po błyszczyki :P
OdpowiedzUsuń