środa, 4 marca 2015

INGLOT - Moja kasetka i jej wnętrzności Inglotowo - Kobowe :D

Witajcie!
Ja niestety w dalszym ciągu na L4... Ale nie ma się co użalać nad sobą, w końcu będę miała więcej czasu na pielęgnację bloga!

Na początku chciałam Wam wszystkim, czyli moim obserwatorom i czytelnikom serdecznie podziękować za to, że jesteście, czytacie, komentujecie i zaglądacie do mnie. Od kiedy zaczęłam regularnie pisać jest Was coraz więcej, co niezmiernie mnie cieszy i powoduje uśmiech na mojej twarzy! Dziękuję!

Po wstępie powracamy do meritum posta, czyli do mojej kasetki z Inglota, a dokładnie jej zawartości, bo to chyba ona jest najbardziej interesująca :) Co do samej kasetki, nabyłam ją w grudniu 2013r. Zapłaciłam za nią coś ok 15-18zł? Nie pamiętam dokładnie. Jest to zwykła kasetka bez przegródek, co widać na zdjęciu. Nie mam jej absolutnie nic do zarzucenia oprócz kilku rzeczy, takich małych drobiazgów: łapie wszelkie zabrudzenia, czyli odbite palce, pyłki z cieni. Rysuje się dosłownie od wszystkiego, co niestety przy większej ilości rys bardzo widać. No i niestety to, co spotkało mnie niedawno – padł zawias i paletka otwiera się na płasko, nie ma ogranicznika :( Jeśli chodzi o samą paletkę to by było na tyle. Mimo tych kilku wad bardzo ją lubię i mam w planach następną bo w mojej zostało jeszcze tylko jedno miejsce na cień... A co do samych cieni to nie ma co pisać, trzeba pokazywać, także zapraszam Was na ogrom zdjęć i kilka słów o każdym z nich :)
Ps. są to nie tylko cienie z Inglota, a także z Kobo.





  • INGLOT 453 PEARL.
Biały, perłowy cień. Super miękki ale przy tym zachowujący swoją mokrą konsystencję. Jest genialny do stosowania w wewnętrzny kącik. Bardzo często, kiedy pokazuję Wam makijaż i mam w kącikach właśnie ten cień piszecie, że jest pięknie rozświetlony. :)





  • INGLOT 330 MATTE.
Matowy, cielisto – brzyskwiniowo – łososiowy kolor. Przepięknie wyrównuje koloryt powieki. Świetnie sprawdza się także w pomaganiu przy blendowaniu cieni. Czasami zdarza mi się zagruntować nim korektor pod oczami i w tej roli także sprawdza się znakomicie. Najczęściej jednak ląduje u mnie pod łukiem brwiowym.





  • INGLOT 360 MATTE.
Mój zdecydowany hit w palecie! Delikatny brąz, nie umiem określić, czy jest bardziej ciepły, czy zimny. Dla mnie jest bardziej ciepły, ale mogę mieć złe oko :P Cień, który pięknie wygląda w załamaniu, sprawdza się tak rewelacyjnie. Pięknie też rozciera bardzo ciemne cienie. U niektórych fajnie wygląda jako cień do brwi, ale radziłabym uważać przy tym. U mnie jest to cień obowiązkowy w każdym dziennym makijażu!





  • KOBO 109 ENGLISH ROSE.
Bardzo ładny cukierkowy róż. Świetnie napigmentowany. Ciężko jest go wkomponować a makijaż, ale kiedy się to uda, wygląda fantastycznie! Stosuję go czasami jako róż i wygląda pięknie!





  • INGLOT 338 MATTE.
Jeden z moich pierwszych cieni inglota. Piękna butelkowa zieleń z dodatkiem turkusu, niebieskości. Genialnie wygląda w makijażach, zarówno solo, jak i w połączeniu z innymi kolorami.





  • INGLOT 423 PEARL.
Mój absolutnie ulubiony cień z tego pudełeczka! Kocham go miłością bezgraniczną. Jest to przepiękny brąz z dodatkiem złota. Ja tam widzę także nieco czerwieni i fioletu, ale zależy to zdecydowanie od światła.





  • KOBO 119 SMOKY GREY
Szarości są teraz w modzie prawda? :D A tak serio bardzo interesujący cień i bardzo, bardzo nieoczywisty. Nałożony w dużej ilości mocno wpada w zieleń. Mocno roztarty zaś staje się przepiękną szarością. Jest totalnie matowy, co wzmacnia efekt przejścia koloru. Tym cieniem zdecydowanie można zrobić cały makijaż oka tak, że będzie wyglądał, jak zmalowany kilkoma cieniami.





  • KOBO 126 GOLDEN OLIVE.
Jasnozielony cień ze złotymi drobinkami. Nie bardzo pasuje mi do niego nazwa. I o ile z golden się zgadzam to z olive już niekoniecznie. Ale co tam nazwa! Jest piękny, świeży, iście wiosenny i fantastycznie iskrzy w słońcu!





  • INGLOT 74 AMC.
Absolutny hit imprezowy dla zielonych oczu! Nie dość, że pięknie podbija tęczówkę, pięknie się mieni to daje efekt wow nawet solo. (KLIK).





  • KOBO 122 BLUE LAVENDER.
Początkowo niebieski dla mnie okazał się nie być tak oczywisty, jaki mi się wydawał. Niby niebieski, ale jednak ta lawenda gdzieś w nim siedzi. Ten fiolet mocno widać po roztarciu cienia.





  • KOBO 113 PLUM.
Piękny matowy fiolet, mocno napigmentowany. Uwielbiam ten cień za to, jak świetnie się blenduje. Jako jedyny z matowych cieni z kobo, jakie posiadam, ten blenduje się najlepiej. Jest cudowny jako akcent na oku i jako cień samodzielny. Dla zielonych oczu – rewelacja.






To by były wszystkie cienie, jakie mieszkają w mojej paletce! Jak widać mam tam kolory, dzięki którym stworzę makijaż dzienny, wieczorowy jak i kolorowy. Zostało mi miejsce na jeszcze jeden cień. Może polecicie mi jakiś z Kobo lub Inglota?
Czekam na Wasze opinie w komentarzach!
Buziaki ! :*

15 komentarzy:

  1. 74 też miałam i byłam w nim zakochana:) 330 mi się bardzo podoba, kiedyś się zaopatrzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 74 jest piękny! A 330 polecam bo jest mega! Wielofunkcyjny i wielozadaniowy :)

      Usuń
  2. 74 będę polować, bo bardzo mi się podoba, ja cienie Inglot bardzo lubię i w sumie tylko ich używam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poluj, poluj bo naprawdę warto! Na żywo jest przepiękny, a w makijażu zielonych oczu wygląda obłędnie :)

      Usuń
  3. Parę kolorów wpadło mi w oko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Od niedawna zaczęłam nabywać cienie Inglot, ale te KOBO kuszą mnie od dawna :) Akurat w mojej okolicy nie ma KOBO, ale jak tylko mam okazję, kupuję z tej firmy bazę oraz fixer. Uwielbiam oba produkty!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zastanawiałam się nad zakupem paletki cieni Inglot, ale sporo ich mam, więc chyba jednak zrezygnuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Łady zestaw kolorów, kilka mam u siebie ale jeszcze Plum mi się spodobał.

    OdpowiedzUsuń
  7. Piękne zestaw :-) ostatnio matowe najbardziej mi przypadły do gustu ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Z Kobo mam Caffe Latte oraz Rose Gold i z obu jestem bardzo zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń