Jakiś czas temu pisałam Wam o akcesoriach, za pomocą których można nałożyć podkład (KLIK). I wydawało mi się, że posiadam wiedzę na temat wszystkich dostępnych gadżetów. Jakże się myliłam! Nie wiedziałam, że już wtedy świat zaczął zachwycać się silikonową wkładką ze stanika. Firmy to podłapały i wyprodukowały swoje własne silisponge. Stawały się coraz bardziej popularne, więc i ja postanowiłam go zakupić i przetestować. Czy z tego będzie miłość? Dowiecie się nieco niżej.
Na początku przypomnę Wam, że zazwyczaj w moim przypadku jest tak, że jeśli czymś się zachwyca cała blogosfera, vlogosfera itp, to mnie niestety to nie rusza. W przypadku silisponga miałam mieszane uczucia. Oglądają filmy i czytając wpisy napotykałam się na tak różne poglądy, że ciężko było mi uwierzyć w to, że tak mała, silikonowa 'gąbeczka' może wywołać tyle szumu. No i mam ją... No i nie wiem... Nie wiem o co tyle szumu...
Zacznijmy od początku. Moja silikonowa 'gąbka' pochodzi z Aliexpress. Kosztowała niewiele i bardzo mnie to cieszy, bo szkoda byłoby mi wydać dużo więcej pieniędzy na oryginał, który pewnie niczym się nie różni. Trochę sobie na nią poczekałam, a spływające skrajne opinie podsycały moją ciekawość. I przyszła! Otworzyłam paczkę i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to jej miękkość. Jest ani miękka, ani twarda. Porównałabym ją do tanich żelek na wagę z supermarketu - wiecie, Haribo to to nie jest.
Pooglądałam ją, pokazałam Wam na social mediach i odłożyłam. Powiem Wam szczerze, że bałam się jej użyć. Po prostu nie wiedziałam jak się z nią obejść. Przez czas, kiedy grzecznie czekała na to, aż jej użyję dowiedziałam się, że równie dobrze mogłabym włożyć beauty blendera w prezerwatywę i na jedno by wyszło. Hmm cóż. Sprawdzać nie będę :-)
W końcu nadszedł czas, kiedy postanowiłam jej użyć. W końcu skoro ją kupiłam to nie po to, żeby leżała i zdobiła toaletkę, bo nie oszukujmy się - ozdoba z niej marna.
Nałożyłam podkład na dłoń w ilości nieco mniejszej niż zazwyczaj i zaczęłam aplikację. Wspomnę jeszcze tylko, że nakładałam podkład, który znam i wiem, jak się sprawdza, zachowuje i wygląda na twarzy. Podczas aplikacji fluidu na twarz za pomocą siligabki należy pamietać o jednej zasadzie: najpierw rozsmarować podkład na twarzy, potem do uklepać. Zrobiłam jak kazano. I co? Nakładałam podkład tak długo, że przez ten czas zrobiłabym pewnie cały swój makijaż włącznie z konturowaniem na mokro i wycieniowaniem oka. Bardzo, bardzo długo trwało wklepywanie podkładu, by wygladał po prostu ładnie. W międzyczasie zdążył wyschnąć na niektórych partiach skóry i nie dało się z nim już nic zrobić. Więc jedyne, co mogłam uczynić to... DEMAKIJAŻ.
Tak właśnie wyglądało moje pierwsze podejście do siligąbki. I wiecie co? Kolejne wyglądały identycznie. Naprawdę dawałam jej szansę kilkukrotnie ale za każdym razem kończyło się to w łazience. Niestety nawet korektor pod oczy wklepuje się tak długo, że w końcu moja skóra krzyczy 'zrob to palcem! palcem to zrób'.
Dlaczego nie polubiłam się z tą metodą? Bo podkład pozostaje ciągle na powierzchni skóry, nie jest w nią wbity. Bardzo go widać, a struktura skóry jest strasznie widoczna. Sama aplikacja po prostu jest nieprzyjemna. Gąbka ta po chwili staje się dla mojej skóry niczym tłuczek do ubijania mięsa. Nie mam wrażliwej skóry ale po chwili zaczyna mnie to po prostu boleć.
Niestety dla mnie bubel, choć widzę w silispongu plusy. Przede wszystkim zużycie niewielkiej ilości podkładu. W przypadku materiału, z jakiego wykonana jest gąbka, nie ma mowy o wchłonięciu podkładu. Wszystko, co nanosimy na skórę zostaje na skórze. Nie oszukujmy się, każdy beauty blender, czy inny zamiennik wchłania podkład w mniejszym, czy większym stopniu. W przypadku silikonowej gąbki nie ma o tym mowy.
Drugi plus to higiena. Bardzo szybko się myje. Woda, mydło czy cokolwiek co macie do mycia i tyle. Wo wszystko. Nie ma żadnych wgłębień, porów czy czegokolwiek, w czym mogłaby się zbierać ferajna bakterii.
Cała reszta to jeden wielki minus. Czas, jaki zabiera aplikacja kosmetyków tą gąbką, jej twardość, nieporęczny kształt, wygląd podkładu, jaki uzyskujemy za jej pomocą.
Nie, nie i jeszcze raz nie dla takich wymysłów. Może i znajdą się osoby, które polubiły się z tą silikonową, potworną gąbką ale ja zdecydowanie odradzam. Kolejny raz nie sprawdził mi się produkt, o którym jest tyle szumu w Internetach.
A Wy miałyście już okazję używać silisponge? A może zastanawiacie się nad jej kupnem? Czekam na Wasze odpowiedzi w komentarzach!
Buziaki ! :*
Hmmm jakim cudem to ma ładnie rozprowadzać podkłąd skoro jest to po prostu gładkie a nie porowate jak nasza skóra hmmm :P
OdpowiedzUsuńTo samo miałam napisać. Co z tego, że nie chłonie podkładu jak BB, skoro nie da się tym nałożyć kompletnie nic ze względu na idealnie gładką powierzchnie...
UsuńDlatego wlaśnie nie rozumiem jej fenomenu.
UsuńU mnie takim samym bublem okazały się być słynne "oval brush" ;)
OdpowiedzUsuńNie sa takie najgorsze :) Napewno lepsze od tego silikonowego czegos :D
UsuńMnie się to odrazu źle kojarzyło, teraz widziałam filmy jak Dziewczyny konturowanie robią widelcem a łyżką podkład nakładają...
OdpowiedzUsuńNo dla mnie to masakra :D Zostawmy łyżce i widelcowi jedną funkcję - niech nam ułatwiają jedzenie :D
UsuńA miałam zamówić tego cudaka, jednak sobie podaruję
OdpowiedzUsuńSerdecznie odradzam :-)
UsuńJa całe szczęście jestem odporna na tego typu wynalazki ponadto widziałam już kilka kiepskich opinii. Ten BB w prezerwatywie mnie rozbawił 😂
OdpowiedzUsuńZobacz filmiki - to dopiero ubaw :D
Usuńja tam nawet nie planuję tego kupować, ani testować - zostanę przy gąbkach :D
OdpowiedzUsuńI tego się trzymaj! :)
UsuńDużo złego o niej czytałam :(
OdpowiedzUsuńJa widziałam różne opinie, i te złe i te dobre. I powiem szczerze, że z tymi złymi się zgadzam, a tych dobrych ni cholery nie rozumiem...
UsuńKurde :D czekam na nią właśnie :D też zamówiłam na ali :) "Włożyć blendera w prezerwatywę" padam ze śmiechu :)
OdpowiedzUsuńTaka moda na beauty blendery w prezerwatywie :D
Usuńja tam jestem tradycjonalistką nakładam podkład palcami :) według mnie najszybciej bo z tymi wszystkimi gąbeczkami, kwiatuszkami, jajeczkami i tym wszystkim innym po prostu sobie nie radzę, albo nie mam tyle cierpliwości i nie mogę się przyzwyczaić, w każdym razie wiem czego w akcie desperacji już na pewno nie kupię :P
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i zapraszam do siebie http://crazyladyinblue.blogspot.com/
Myślę, że to kwestia przyzwyczajenia ;-)
UsuńNie mam na jej temat zdania, ale nie kusi mnie jakoś szczególnie :) Jak kiedyś wpadnie w moje ręce to spróbuję :)
OdpowiedzUsuńUwierz mi, ze niczego nie tracisz ;-) Nic specjalnego...
UsuńTa "gąbka" wygląda własnie tak, jakby miała nie wbijać podkładu w skórę, a przecież na tym większości kobiet zależy. Mam wrażenie, że moja tłusta cera nie byłaby zadowolona z efektu jaki uzyskałabym nakładając podkład tym gadżetem :D
OdpowiedzUsuńNa pewno nie kupię :)