Jakiś czas
temu pokazywałam Wam kilka produktów, które dostałam dzięki
uprzejmości firmy Paese. Wśród dobroci znalazł się tusz, a jak
wiecie – Alienka wielką fanką maskar jest! Od razu oczywiście
zabrałam się do testów. Trwały one dosyć długo, ale dzięki
temu mam już stuprocentowe zdanie na temat tego tuszu. I co ja myślę
na temat Blacker than black maskara od
Paese?
Samo opakowanie tuszu nie jest zbyt atrakcyjne. Zwykłe, czarne,
plastikowe. Szata graficzna minimalna, co akurat mnie cieszy. Nie
lubię zamazanych opakowań kosmetyków. Do tuszu dostałam także
ulotkę/kartonik, zawierające wszelkie potrzebne informacje na temat
produktu. Całe opakowanie jest dosyć duże, co sprawia, że mamy
wrażenie (słuszne) o dużej zawartości. I taka właśnie jest –
duża. Bo samego tuszu w środku jest aż 13ml. Data ważności to 6
miesięcy od momentu otwarcia.
Jaka jest jedna z ważniejszych rzeczy w tuszu? Szczoteczka! Po
otwarciu tuszu pojawiła się wielka, ogromna, włoskowa szczota!
Tak, tak szczota! Jest wielka. Początkowo trochę mnie zdziwiła, bo
nie wyobrażałam sobie malowania rzęs tak wielką szczoteczką.
Moje obawy w późniejszym czasie okazały się bezpodstawne, ale nie
do końca. Malować co prawda się da, ale czynność ta do
najszybszych i najłatwiejszych w przypadku tego tuszu nie należy.
Co do samej szczoteczki – jest fajna, ale mam zastrzeżenia.
Nabiera dużo produktu w początkowej fazie używania. Gdy tusz
zgęstnieje nabiera go zbyt mało. Dobrze wyczesuje rzęsy ale tylko
przez jakiś czas. Później ma tendencję do sklejania, ale
spokojnie da się je ładnie rozdzielić poprzez większą ilość
pociągnięć tuszem po rzęsach.
Konsystencja tuszu początkowo jest rzadka. Może nieco za rzadka, bo
tusz w ilościach nadprogramowych ląduje na rzęsach. W późniejszym
czasie używania tusz nabiera idealnej konsystencji i maluje się nim
bajecznie. W stanie obecnym jest już nieco suchy – używam go
jakieś dwa miesiące – malować się da, ale nie należy to do
przyjemności.
Co do samej aplikacji. Bałam się szczoteczki, ale przy użytkowaniu
stwierdziłam, że jest naprawdę fajna. Wiecie, że ja lubię prawie
wszystkie aplikatory w tuszach i do żadnego z nich nie podchodzę od
razu z negatywnym nastawieniem. Jak już wcześniej wspomniałam tusz
miał trzy fazy użytkowania. Pierwsza charakteryzowała się rzadką
konsystencją i dużą ilością tuszu na rzęsach. Druga była
niemal idealna, a trzecia – faza zejściowa – to trochę męki,
sklejanie rzęs i gęsty tusz.
Tusz nakładał się przyjemnie, fajnie wyczesywał rzęsy i, jak
sama jego nazwa wskazuje był czarniejszy od czerni.
Nie jest to zły tusz. Fajnie wygląda na rzęsach, ma fajną dużą,
gęstą szczoteczkę. Ale jest jedno, czego nie mogę mu wybaczyć.
Piekielnie odbija się na górnej powiece! Nigdy w życiu,
odkąd używam maskar, nie miałam takich problemów z tuszem do
rzęs. Trzyma się na rzęsach, nie kruszy się, nie robi efektu
pandy. No ale czarnych kropek i kresek pod brwiami od odbitego tuszu
nie zniosę. Początkowo myślałam, że to może kwestia tego, że
niejednokrotnie mój makijaż to tylko tusz i tłusta powieka, która
niczym niepomalowana powoduje odbijanie. Ale nie. Odbija się ma
gołej powiece, na pomalowanej powiece, na matowej powiece – odbija
się zawsze. To dyskwalifikuje ten tusz u mnie na wieki wieków amen.
Jeśli chcecie wiedzieć coś o jego wydajności to powiem Wam, że
mnie ta ogromna pojemność wystarczy spokojnie na 3 miesiące. Na
pewno posłużyłby dłużej, ale z każdym dniem tusz jest coraz
bardziej gęsty i przysparza kłopotów przy aplikacji. Nie wiem, czy
chcę męczyć się z tym tuszem i znosić jego ksero na powiece aż
do zużycia... Ja rano nie mam czasu się bawić. Ba, nie mam ochoty
bawić się w ogóle w grudki i tym podobne sprawy. Także gdy tylko
wpadnie w moje ręce jakiś nowy tusz, ten ląduje w koszu.
Podsumowując: tusz nie jest zły. Do tej pory nie wiem, czemu ta
cholera się odbija na powiekach w ciągu dnia. Gdyby nie to, tusz
ten byłby naprawdę fajnym, mega czarnym malowidłem do rzęs. A
tak jest tylko taki sobie. Oczywiście jest to tylko moja opinia. U
Was ten tusz może sprawdzić się o wiele lepiej lub o wiele gorzej.
Każdy z nas inaczej reaguje na produkty i kosmetyki i każdy z nas
ma inne wymagania. Pamiętajcie o tym. To, że tusz nie sprawdził
się u mnie, nie oznacza, że u Was także się nie sprawdzi.
Miałyście ten tusz? A może znacie podobne tusze, które są jak
zmory i lepiej ich unikać? Czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Buziaki ! :*
Kosmetyk otrzymałam dzięki uprzejmości firmy Paese, co nie miało wpływu na ostateczną opinię o produkcie.
Też nie lubię jak tusz się odbija... zwłaszcza jak się starałam z makijażem oka...jeszcze tylko tusz i... ciach kreski, kropki i inne takie od tuszu... i teraz zmazuj to tak by cała praca nie poszła w las
OdpowiedzUsuńja nigdy nic z tej firmy nie mialam :)
OdpowiedzUsuńNie lubię jak tusz się odbija i to od razu go skreśla
OdpowiedzUsuń