Wiem, wiem,
że o tym podkładzie już dawno było głośno w blogosferze, ale
ja, jak to ja – zawsze daleko w tyle :D Ale w końcu wpadł w moje
ręce i nie mogłam o nim nie napisać. Długo zastanawiałam się,
co ja o nim sądzę, bo moje pierwsze wrażenie nie było zbyt dobre.
Ale po czasie i po znalezieniu odpowiedniej aplikacji tego podkładu
bardzo się polubiliśmy. I od tamtej pory jak nie wiem, po co
sięgam, to sięgam właśnie po niego. Pierre Rene Skin Balance
Cover 020 Champagne. To jest
właśnie podkład, o którym dziś poczytacie. Zachęcone? Mam
nadzieję!
OPAKOWANIE.
Ciężka, szklana buteleczka z fajną oprawą graficzną. Czarne
etykiety przyciągają oko ale nie są nachalne. Zawierają opis
podkładu, skład, nazwę koloru itp. Napisy się nie ścierają
dzięki czemu podkład wygląda estetycznie. Podkład ma pompkę,
która dozuje idealną 'porcję' podkładu. Dodatkowo wyposażony
jest w plastikową zatyczkę, która zamyka się na 'klik'
zapewniając zabezpieczenie pompki przed nieumyślnym wciśnięciem.
Buteleczka zawiera 30ml podkładu i kosztuje ok 25zł. Dostępny w
każdej szafie Pierre Rene np. w Drogeriach Natura, czy Drogerii
Laboo.
ZAPACH.
Delikatny, pudrowy. Ogólnie miły dla nosa. Nie drażni i nie
przeszkadza w używaniu. Zarówno w trakcie, jak i po aplikacji jest niewyczuwalny.
KONSYSTENCJA.
Ani rzadka, ani gęsta. Idealnie płynna ale nie spływająca z
dłoni. Przypomina mi trochę konsystencję rzadkiego kremu do rąk.
APLIKACJA.
Początkowo się nie polubiliśmy – pisałam o tym we wstępie.
Nakładany pędzlem lekko smużył i nie krył tak, jakbym sobie tego
życzyła. Próbowałam palcami – jeszcze gorzej. Pomyślałam, że
zaryzykuję i kupię gąbkę do makijażu z Donnegala. I to był
strzał w dziesiątkę! Nałożony gąbką nie tworzy maski, świetnie
kryje, nie smuży. Wtapia się w skórę, tworząc na niej lekko
klejącą warstwę. Wymaga przypudrowania, bo jest to podkład z
rodziny tych, które nie zastygają na skórze. Nieprzypudrowany
potrafi się ścierać, zostawiać ślady na ubraniach.
DZIAŁANIE.
Świetnie kryje wszelkie niedoskonałości. Może nie jest tak mocny,
jak Colorstay z Relonu ale bardzo blisko mu do niego. Kryje to, co ma
zakrywać, często nie potrzebuję już nawet korektora. Idealnie
wpasowuje się w strukturę skóry, nie podkreśla suchych skórek.
Jest lekko odczuwalny na skórze, nie zastyga. Dobrze 'pracuje' razem
ze skórą ale nie wchodzi w naturalne załamania skóry czy
zmarszczki mimiczne. Jest bardzo elastyczny przynajmniej w moim
odczuciu. Nadaje skórze lekkiego blasku i efektu świeżości.
TRWAŁOŚĆ.
Przypudrowany na skórze zostaje na cały dzień. Nieprzypudrowany
potrafi się ścierać i jak już wspomniałam wyżej odbijać się i
zostawiać ślady np. na ubraniach. Mimo wszystko nie mam zastrzeżeń
do jego trwałości. Nie świeci się drastycznie po kilku godzinach.
Na mojej skórze też nie wymaga poprawek. Nie przesusza skóry, nie
podkreśla suchych skórek, nie wchodzi w załamania, nie waży się,
nie ściera (przypudrowany). Nie schodzi z twarzy i nie tworzy plam.
Dobrze współpracuje z każdym kremem, jaki pod niego nadkładałam
i z każdą bazą pod makijaż. Mogę dodać także, ze nie zapycha
moich wielkich porów.
KRYCIE.
Bardzo dobre, może nie idealne, ale jak na podkład za niewiele
ponad 20zł bardzo dobre. Oceńcie same:
WYKOŃCZENIE.
Nie matowe, nie rozświetlające. Mogę powiedzieć, że lekko
satynowe. Podkład nadaje skórze naturalnego blasku. Ciężko opisać
jego wykończenie. Ale uwierzcie mi na słowo – wygląda zdrowo!
PODSUMOWANIE.
Jeden z lepszych podkładów kryjących w tym przedziale cenowym.
Dobrze kryje, dobrze się utrzymuje. Nie wysusza skóry i jej nie
zapycha. Pięknie wygląda. Jedyny problem, jaki może wystąpić
przy tym podkładzie to jego aplikacja. Trzeba znaleźć taki sposób
nakładania tego podkładu, by nam odpowiadał.
Znacie ten podkład? A może omijacie go z daleka? Czekam na Wasze
opinie na jego temat!
Buziaki ! :*
Świetna recenzja. Tez sie czailam na ten podklad dlugo. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWrócę do niego tej jesieni ;)
OdpowiedzUsuńJa tez zacofana jestem, bo slysze o nim juz od dawna a nigdy nie kupilam!
OdpowiedzUsuńW zeszłym roku używałam go namiętnie, świetny był :)
OdpowiedzUsuńnie znałam go chyba też po niego sięgne :) wygląda naprawdę naturalnie :)
OdpowiedzUsuńMój ulubieniec wśród drogeryjnych podkładów. :) Zostało mi go jeszcze w butelce na dwa użycia:/ Do tej pory dwukrotnie używałam odcienia nr 21, ale tym razem wybiorę coś ciemniejszego.
OdpowiedzUsuńnie przepadam za podkładami płynnymi :)
OdpowiedzUsuńMoje doświadczenie z nim na początku też nie było udane. Miałam także problemy z jego nakładaniem, rozprowadzeniem i dopiero gąbka dała sobie radę jak u Ciebie ;)
OdpowiedzUsuńjak dla mnie jest chyba za rzadki, ale muszę przyznać, że ma fantastyczny kolor ;)
OdpowiedzUsuńMyślałam, żeby wykorzystać go do sesji zdjęciowych, ale skoro nakładany pędzlem smuży, to odpada. Pracuję głównie na pędzlach a nie gąbeczkach:)
OdpowiedzUsuńJest na mojej liście zakupowej podkładów, którę chcę wypróbować ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podoba efekt jaki uzyskałaś przy jego pomocy, planuje jego zakup, ale na razie mam jeszcze mały zapas na jesień/zimę i wiosnę :) może w następnym roku się skuszę.
OdpowiedzUsuń