Rzadko
umieszczam tutaj posty pt: 'Ulubieńcy'. Postanowiłam, że tym razem
pokażę Wam, co dominowało w moim makijażu w tym jakże letnim,
upalnym miesiącu jakim był sierpień. Dla wielu z Was zapewne był
to miesiąc pod tytułem 'nie maluję się nawet tuszem bo i tak
spłynie'. Ja niestety z wielu względów, w tym swojego ślubu, nie
mogłam sobie pozwolić na make up no make up. Dlatego też
postanowiłam pokazać Wam, co sprawdza się w moim makijażu podczas
ekstremalnych upałów. Ciekawe? No to zaczynamy!
KOBO
MODELLING ILLUMINATOR WITH TEN'S UP, 101.
Mój ulubiony korektor rozświetlający, o którym pisałam już nie
raz. Uwielbiam go za idealne krycie, pięknie rozświetlenie okolic
oczu, trwałość. Nie wchodzi w zmarszczki, nie podkreśla suchych
miejsc na skórze. Trzyma się cały dzień, a nosi się bajecznie.
Do tego jest tani i dostępny w szafach kobo w drogeriach Natura.
Rewelacja!
ESSENCE
ICE ICE BABY SHIMMER POWDER, 01 ICE SKATING ROCKEFELLERS.
Już dawno zakupiony przeze mnie rozświetlacz i odkopany po długim
czasie zapomnienia. Leżał gdzieś na dnie w kufrze i chyba czekał
aż sobie o nim przypomnę. I całe szczęście odkopałam go w
okresie letnim. Świetny puder rozświetlający, co prawda z
dodatkiem drobinek ale mi one kompletnie nie przeszkadzają. Pięknie
wygląda na opalonej skórze, pięknie odbija światło i
rewelacyjnie mieni się w promieniach słońca. Długo się trzyma, a
drobinki w nim zawarte o dziwo nie wędrują po całej twarzy.
MARIZA
PUDER W KULKACH ROZŚWIETLAJĄCO KORYGUJĄCY.
Mój absolutny faworyt jeśli chodzi i kosmetyki, które Wam dziś
pokazuję. To, co robi ten puder na twarzy zasługuje na miano
nagrody nobla :D Puder w kulkach, co widać na zdjęciu. Na pierwszy
rzut oka przypomina słynne meteoryty. Nie umiem określić dokładnie
tego, jaki efekt na twarzy daje, ale wygląda obłędnie. Mam
wrażenie że upiększa, odmładza, wygładza i dodaje blasku. Coś
niesamowitego. Ja używam go zamiast pudru, na podkład. Sprawdza się
świetnie. Nie przesusza skóry, nie powoduje świecenia się skóry.
Bardzo ładnie odbija światło i nadaje skórze zdrowy, naturalnie
wyglądający blask. Coś pięknego!
PIERRE
RENE SKIN BALANCE COVER, CHAMPAGNE.
Podkład, do którego początkowo nie byłam przekonana. Miałam
wrażenie, że jest ciężki, podkreśla w skórze to, czego nie
powinien. Na szczęście dałam mu szansę i używałam mimo wszystko
i zakochałam się, a moje pierwsze wrażenia odeszły w niepamięć.
Pięknie wyrównuje koloryt skórzy, bardzo dobrze kryje. Daje
naturalne wykończenie, nie matowe i nie satynowe. Nosiłam go często
bez pudru a twarz mimo wszystko wyglądała zdrowo i naturalne. Nie
świecił się, nie schodził i nie ścierał. Jest to dla mnie puder
z tych bardziej trwałych. No i co najważniejsze, świetnie
sprawdzał się w upalne dni. Nakładany na twarz cieniutką warstwą
rewelacyjnie trzymał się skóry. Bomba!
EVELINE
SO GLAMOUR VOLUME MASCARA.
Moje sierpniowe odkrycie! Wiecie, że uwielbiam tusze Maybelline ale
ten przebił je chyba wszystkie nawet razem wzięte. Mimo tego, że
jego szczoteczka jest silikonowa, urzekła mnie totalnie. Nie lubię
tych silikonowych cudów ale ta szczoteczka pokochała się z moimi
rzęsami. Maskara, która pięknie wydłuża, podkręca i przede
wszystkim pogrubia rzęsy. Im więcej warstw tym... bardziej pajęcze
nogi? Nie! Im więcej pociągnięć szczoteczką, tym bardziej gęste
rzęsy i coraz bliżej im do efektu sztucznych. Rewelacyjnie się
trzyma, nie kruszy, nie odbija się na powiekach. Lekki problem
pojawia się w momencie zmywania go z rzęs ale i z tym można sobie
poradzić. Nie jest to dla mnie minus, gdyż jest to oznaka
niesamowitej trwałości tuszu. Kosztuje niewiele, bo jakieś 12zł z
tego co pamiętam, a efekt daje niesamowity. Myślę, że niedługo
pokażę Wam go nieco bliżej wraz z efektem na rzęsach.
ESSENCE
XXXL SHINE LIPGLOSS, 28 PRETTY IN HIBISCUS.
Uwielbiam błyszczyki do ust. A uwielbiam je jeszcze bardziej, kiedy
nadają ustom tylko delikatny kolor i mega duży blask. Ten
błyszczyk właśnie do takich należy. Ma piękny, lekko czerwony,
soczysty ale transparentny kolor, świetny płaski aplikator. Ponad
to niewiele kosztuje, ładnie pachnie, nie klei się, nie rozmazuje,
długo trzyma się ust. Na letnie upały nie ma dla mnie nic lepszego
niż właśnie taki produkt do ust!
MARIZA
KONTURÓWKA DO OCZU.
W okresie sierpniowym bardzo często zdarzało mi się używać tylko
jednego cienia na powiekę i właśnie cielistej kreski na linię
wodną, by nieco rozświetlić oko i nadać mu świeżości. Kredka,
dzięki której uzyskiwałam taki właśnie efekt to kredka z Marizy.
Niezbyt miękka, niezbyt twarda, świetnie napigmentowana. Trzyma się
cały dzień i co najważniejsze nie podrażnia oka. Kosztuje jakieś
5 – 6 zł, gorzej z dostępnością, ale jeśli macie okazję ją
przetestować to gorąco polecam!
INGLOT
CIENIE: 423P, 74AMC.
To dwa cienie, po które sięgałam najczęściej w sierpniu.
Dlaczego? Bo roztarcie każdego z nich na powiece daje niesamowity
efekt kilku cieni na powiekach. Nie dość, ze był to dla mnie
świetny efekt, to jeszcze mega szybki i lekki, jak na makijaż w
takie upały. Czego chcieć więcej? Jestem tymi cieniami zachwycona
już długi, długi czas, i kiedy mi się skończą, na pewno
pobiegnę po następne. Trwałość cieni z inglota chyba każdej z
nas jest znana więc pisać nie będę. Zdjęcia świetnie oddają
kolor obu cieni. Na prawdę zachęcam Was do zapoznania się z tymi
dwoma cieniami podczas wizyty w inglocie.
Brązowy 423P ma miękką, kremową i nieco mokrą konsystencję,
rewelacyjnie się rozciera. A podczas rozdymiania tego koloru brąz
przechodzi w całkowicie inny odcień, co daje efekt kilku cieni na
powiece.
Bordowo fuksjowo różowy 74AMC ma suchą, lekko kredową konsystencję i milion
zatopionych w nim srebrnych drobinek. Także świetnie się rozciera
dając przejście w piękny lekki róż.
KOBO MAKE
UP FIXER SPRAY.
Gdyby nie ten produkt mój ślubny makijaż nie przetrwałby 38
stopniowego upału. Ani mój ani żadnej innej panny młodej, a
miałam okazję w sierpniu malować ich już kilka. Każdy mój
makijaż zakończony był właśnie zastosowaniem tego fixera i muszę
stwierdzić, że jest to jeden z lepszych produktów do utrwalania
makijażu, z jakimi miałam okazję pracować. Nie ściąga twarzy,
nie robi maski, nie zasycha i nie przesusza. Nie czuć go na skórze.
Świetnie zespala wszystkie warstwy makijażu na skórze, zdejmuje
efekt pudrowości i co najważniejsze – przedłuża trwałość
makijazu do maximum. Uwierzcie mi, że mój makijąż ślubny
przetrwał na twarzy równo 22 godziny w stanie nienaruszonym właśnie
dzięki temu produktowi. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Warty każej
wydanej na niego złotówki.
A jacy są Wasi ulubieńcy sierpnia i całego okresu wakacyjnego?
Znacie produkty, które Wam pokazałam? Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki ! :*
Znam jedynie korektor z kobo, który również bardzo lubię ;)
OdpowiedzUsuńZnam tylko podkład z Pierre Rene :) Bardzo go lubię i zużyłam już chyba ze 4 butelki :D
OdpowiedzUsuńWow! To moje pierwsze, ale na pewno nie ostatnie :)
UsuńUwielbiam podkład Skin Balance z Pierre Rene. Żeby odkryć jego potencjał trzeba regularnie wykonywać peeling twarzy, mieć odpowiedni krem (bo nie ze wszystkimi współgra) i nakładać go palcami.
OdpowiedzUsuńCo do peelingu i kremu się zgadzam, co do palców niekoniecznie :) Mnie najlepiej nakłada się go gąbką :) Pędzlem absolutnie jest nie do zaaplikowania...
UsuńZużyłam kilka flakonów Skin Balance, pamiętam, że bardzo się lubiliśmy. Potem przerzuciłam się na podkłady z Rimmela i będzie to miłość dozgonna :)
OdpowiedzUsuńZainteresował mnie ten puder w kulkach z Marizy :)
Polecam serdecznie! te kulki są genialne :)
UsuńTeż na początku nie mogłam się przekonać do Skin Balance, ale potem już go polubiłam :)
OdpowiedzUsuńChyba każdy tak miał. ja początkowo znienawidziłam go za smugi i za to, że podkreslał na skórze suche miejsca, których przed aplikacją podkładu nie było...
Usuńja w te wakacje postawiłam na minerały i się nie zawiodłam :)
OdpowiedzUsuńA ja nie mogę znaleźć nic dla siebie wśród minerałow... :(
UsuńPiękne cienie ;) Na tego Fixera z Kobo cały czas próbuje się załapać, ale jak wchodzę do drogerii to o nim zapominam xD
OdpowiedzUsuńjak juz go kupisz to o nim nigdy nie zapomnisz :) wspomnisz moje słowa :D
Usuń