Witajcie!
Wiecie pewnie, bo mówiłam o tym nie raz, że uwielbiam testować
tusze do rzęs. Jestem tuszomaniaczką, jeśli miałabym siebie
określić jednym słowem. Testowanie maskar jest dla mnie bardzo
ciekawe i interesujące, więc takie właśnie odczucia towarzyszyły
mi, gdy w moje ręce wpadł tusz Golden rose infinity lash. Jeśli
jesteście ciekawe jak sprawdził się u mnie ten kosmetyk i czy jest
godny uwagi – zapraszam do dalszej części posta.
Zacznę
standardowo od opakowania. Piękne, fioletowo metaliczne opakowanie
od razu przyciąga oko. W środku to błyszczące cudo chowa aż 11ml
produktu. Samo opakowanie jak dla mnie na wielki plus. Oprócz tuszu
w środku chowa się także szczoteczka. I tutaj też plus. Fajna,
duża, włochata szczoteczka. Najbardziej w moje gusta trafiają
właśnie takie szczoteczki, bo jak wiecie, ja fanką silikonów nie
jestem :D Do tego szczoteczka nabiera odpowiednią ilość tuszu do
rzęs, dzięki czemu nie muszę wycierać nadmiaru w chusteczkę,
jak to bywa w przypadku większości maskar.
Konsystencja
tuszu także jest dla mnie wielkim plusem. Maskary używam już ponad
2 miesiące i tusz ani nie przysechł ani także nie zgęstniał.
Ciągle jest taki sam. Nie jest może super mokry ale także nie jest
mocno suchy. Dla mnie jest idealny!
Do
samej aplikacji także nie mam zastrzeżeń. Aplikuje się szybko i
bez problemów. Nie grudkuje, nie skleja rzęs, nie rozmazuje się
podczas aplikacji i nie odbija na powiece. Czego chcieć więcej?
O
samym efekcie mogę napisać poematy. Od kiedy go używam usłyszałam
tyle komplementów na temat swoich rzęs, że do tej pory się
zastanawiam, czy to na pewno o moich rzęsach była mowa? Rzęsy są
długie, pięknie rozdzielone i bajecznie pogrubione. Nie raz
usłyszałam, że wyglądają jak naturalne sztuczne rzęsy :) Chyba
nie ma lepszego komplementu.
Co
do trwałości tuszu mam tutaj jeden mały minusik. Po kilkunastu
godzinach na rzęsach potrafi się minimalnie osypać pod powieką.
Ale jestem mu w stanie to wybaczyć. Ponad to trzyma rzęsy tak, jak
powinien, nie czuć go na rzęsach, nie obciąża oka. No i
oczywiście nie sprawia trudności podczas demakijażu.
Dla
mnie jest to jedna z najlepszych maskar, jakie miałam. I na pewno
przebija tutaj mojego ukochanego Colosalla.
Daje
piękny efekt pełnych, długich i rozczesanych rzęs. Do tego nie
jest drogi, bo jego cena to 21,99 i jest łatwo dostępny. Czego
chcieć więcej? :)
Miałyście
jakiś tusz z Golden Rose? A może miałyście ten, o którym
pisałam? A może znalazłyście już tak, jak ja, swój ulubiony,
najlepszy tusz? Czekam na Wasze komentarze!
Buziaki
! :*
łądnie wydłuża
OdpowiedzUsuńCięzko mi na zdjęciu uchwycic jak pięknie wyglada, ale uwierz ze nie tylko wydłuża ale także pogrubia :)
UsuńNie znam, ale podoba mi się jak działa :)
OdpowiedzUsuńEfekt mi się bardzo podoba. Ja miałam 2 tusze GR, ale nie zachwyciły mnie na tyle żeby kupić 3 ;/
OdpowiedzUsuńJak tylko ściągnę rzęsy to od razu przetestuje. Przed zakładaniem uzywalam tusz z eveline, który jest również świetny.
OdpowiedzUsuńChętnie przetestuję, chociaż nie lubię takich szczoteczek. Ale efekt jest tego warty :)
OdpowiedzUsuńNie próbowałam jeszcze ani jednego tuszu z GR, a przecież oni mają wszystko takie super! Gdzie ja mam mózg? xD Rany, mam tylko nadzieję, że mają szczoteczki silikonowe (mają?) - ja włochaczy nie lubię, co chwile mi gdzieś te kłaczki odpadają i mam później problem ;)
OdpowiedzUsuń